Rozdział 15

19.7K 663 23
                                    

Przed przystąpieniem do rozdziału 15, upewnij się, że przeczytałeś/łaś rozdział 14 🙏😘
___________________________
-Kurwa! -warknąłem, gdy tylko Rachel opuściła moją posiadłość. Wziąłem głęboki oddech, po czym ruszyłem w stronę parkingu, szukając wzrokiem Louisa.
Nie zamierzałem na tem moment, przejmować się dziewczyną. Była wolna, to czego potrzebowałem już mam. Teraz miałem ważniejsze rzeczy na głowie i zmartwienia, którymi musiałem się zająć.
Cały czas w głowie miałem, myśl, że Dario mógł mieszać się w moje interesy. Tylko pytanie brzmi, po jaką cholerę miałby to robić? Nie byliśmy skłóceni, a Dario miał swoje pieniądze. Co prawda nie zajmował się handlem prochów, jednak prowadził legalne biznesy, które bardzo dobrze mu prosperowały. Hotele, kasyna, więc dalej nie potrafiłem pojąć tego wszystkiego. Świadomość, że kolejna sprawa jest, niewyjaśniona doprowadza mnie do totalnego wkurwienia. Na dodatek fakt, że w dalszym ciągu nie wiem, gdzie znajduję się jego ciało i dlaczego zginął?
Westchnąłem, próbując uspokoić przyśpieszony oddech. Gdy tylko dotarłem na wielki podjazd, ujrzałem przy samochodzie kręcącego się blondyna.
-Co słychać? -odezwał się Louis, opierając o maskę samochodu.
-Potrzebuję na szybko, żebyś sprawdził, gdzie logował się telefon Dario, przed śmiercią. Znajdź wszystko, co może mnie zainteresować, oraz dowiedz się, gdzie przebywał i co robił. Chce znać każdy szczegół i każdy jego ruch.
-Zajmę się tym.
Kiwnąłem głową, po czym wróciłem do środka, kierując się w stronę gabinetu. Miałem cholerną ochotę, rzucić to wszystko w cholerę i w końcu wrócić do swoich zajęć. Gdy tylko usiadłem w swoim fotelu, opierając głowę o oparcie, usłyszałem głośne pukanie do drzwi. Po chwili, do środka wszedł Domenico, ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzy.
Spojrzałem, na niego czekając, aż usiądzie naprzeciwko mnie i zacznie mówić.
-Wyjaśnisz mi jakim cudem Rachel znalazła się tu od rana? -Domenico patrzył na mnie, jakby w dalszym ciągu nie dowierzał w to, co się stało z samego rana. Muszę przyznać, że sam nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Samo to, że obudziłem się obok niej, było dla mnie szokiem. A co dopiero fakt, że znalazłem ją chwilę później w piwnicy, w której znajdował się jej ojciec. Istny cyrk. Zdążyłem już poznać ją na tyle, by wiedzieć, że nic się przed nią nie ukryję, ale to, że zamiast udać się do siebie, wybrała się na zwiedzanie posiadłości, na to kompletnie nie byłem gotowy.
-Cóż, długa historia z nieciekawym zakończeniem.
-Zdążyłem zauważyć. -mruknął pod nosem, rozsiadając się wygodniej.
-Szczerze mówiąc, sam jestem zaskoczony. Nie pamiętam za wiele.
-Pojechałeś do niej?
-Na to wychodzi. -wzruszyłem ramionami, teraz wiem, że przesadziłem z ilością alkoholu wczorajszego wieczoru.
-W takim razie już wiem, po co do mnie dzwoniła w nocy. -westchnął brunet.
-Może gdybyś odebrał, nie znalazłaby się tutaj.
-Nie mam w zwyczaju odbierać od cudzych kobiet, nocnych telefonów.
-Nieistotne, w każdym razie prędzej czy później i tak by się dowiedziała. Znasz ją...
W tym samym momencie do gabinetu wpadł, Louis, trzymając w ręku laptopa. Przeczuwałem, że nie zajmie mu dużo czasu ustalenie tego wszystkiego. Blondyn podszedł do mnie i postawił na biurku, odpalonego laptopa.
-Co masz?
