T w O

284 37 11
                                    

Następnego dnia doktor odwiedza mnie z samego rana. Kiedy otwieram mu drzwi ma nieco zawiedzioną minę. Pewnie liczył, że ciągle śpię, a on będzie mógł zrobić mi niespodziankę. W końcu do drzwi nie zapukał, ani nie zadzwonił. Od monotonnego czytania porannej gazety, a dokładniej rubryki rozrywkowej, wyrwał mnie brzdęk kluczy. Nim mężczyzna uniósł odpowiedni do zamka, ja już otwierałem drzwi od drugiej strony.

— Spałeś?— po krótkiej niemej konwersacji spojrzeń, doktor w końcu odzywa się poważnym tonem.

— Cztery godziny.

— To i tak dobrze— wzdycha z lekką nutą niezadowolenia. Wyciąga kartkę z kieszeni miodowego polaru i skrobie na niej coś szybko długopisem. Zapewne leki na sen, po raz kolejny nowe. Po raz kolejny silniejszy specyfik.
— Mam nadzieję, że lubisz crossainty z marmoladą— po chwili na nowo zmienia temat i uśmiecha się ciepło, jak dobry i oddany przyjaciel.

— Nie przepadam za słodyczami.

— Marny z ciebie francuz.

— Jakby nie patrzeć nie jestem nim— wywracam oczyma w oczywistym geście i dopiero po chwili orientuję się, że tarasuję mężczyźnie wejście. Odsuwam się o krok, a w tym samym momencie doktor odwraca wzrok w stronę bramki wyjściowej.

— Idziesz?— mówi nieco głośniej, tym samym starając się przywołać do siebie swojego towarzysza.— Baekhyun jest nieco roztrzepany— śmieje się do mnie pogodnie.— Bardzo możliwe, że przez przypadek rozrzucił po aucie zakupy. Powinienem mu pomóc... nie pomyślałem o tym.

Chcę jakoś skomentować niekompetencję syna mojego lekarza, ale po chwili ktoś pcha furtkę, ta skrzypi przeraźliwie, a chwilę później obok mężczyzny staje młody chłopak. Ma nisko spuszczoną głowę. W dłoni ściska plastikową siatkę i mieli jej uchwyt między palcami. Dopiero po wymownym chrząknięcie doktora, dzieciak unosi wzrok i uśmiecha się niemrawo– chociaż trudno mi nazwać ten grymas na jego twarzy po imieniu, równie dobrze może to imitować wyraz zażenowania, albo strachu. Chwilę się w niego wpatruję, aż w końcu przypominam sobie ubiegły wieczór i nieproszonego gościa w ogrodzie. To właśnie on. Nawet ma bandaż na dłoni.

On od samego początku unika dłuższego kontaktu wzrokowego ze mną i jakiejkolwiek reakcji. Kiedy jesteśmy już w środku, wszystkie pytania odnośnie śniadania i przyrządzenia go kieruje do ojca, a mężczyzna następnie głośno powtarza je mi. W końcu po dłuższych naradach całą trójka siadamy przy stole z nieszczęsną ceratą w żółtą kratę. 

Starszy Byun rozlewa mi i sobie czarnej gęstej kawy do kubków, z fikuśnymi wzorami. Mi po brzegi sobie trzy czwarte, aby resztę zapełnić średnio tłustym mlekiem. Synowi nalewa samego mleka i uśmiecha się do niego, kiedy chłopak zaprzestaje chwilowo obgryzanie skórek przy paznokciach i dziękuje ojcu tym samym gestem. Przyglądam mu się ukradkiem, bacznie rejestrując każdy jego ruch i zachowanie. Ciągle się wierci, szura krzesłem, nogi nie pozostają spuszczone w normalnej pozycji niedłużej niż trzydzieści sekund. Kopnął mnie przynajmniej trzy razy w ciągu dwóch minut, obgryza paznokcie, wyciera usta o rękaw nie w serwetkę, włosy wpadają mu do oczu, ciągle pociąga nosem i dłubie w zębach palcami. Dosyć niestosowne zachowanie i niezbyt przyjemny widok– a zwłaszcza w momencie kiedy zaczyna wyjadać dżem łyżką prosto ze słoika.

— Ile masz lat?— zagaduję w końcu, przerywając ciszę zakłócaną stukotem łyżeczki o słoik. Nagle chłopak zastyga, sztywnieje jak małolata na pobraniu krwi. Spuszcza ręce ze stołu, nogi przestają wierzgać, wzrok wędruje na stopy okryte znoszonymi trampkami.

— Baekhyun— ojciec chłopaka lekko szturcha go w ramię, ponaglając go do odpowiedzi.

— Osiemnaście— mamrocze ledwo zrozumiale, szybko i beznamiętnie. Po chwili zagryza policzek od środka, zerka na mnie niepewnie. Kiedy uświadamiam sobie, że mam ochotę coś powiedzieć nachyla się nad uchem ojca. Zakrywa je dłońmi i szepcze coś energicznie, a mężczyzna lekko kiwa głową. Po chwili chłopak znika za progiem tarasu i wbiega do ogrodu.

𝓁𝑒 𝓅𝑒𝓉𝒾𝓉 𝓅𝓇𝒾𝓃𝒸𝑒  «𝒸𝒽𝒶𝓃𝒷𝒶𝑒𝓀»Where stories live. Discover now