t H r E e

264 31 1
                                    

Ubiegły tydzień minął monotonnie, w przeciągającej się nudzie i bezczynności. Baekhyun codziennie rano i wieczorem zjawiał się, aby podlać w ogrodzie i ani razu nie przeprowadził ze mną żadnej senswonej konwersacji. Codziennie w godzinach popołudniowych odbywałem krótkie sesje psychologiczne, zdając raport z mojego samopoczucia. Oprócz dokuczliwej nudy byłem w stanie stwierdzić, że ogólnie moje samopoczucie ma się lepiej i od dłuższego czasu po raz pierwszy naprawdę czuję się dobrze. Nie odchodziłem oczywiście od zażywania właściwych leków.

Otrzepuję popiół papierosa do porcelanowej popielniczki, mozolnie wypuszczam z ust dym. Poprawiam okulary, które zsunęły się na sam czubek nosa, uniemożliwiając mi dokładne dojrzenie drobnego druku. Książka dosyć ciekawa, chociaż ciągle nie wiem o czym mówi. Może literatura psychologiczna jest dla mnie zbyt ambitna. Jednak nudząca cisza wymagała, aby zająć czymś myśli.

Godzina szósta trzydzieści. W kuchni słychać tykanie zegara. Chwilę wpatruję się w niespokojnie mknącą przed siebie sekundową wskazówkę. Baekhyun powinien już za chwilę przyjść. Ciekaw jestem jak zareaguje na wieść, że ogród został już dawno podlany. Ba! Nawet porwałem się, żeby włączyć zraszacz. Dług starałem się udrożnić to cholerstwo, aż w końcu samo niespodziewanie postanowiło wypuścić z siebie wodę. Zbyt dużo i w złym kierunku – krócej mówiąc prosto na mnie. Po takich właśnie sytuacjach dochodzę do wniosku, że pielęgnacja roślin to zupełnie nie moja para kaloszy.

W końcu rozbrzmiewa dzwonek. Podnoszę się, a wręcz zrywam, z siedzenia. Krzesło chwieje się lekko, finalnie powraca do tej samej pozycji kiedy na nim siedziałem. Wrzucam na wpół wypalonego papierosa do popielniczki. Kieruję się do drzwi, gdy nagle dzwonek dzwoni ponownie. Otwieram je szeroko, nie robiąc jeszcze jak na razie przejścia dla Baekhyuna.

— Dzień dobry— witam się, uśmiechając się prawie niezauważalnie. Nie zależy mi na zbudowaniu z tym chłopcem jakichś szczególnych relacji. Chciałbym jedynie, aby potrafił okazać mi szacunek jako osobie starszej od niego.

— Dzień dobry— mamrocze tak cicho, że lepiej usłyszłabym już trzepot skrzydełek muchy. Musi minąć kilka dłużących się chwil, aż w końcu unosi wzrok i spogląda prosto w moja twarz.— Czy mógłbym...

Nie daję mu skończyć. Przepuszczam go w drzwiach i zamykam je, kiedy chłopak stoi już za progiem żółtej willi. I znow bez słowa kieruje się w stronę ogrodu, uwalniając ze swojego ciała tyle energii, o którą nawet bym go nie posądził. Wyobrażam sobie jak szeroki uśmiech na jego okrągłej twarzy rzednie w ułamku sekundy, gdy orientuje się, że potrzeby jego ukochanych kwiatków zostały już dawno zaspokojone.

— Coś nie tak?— podchodzę bliżej młodzieńca i opieram się o framugę tarasowych drzwi.

— Pójdę.

— Nie, nie. Usiądź— skinieniem głowy wskazuję na stół w jadalni, z którego w końcu ściągnąłem obrzydliwą ceratę. Nie czekam na jego reakcję, siadam na wcześniej zajmowanym miejscu i ponownie zerkam wymownie na drugie krzesło. Chłopak chwilę się waha, by w końcu przystąpić mojej propozycji.
— Tata wrócił już z Hawr?— to jedno pytanie wydaje mi się odpowiednie na sam początek rozmowy, aby przełamać jakoś pierwsze lody. Starszy Byun często tam jeździł, tak samo było i wczorajszego dnia.

— Wczoraj wieczorem— kiwa beznamiętnie głową i wypuszcza ciężko powietrze z ust. Mam nieodpartą ochotę mu zaklaskać w nagrodę, iż dzisiejszego dnia przemógł się na tak dużo słów kierowanych w moim kierunku.

— Nie nudziłeś się samemu?

— Nie.

— Opowiedziałbyś mi coś o sobie?— w odpowiedzi milczenie i wzruszenie ramionami. Konstruowanie dłuższych zdań złożonych w moim towarzystwie jest prawdopodobnie czymś o wiele bardziej wymagającym niż jest sobie w stanie wyobrazić.— Masz ochotę na coś do picia, albo do jedzenia?

𝓁𝑒 𝓅𝑒𝓉𝒾𝓉 𝓅𝓇𝒾𝓃𝒸𝑒  «𝒸𝒽𝒶𝓃𝒷𝒶𝑒𝓀»Where stories live. Discover now