Rozdział 5

25.5K 712 33
                                    

Marco

Siedziałem w ogromnym salonie, stukając palcami o pustą szklankę, w której wcześniej znajdowała się whisky. Głowę opierałem o oparcie kanapy, starając się poukładać wszystko w niej.
Od spotkania z piękną dziewczyną, nie umiałem przestać wyobrażać sobie jej wizerunku.
Miałem wrażenie, że mam ją ciągle przed oczami. Czułem ciągle jej smak, zapach, dotyk.
Nie potrafiłem, zrozumieć tego, co się wczoraj wydarzyło, byłem nie mal w szoku, gdy w jednej chwili całowałem jej miękkie usta, a w drugiej widziałem, jak ucieka niczym kopciuszek po północy.
Była niezrozumiałą dla mnie księgą, ogromną tajemnicą, niezbadanym lądem.
Odetchnąłem, wypuszczając głośno powietrze przez zaciśnięte gardło.
Większość kobiet, które spotkałem na swojej drodze, oczekiwały tylko jednego, już na pierwszym spotkaniu, i nagle pojawiła się ona, nie oczekując niczego.
Absurd, nie spodziewałem się, że takie kobiety istnieją. Chociaż jej ciało zdradzało to, co czuła i czego pragnęła, jej rozum powstrzymywał ją przed nie odwracalnym czynem.
Zafascynowała mnie ta szara myszka, muszę przyznać, że coraz bardziej podobała mi się ta gra, chcąc czy nie, już w nią weszła. Karty zostały rozdane.
Potarłem wierzchem dłoni czoło, po czym skierowałem swoje kroki w stronę sypialni, znajdującej się na drugim końcu korytarza.
Po drodze rozpiąłem swoją koszulę i zdjąłem, ją rzucając na fotel, stojący nieopodal łóżka. Czułem ogromne zmęczenie i znużenie.
Pragnąłem tylko położyć się i usnąć, z wizją pięknej blondynki w moim śnie.
Miałem nadzieję, że uda mi się wypocząć bez nocnych zjaw, które zjawiały się co noc.
Ułożyłem się wygodnie na dwuosobowym łóżku i zamknąłem powieki, próbując oddać się tej krótkiej chwili wytchnienia w tym całym amoku.

Stałem na środku ogrodu, wpatrując się w jeden martwy punkt. Słońce już dawno zaszło za horyzont, ustępując miejsca księżycowi. Ciemność spowodowana późną godziną otaczała wszystko dookoła.
Żadna lampa ani choćby struga światła nie padała po tej stronie ogrodu.
Byłem sam, stałem tam i patrzyłem.

Słyszałem krzyk, dźwięk tłuczonego szkła i nagle wystrzał broni.

Nie ruszyłem się nawet o centymetr, uniosłem wzrok na niebo, obserwując, jak księżyc powoli zmienia barwę z białej na krwistoczerwoną.

Czy to krew? Poczułem na policzku wodę. To moje łzy?

Z nieba spadały pojedyncze krople deszczu. Ach, więc to tylko niebo płacze.

Odwróciłem się w stronę ogromnej posesji, krzyki ucichły. Stawiałem krok za krokiem, kierując się do środka, gdy tylko dotarłem do lekko uchylonych drzwi wejściowych.

Poczułem zapach krwi. Dziwny dreszcz przeszedł po moim ciele.

Popchnąłem je lekko i nagle ją ujrzałem.

Leżała tam odwrócona tyłem, jej sukienka była rozerwana i przesiąkniętą czerwienią, włosy zasłaniały, jej piękną twarz.

