t E n

197 28 3
                                    

To jakiś mistyczny sen. Rzeczywistość zatarła się z wyobraźnią. Nie wiem jakim cudem Baekhyun wyciągnął z mojej podświadomości coś, co tak misternie starałem się ukryć i utrzymać w tajemnicy przed całym światem. Nie wiem nawet jakim cudem moje postrzeganie tego nastolatka, tak nagle się zmieniło. Mam wrażenie, że wszystko zaczęło mknąć na przód o wiele za szybko. Dosłownie z dnia na dzień przeszliśmy od nienawiści do romansu. Ah Baekhyun, jak możesz nie mieć dla mnie litości. Oboje tak okropnie grzeszymy. Gdybyś nie prowokował mnie swoim nieczystym jestestwem czy w ogóle byłbym w stanie pomyśleć o tobie jako obiekcie pożądania? Czy kłamałem mówiąc sobie, że mógłbym dopiero cię uwielbiać gdybyś był starszy? Nie, nie kłamałem. To ty zaburzyłeś moje postrzeganie i standard. Wspaniały diable. Pewnie nawet nie wiesz jak bardzo targasz moimi emocjami, jak bardzo wpędzasz mnie w zapomnienie. Ale dziskuję ci za to wszystko. Bo przede wszystkim przy tobie czuje się zdrowy.

***

Czerwiec dobiegł końca pod znakiem wielkiego chaosu. Chaosu w pozytywnym i negatywnym znaczeniu. Między mną a Baekhyunem doszło do wielu kłótni i nieporozumień, ale również do pięknych chwil i licznych zachodów słońca, które jak się okazało nastolatek naprawdę kochał.

Słońce późnego popołudnia grzeje nam bezlitośnie w karki, to jednak nie powstrzymuje Baekhyuna w drodze na klif, na którym wznosi się kościół Chapelle Notre Dame de la Garde. Czytałem o nim kiedyś, ale dopiero tego dnia mam okazje zobaczyć go z bliska. W drodze na szczyt mijają nas grupki turystów oraz powoli toczące się melexy. Aż zazdroszczę spasionym amerykanom, że w taką pogodą mogą wozić swoje tłuste tyłki takimi urządzeniami w górę i z powrotem. Oczywiście za stosowną opłatą –sądzę jednak, że nie zrobiłaby ona szczególnej wyrwy w moich osobistych finansach.

Baekhyun nie ma litości dla mnie ani duchowo, ani emocjonalnie, ani też fizycznie.

— Nie sap już tak jak stary koń, jesteśmy blisko— Baekhyun łapie moją dłoń i uśmiecha się pięknie, jak to ma w zwyczaju. Każdy jego uśmiech jest piękny.

— Jakbyś był w moim wieku, to też byś sapał po takim wysiłku.

— Bez przesady, trzydzieści jeden lat to nie tragedia— kręci głową, stawiając coraz większe i pewniejsze kroki.— Wiesz skąd ta zadyszka? Od twoich papierosków. Jesteś paskudnym, uzależnionym palaczem Chanyeollie.

— Nie jestem uzależniony. Palę z nudów.

— A potem z nudów nie możesz wejść kilkaset metrów pod górkę— kręcił głową z niedowierzaniem i tym razem ciągnie mnie za sobą używając nieco siły.

W końcu z wieloma trudami zauważam wystający ponad linie horyzontu szczyt wieży kościoła. Kilka kroków w przód i budynek wyłania się przede mną w całej swej okazałości. Cały teren powoli pustoszeje. Znudzeni widokami turyści zmierzają do pubów i barów wydać swoje ciężko zarobione premie na sex on the beach czy innych podobnych pocieszycieli.

— Bardzo tu romantycznie, nie uważasz?— Baekhyun spogląda na mnie przez ramię teraz kierując się na przód o wiele wolniej. Nie rozumiem czemu się tak spieszył.

— Racja... całkiem.

— Zawsze marzyłem, żeby przyjść tutaj z kimś bliskim mojemu sercu— mówi z uśmiechem.

Ah Baekhyun ty podstępny, boski szatanie. Czemu tak owijasz mnie sobie wokół palca powtarzając mi ciągle na przemian tak słodkie i wulgarne wyznania?

Moje policzki lekko pieką kiedy słyszę, jak mówi mi te słowa. Być bliskim jego sercu, to tak jak mieć całe jego życie w rękach. Teraz jeszcze bardziej boje się, że mógłbym go skrzywdzić, a z drugiej strony zauraczam się w nim jeszcze bardziej kiedy trzyma moje imię gdzieś przy swoim sercu.

𝓁𝑒 𝓅𝑒𝓉𝒾𝓉 𝓅𝓇𝒾𝓃𝒸𝑒  «𝒸𝒽𝒶𝓃𝒷𝒶𝑒𝓀»Where stories live. Discover now