-Dario, dużo czasu spędzał w kasynie. Prawie całe dnie, nie jest, to dziwne zważając na fakt, że należało do niego, jednak przeskanowałem jego telefon. GPS wykazał mi trasy, którymi poruszał się twój brat. Wszystkie są, miesiąc przed tym, jak dostałeś przesyłkę. Spójrz. -Louis włączył na komputerze mapę, na której zaznaczone było parę tras. Domenico wstał z krzesła i podszedł, stając obok mnie.
-Trasa zaznaczona na czerwono prowadzi od kasyna, do burdelu na przedmieściach. -kontynuował blondyn. -Ta na niebiesko, prowadzi na dużą polanę, niedaleko zamieszkania twojego wuja. Trzecia zaś pod posiadłość Thomasa i ostatnia...
-Do portu, w którym Enzo był umówiony z kupcami. -dokończyłem za niego. Jednak dalej nie mogłem połączyć faktów.
-W takim razie, po co jechał spotkać się z Thomasem? -spojrzałem na Domenico, który tak jak ja próbował połączyć fakty.
-To nie wszystko. Dario, wynajdywał trasy boczne, nie jechał główną drogą do Thomasa. Poza tym przypomniało mi się, że Dario prosił mnie kiedyś, o zamontowanie w jego wszystkich samochodach, nadajników. Chciał mieć wszystko pod kontrolą, nie dziwię się. Również zamontowałem, jak się okazało także w jego samochodzie, który stał wtedy z resztą. Sprawdziłem nadajnik i ostatnie miejsce, w którym samochód się zatrzymał, było pustkowie, parę kilometrów za główną trasą, która prowadzi od posiadłości Thomasa.
Analizowałem każde słowo, wypowiedziane przez blondyna. Próbowałem, wszystko poukładać w głowie tak by miało sens. Przeczesałem ręką włosy i spojrzałem na Louisa.
-Wykaz jego połączeń?
-Również sprawdziłem. Większość to połączenia do Thomasa oraz parę nieznanych numerów.
-Ten skurwiel musi coś wiedzieć. -warknąłem, zdając sobie sprawę, że Thomas wie, więcej niż myślałem. Cokolwiek to było, zamierzałem się tego dowiedzieć.
-Co z Kornelem? -spojrzałem na Domenico, miałem nadzieję tylko, że chłopaki nie skatowali go aż tak, zważając na fakt, że potrzebowałem wyciągnąć od niego jeszcze parę informacji.
-Żyje nadal.
Wstałem, z miejsca kierując się w stronę drzwi, po chwili usłyszałem dźwięk telefonu. Odwróciłem się w stronę Domenico, który właśnie wyciągał urządzenie z kieszeni marynarki.
-Przy telefonie. -usłyszałem, po chwili brunet spojrzał na mnie dość dziwnym wzrokiem, co sugerowało, że wcale nie spodoba, mi się to, co za chwilę usłyszę.
-Dziękuję, za telefon. -Domenico schował komórkę, po czym przetarł twarz dłonią.
-Co tym razem? -warknąłem, czekając na odpowiedź.
-Dzwonili ze szpitala, Rachel miała wypadek. -patrzyłem, na niego próbując, przyswoić to, co właśnie brunet powiedział. Kurwa mać!
-Co z nią?
-Lekarz nie chciał za wiele powiedzieć przez telefon.
-Louis podstaw samochód.
Blondyn kiwnął, głową, po czym wyszedł pośpieszenie z gabinetu. Mogłem przewidzieć, że tak to się może skończyć. Nie powinna była wsiadać w takim stanie za kółko. Czułem się winny trochę jej wypadkowi, więc zamierzałem dowiedzieć się, jaki jest jej stan, po czym zająć Thomasem.
Ruszyłem w stronę podjazdu, na którym czekał już samochód.
Wsiadłem, na tylne siedzenie czekając, aż Domenico zrobi to samo. Po paru minutach ruszyliśmy w stronę szpitala. Spojrzałem na bruneta, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej.
-Dlaczego dzwonili do ciebie?
-Lekarz wyjaśnił, że mój numer był jako ostatni w połączeniach. -westchnąłem, zastanawiając się, jak poważny był wypadek i w jakim stanie Rachel się znajduję.
Gdy tylko zajechaliśmy na szpitalny parking, kazałem Louisowi zostać w samochodzie, po czym ruszyłem w stronę recepcji, przy której nie zastałem nikogo. Spojrzałem kątem oka jak Domenico, szuka, po korytarzu jakieś pielęgniarki aż w końcu natrafia, na dość ładną brunetkę.