Usłyszałem wystrzał broni, który zbudził mnie ze snu, zerwałem, się na równe nogi próbując przyzwyczaić wzrok do panującej ciemności w pomieszczeniu.
-Co do kurwy? -warknąłem pod nosem i wyszedłem boso, kierując się w stronę miejsca, z którego prawdopodobnie padł strzał.
Wyszedłem do ogrodu i ujrzałem, Domenico stojącego nad ciałem jakiegoś mężczyzny. Oparłem się o framugę drzwi, po czym uniosłem brew ku górze, próbując, zrozumieć co tu się właśnie wydarzyło.
Domenico, nie był skory do przemocy, był moim przeciwieństwem. Zawsze próbował załatwić pewne sprawy dyplomatycznie. Przemocy, używał tylko wtedy, gdy było to konieczne.
-Zamieniam się w słuch. -odezwałem się zwracając, jego uwagę na sobie.
Brunet odwrócił się w moją stronę, przecierając twarz ręką. Spojrzał na mnie, po czym ruszył w moją stronę.
Zastanawiałem, się co musiało się stać, by Domenico zareagował w ten sposób.
-To jeden z ludzi twojego wujka. -warknął pod nosem.
O proszę, tego się nie spodziewałem.
-Nakryłem go w twoim gabinecie, węszył.
-Wujaszek nie daje za wygraną, co? -zamyśliłem się, do czego jeszcze posuniesz się Thomasie?
-Postaw więcej ludzi na ochronie, niech nie myśli, że skoro tym razem jakoś mu się udało, to za drugim też tak będzie. Zajmę się nim osobiście, czekam na raport oraz nagranie z kamer. Chce, wiedzieć jak ten śmieć się tu dostał!
-Złożę go z samego rana. Opowiadaj, jak było na spotkaniu z Rachel. Dostało ci się?
Spojrzałem, na niego kręcąc głową z rozbawieniem.
-Czemu zakładasz, że oberwałem?
-Za dobrze cię znam. -wzruszył ramionami i skierował swoje kroki do salonu.
Zająłem, miejsce obok niego, po czym wlepiłem wzrok w sufit, opierając głowę.
-Spodziewałem się, że to będzie łatwiejsze, gdy wszystko szło w dobrym kierunku, ona nagle wstała i wyszła. Twierdząc, że nie może. -pokręciłem głową. -To jak gra w kotkę i myszkę.
-Przeczuwałem, że Rachel nie poda Ci się, jak na złotej tacy. Obserwowałem ją w klubie, muszę, przyznać ma dziewczyna temperamencik.
-Pora go utemperować. -na mojej twarzy pojawił się kpiący uśmieszek, a w mojej głowie nowym plan działania. -Daje jej parę dni, ulegnie w końcu.
-Chętnie to zobaczę. -mruknąłem pod nosem rozbawiony. Pora pokazać kto tu rządzi i rozdaje karty.
Miałem, ochotę sprawdzić jak wielkie są granice, które mogę przy niej przekroczyć. W jakim stopniu będzie w stanie sobie pozwolić, nie świadomie i pomalutku...

