†«'~•𝓳𝓾𝓼𝓽 𝓫𝔂𝓵𝓮𝓻•~'»† 𝒶𝓊

🦋~2~🦋

                         Dzień 17

- Mike jesteś tam? ... s-słyszysz mnie?..

Cisza. Tylko szum krótkofalówki. Zero odbioru. Will poddał się po czym rzucił się plecami (?) na łóżko. Westchnął. Pogoda była dziś ładna.. słońce mocno grzało, po niebie błąkały się pojedyncze chmury, ponad 22 stopni. Idealna pogoda na wyjście na dwór ze znajomymi.. na lody, spacer, rower, basen...
On za to kolejny dzień siedział w domu i czekał na odzew przyjaciela.

Przecież mógłby teraz tak świetnie spędzać czas prawda?

Powoli podniósł się i usiadł po turecku. Była już godzina jedenasta, a w jego pokoju roznosiła się melodia. Jego ulubiona piosenka (wiadomo jaka hahs) Biedaczek nie zjadł jeszcze śniadania przez co bolał go brzuch. Siedział tak dłuższą chwilę zastanawiając się co może robić byle nie siedzieć w domu. W końcu wstał, podszedł do urządzenia i je wyłączył. Wziął trochę pieniędzy z szuflady biurka, włożył je do kieszeni po czym wybiegł z pokoju.

Biegnąc zatrzymał się w salonie. Jego matka siedziała na kanapie pijąc herbatę, a Jonathan rozmawiał z Nancy przez telefon.
- Wychodzę na trochę.. - znów zaczął biec

- Gdzie idziesz Will? - zapytała spoglądając na biegnącego syna, który po chwili wybiegł z domu.

- Jadę w siną dal ! - krzyknął z podwórka (okno było otwarte to go usłyszała yh)
Joyce tylko westchnęła, a Byers już wsiadł na swój rower. Pedałował tak szybko jakby gonił go stwór z drugiej strony. Demogorgon, który poczuł krew, gonił swą ofiarę chcąc pożreć ją w całości. Jechał do Starcourt.. oczywiście aby coś zjeść i zakupić parę rzeczy. Miał pewien plan i głęboką nadzieję, że uda się mu go zrealizować. Jechał mijając domy.. sklepy.. aż w końcu zajechał pod centrum handlowe. Zatrzymał się i spojrzał na wielki napis. Będzie dobrze - pomyślał Zostawił rower przed wejściem i wszedł do środka.

-------------------------------

haiiiiiiiiii ajm back
bo w końcu święta to mam czas hah
meri iks mas pipul <3