***
Usłyszałem pukanie do drzwi, mruknąłem pod nosem ciche "wejść", po czym wróciłem do swoich rozmyśleń. Zza drzwi wyłoniła się postać bruneta, spojrzałam na zbliżającego się Domenico.
-Mam to nagranie. -pomachał mi płytą przed oczami, wziąłem ją do ręki.
Gdy tylko odpaliłem plik wideo, obserwując z minuty na minute każde wydarzenie, miałem wrażenie, że Domenico robi sobie ze mnie żarty. Przyśpieszyłem, żeby nie stracić zbyt dużo czasu, nic.
-Domenico. -mruknąłem, spoglądając na niego. -Wiesz, że nie lubię takich podchodów, daj mi tę właściwą płytę. -wyciągnąłem w jego stronę rękę.
-To jest właściwa płyta. Skubańca nie ma na żadnych kamerach. -warknął, siadając naprzeciwko mnie.
-Czekaj, bo czegoś nie rozumiem, to jakim cudem znalazł się martwy u nas w ogrodzie?! Skoro żadna kamera nie zarejestrowała tego, jak wchodzi na moją posesję?
-Sprawdzałem nagrania parę dni wstecz. Na żadnej z nich nie było, niczego co mogłoby, przykuć naszą uwagę.
-W takim razie, musiał znać położenie kamer, co więcej ktoś musiał mu pomóc. Skoro ominął wszystkie kamery, wliczając w to również te ukryte. -przetarłem ręką twarz, analizując wszystko po kolei. Miałem szpiega, pieprzonego szczura.
-Zamorduję, jak tylko dowiem się kto za tym stoi.
-Musimy jakoś go wybawić. -Domenico miał rację, ten ktoś był zbyt ostrożny, żeby dać się złapać. Zwykłe sztuczki mogą nie wystarczyć.
-Co proponujesz? -Domenico zastanowił, się chwilę, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu.
-Zamontujmy nowe kamery, o których będziemy wiedzieć tylko my, szczególnie na zewnątrz, oraz jedną przy twoim gabinecie, drzwiach wejściowych i w ogrodzie. Któraś na pewno coś zarejestruje, nie wiedząc o nowym monitoringu, nie będzie świadomy, że da się złapać.
-W porządku, zajmij się tym od razu, chce mieć jak najszybciej nagrane, kto jest taki odważny, by mnie zdradzić. -odchyliłem się na krześle, bawiła mnie głupota ludzi.
Zdrowy człowiek na umyśle, nie odważyłby się nawet pomyśleć o zdradzie, a co dopiero ją uczynić. Skoro chcą, wojny będą, ją mieli...


***

Rachel.
-Cholera jasna! -warknęłam, gdy tylko poczułam, jak mój piszczel zostaje znokautowany przez szafkę w przedpokoju.
Cudownie, pomasowałam obolałą nogę i zapaliłam światło, gdy tylko byłam w stanie postawić nogę, nie czując przeszywającego bólu, skierowałam się w stronę kuchni.
Nie miłosiernie suszyło mnie. Złapałam za butelkę wody, po czym rozkoszowałam się ulgą, która przychodziła z każdym łykiem.
-No w końcu! -usłyszałam za sobą głos, co sprawiło, że wyplułam przed siebie resztki wody, którą miałam w ustach.
-Lucas! Co ty do cholery tutaj robisz? Jesteś bezdomny czy jak? -przetarłam ręką twarz i spojrzałam na niego gniewnie. -Zawału dostanę przez ciebie...
-Czekałem na ciebie, nie mogłem doczekać się świeżutkich informacji. -oparł twarz, na zgiętych rękach na blacie, wpatrując się we mnie z miną szczeniaczka.
Wywróciłam, oczami, po czym westchnęłam, siadając na wysokim stołku.
Po chwili nagle usłyszałam jakiś głos z góry. Uniosłam brwi ku górze i spojrzałam w stronę chłopaka.
-Tylko nie mów mi, że robisz z mojego domu burdel?!
-Kuszące, ale nie. To tylko Bree przekręca się pewnie na drugi bok. Usnęła bidulka, czekając na ciebie. -wzruszył ramionami.
-Nie można mieć przed wami tajemnic, co?
-Zapomnij. -pokręcił przecząco głową. -Możesz zaczynać. -machnął, ręką na znak bym zaczęła. Zapowiadała się długa noc.
-Lucas, błagam nie dziś.
-Nie bądź taką sknerą! Wiesz, która jest godzina? Chcesz mi powiedzieć, że na marne czekałem aż twoje cztery litery wrócą na chatę?!
-Moje cudowne cztery litery, nie zapominaj. -puściłam mu oczko i ruszyłam w stronę sypialni.
Nie miałam ochoty już dziś zaczynać rozmowy, byłam wykończona.
Te parę godzin na szpilkach dało mi w kość, na dodatek miałam ochotę przespać się z tym wszystkim. Ochłonąć, przemyśleć i wybić sobie z głowy tego mężczyznę.
Wiedziałam już w pierwszym momencie, w którym go ujrzałam, że to nie jest dobry pomysł. Wystarczyło jutro przekonać do tego samą siebie, że tak jest i po sprawie.
Ruszyłam w stronę łazienki, pozbywając się tej ciasnej sukienki, po czym rzuciłam ją w stronę kosza na pranie. Wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic chcąc pozbyć się zapachu papierosów, alkoholu i złych decyzji z siebie.
Przebrana w piżamę ruszyłam do swojego łóżka na, którym rozwalona spała brunetka. Ułożyłam się obok Bree, próbując zasnąć przy jej chrapaniu...

***

Poczułam ciepłą dłoń na twarzy, uchyliłam delikatnie powieki i ujrzałam parę brązowych oczu, lustrujących moją twarz, na której malowało się nie dowierzanie, po paru sekundach przerodziło się w ogromną złość.
Mężczyzna pokazał gestem dłoni, bym nie odzywa się, dopóki nie zejdę na dół. Przeczuwałam, że chodziło o śpiącą dwójkę w moim pokoju.
Założyłam na siebie, pierwszą lepsza rzeczy, którą miałam pod ręką i ruszyłam do salonu. Jak się okazało, w ręce wpadła mi bluza Lucasa, opatuliłam się nią bardziej i spojrzałam, na bruneta stojącego naprzeciwko mnie.
Machnął ręką, dając mi do zrozumienia, że mogę już mówić.
-Gdzieś ty się do cholery podziewał!- warknęłam, najciszej jak potrafiłam, nie chciałam, by tamta dwójka zbudziła się i przerwała moją rozmowę z ojcem.
-Słownik droga panno. -uniosłam brwi ku górze, miałam wrażenie, że za chwilę uduszę go!
-Zdajesz sobie sprawę, że martwiłam się o ciebie?! Nie odbierałeś telefonu, potem zostawiasz jakąś durną karteczkę i znikasz, a teraz upominasz mnie o język? Czyś ty ojcze na głowę upadł?
-Słuchaj Rachel, nie mam za dużo czasu. Posłuchaj mnie teraz uważnie, na koncie masz, moje oszczędności powinno, ci starczyć więc nie musisz pracować w tym barze. Po drugie muszę wyjechać, znowu. Nowi kupcy, przetargi i tak dalej. Nie będę, dostępny przez jakiś czas pod telefonem więc się nie martw.
-Tato, co ty wygadujesz?!
-Może uda się, że wygramy przetarg i kupimy dom w innym mieście? Co ty na to?
-Przestań, na chwilę możesz, wytłumaczyć mi, o co tu chodzi? Jaki inny dom? Jakie nie pracuj? Co z tobą? Przeziębiłeś się? -podeszłam, do niego kładąc mu rękę na czole.
Nic, zero gorączki. Więc to po prostu wina, wkraczania w wiek średni...
-Muszę lecieć, odezwę się nie długo, kocham cię mała. -ojciec podszedł, do mnie tuląc mnie do siebie, nie miałam pojęcia, o czym wygadywał, jednak stwierdziłam, że jest zbyt wcześnie by o tym myśleć.
-Dbaj o siebie! -mruknął, po czym wyszedł z domu, trzymając w ręku małą walizkę.
Jeszcze tego brakowało mi do szczęścia by ojciec, postradał zmysły przez tę pracę.
Miałam ogromną nadzieję, że wszystko wróci za chwilę do normy. Nie miałam ochoty dłużej nad tym rozmyślać. Pracoholik, mam ojca pracoholika!
Ruszyłam w stronę kuchni, byłam świadoma, że już nie uda mi się zasnąć.
Postanowiłam, że okaże trochę serca i zrobię tym śpiochom śniadanie.

***
-Co tu tak ładnie pachnie? -usłyszałam, zaspany głoś Bree, schodzącej po schodach do kuchni. Za nią jak na zawołanie szedł Lucas.
-Nie wierzę. -burknął chłopak, wpatrując, się we mnie odłożyłam, patelnię do zlewu, po czym spojrzałam na nich z zaciekawieniem.
-Czy ty właśnie zrobiłaś nam śniadanie?!
-A nie widać? -zaśmiałam się. - Poza tym, co cię tak dziwi? Nie mam dwóch lewych rąk.
Lucas wzruszył ramionami, po czym usiadł przy stole, postawiłam przed nimi dzbanek z kawą i wzięłam się za jedzenie jajecznicy z boczkiem.
Ta cisza przy śniadaniu była wyjątkowo krępująca. Pierwszy raz ta dwójka siedziała cicho. Uniosłam wzrok do góry, mogłam się spodziewać, że ta dwójka będzie wypalała wzrokiem, dziurę w moim czole.
Oparłam, się wygodniej na krześle, po czym westchnęłam głośno, dając im do zrozumienia, że wygrali.
-No dobra, co chcecie wiedzieć?
-Najlepiej to wszystko. -zaśmiała się Bree, wpatrując się we mnie, jakby za chwilę, zza moich pleców miał wyskoczyć Marco, jak królik z kapelusza.

-Czekają na niego, musiałam strzelić sobie drinka, by dodać sobie odwagi, nie musiałam długo na niego czekać, bo chwilę po mnie zjawił się Marco, muszę przyznać, że nie spodziewałam się takiego przywitania, że gdy tylko się zjawi, ja próbując się odwrócić, otrę się o jego przyrodzenie.
Zaprowadził mnie oczywiście, do tego samego miejsca, w którym się poznaliśmy. Pytał, czym się interesuję, było naprawdę miło.Od słowa do słowa, dowiedziałam się o nim trzech najważniejszych rzeczy i chyba jedynych. A więc...władza, dobra zabawa, szybkie samochody i seks. -zaczęłam wyliczać na palcach.
-Dobra jednak cztery rzeczy o nim wiem, w każdym razie nie zdążyłam zapytać o nic więcej, gdy poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Potem zwiałam, koniec interesującej randki. -wzruszyłam ramionami. -Bree słonko, zamknij buzię, bo ci mucha wleci.
-Całowaliście się?!
-On całował mnie, ale skoro tak to widzisz. -nie zamierzałam kłócić się o ten drobny szczegół.
-I znowu wracamy do punktu wyjścia, zaczyna się coś dziać i nagle twoja grzeczna strona ciebie odzywa się, po czym dajesz nogę. -wtrącił się blondyn.
-Nie tym razem. Powiedzmy, że ułożyłam sobie w głowie pewien plan. -z początku miałam ochotę odpuścić, ale wolałam się nie przyznawać do tego.
-Marco jest graczem, to widać po jego zachowaniu. Nasza znajomość będzie się rozwijać, ale na moich zasadach.
-Czekaj, zamierzasz go wabić?
-Zamierzam udowodnić mu, że jego ciałko i ładna buźka nie powalą mnie na kolana jak resztę tych pustych kobiet. Trochę zabawy nikomu nie zaszkodzi.
-Zaczyna mi się to podobać, taka niegrzeczna wersja ciebie. -rozmarzyła się brunetka.

Musiałam przekonać samą siebie, że dam radę oprzeć się jego wdziękom. Chciałam udowodnić mu to, wiedziałam, że moje ciało zdradziło mnie, jednak rozum wygrał.
Nawet po powrocie do domu w dalszym ciągu czułam jego dotyk na ustach.
Zrobił to tak nagle, co sprawiło, że doznania były większe. Nie spodziewane rzeczy smakują znacznie lepiej niż te, na które się czeka lub oczekuje.
A więc czy się spodziewałam? Nie do końca, a czy oczekiwałam?
W głębi ducha trochę tak westchnęłam, wstając od stołu.
Czekała mnie dziś nocna zmiana w klubie, miałam ochotę odetchnąć i w spokoju przygotować się do tego.
Gdzieś w głębi przeczuwam, że go spotkam, może nie dziś, nie jutro, ale się pojawi. Na pewno...

____________________________________________________________________________
Wybaczcie tak długie opóźnienie z rozdziałem, kolejne będą pojawiały się znacznie szybciej <3






Zemsta Moretti / Gangsterskie Porachunki Tom IWhere stories live. Discover now