-Pan z rodziny? -słyszę jej piskliwy głosik, co sprawia, że mam ochotę kazać się jej zamknąć. Podchodzę do nich bliżej, nim Domenico zdąży odpowiedzieć.
-Jestem jej narzeczonym.
Dziewczyna lustruje mnie wzrokiem, od stóp aż po sam czubek głowy, po czym uśmiecha się do mnie zalotnie. Ewidentnie nie usłyszała, tego co przed chwilą powiedziałem, albo kompletnie nic sobie z tego nie robiła. Tak czy inaczej, zaczęła mnie irytować.
-Więc, w której sali się znajduję? -powiedziałem nieco ostrzej, dając jej do zrozumienia, że nie mam czasu na jej gierki. Brunetka, zmieszała się, trochę, po czym sprawdziła dokumenty, które trzymała w ręku.
-Pokój 211, drugie piętro, na końcu korytarza. -machnąłem ręką, po czym ruszyłem z brunetem w stronę schodów, które prowadziły na górę. Nie zamierzałem czekać na windę, tym bardziej że miałem jeszcze sporo spraw do załatwienia dzisiejszego dnia.
Chwilę później stałem przed drzwiami, prowadzącymi do jej pokoju. Przez małą szybkę widziałem, lekarza, który sprawdzał jej stan. Poczekałem chwilę, aż skończy i wyjdzie na korytarz. Zamierzałem wypytać go o wszystko, zważając na fakt, że Rachel była nieprzytomna.
-Co z nią? -spytałem, gdy tylko lekarz opuścił salę.
-Pan z rodziny? -wysoki brunet, przyjrzał mi się. Powoli irytowały mnie te same pytania.
-Narzeczony.
Miałem wrażenie, że nim się dowiem, będę musiał jeszcze dziesięć razy powtórzyć to samo.
-Jej stan jest stabilny, złamane dwa żebra i lekkie stłuczenia. Do tego wstrząs mózgu. Na szczęście obyło się bez krwotoku wewnętrznego, chociaż muszę przyznać, że pańska narzeczona miała dużo szczęścia. Rozmawiałem z ratownikami, gdyby nie interwencja przejeżdżających ludzi, samochód w każdej chwili mógł się zapalić. Tym bardziej że samochód do kasacji, po dachowaniu. Cud, że skończyło się tylko na tym. Podaliśmy jej środek przeciwbólowy oraz kroplówkę. Na tą chwilę, nie macie państwo możliwości porozmawiania z pacjentką. Jej organizm jest wycieńczony po operacji.
-Mogę do niej wejść? -zapytałem, chociaż nawet gdyby mi nie pozwolił i tak bym zrobił po swojemu. Pytałem z czystej kultury osobistej. Nic więcej, chociaż myślę, że ten laluś w kitlu lekarskim nie chciałby mi się narazić.
-Bardzo proszę, tylko nie za długo. -wszedłem do środka, zostawiając bruneta na korytarzu. Podszedłem do szpitalnego łóżka i spojrzałem na śpiącą dziewczynę. Miała parę szwów na łuku brwiowym oraz bandaż owinięty na głowie. Całe szczęście, że obyło się bez większych urazów. Bylem jej winny dobrą opiekę medyczną, gdyby nie dzisiejszy poranek, nie doszłoby do tego wypadku. Pogłaskałem delikatnie jej policzek. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, z tego, jak ta mała diablica jest delikatna i bezbronna, na dodatek cicha jak nigdy dotąd. Chociaż muszę przyznać, że wolałbym ją oglądać śpiącą w moim łóżku niż w szpitalu. Nigdy nie pomyślałbym, że będzie mi dane martwić się o kogoś tak jak o nią. Chociaż wkurwia mnie jak nikt i sprawia, że mam ochotę ją uciszyć, to i tak ciężko pozbyć się jej z głowy. Cholerna wariatka.
Nie wiem, ile tak stałem przy jej łóżku, jednak po chwili wróciłem do trzeźwego myślenia i wyszedłem na korytarz. Gdy tylko Domenico mnie zauważył, podniósł się z krzesła, kierując się w moją stronę.
-Zajmij się jej transportem do prywatnego szpitala, chcę, żeby miała jak najlepszą opiekę. Nie obchodzi mnie kwota.
-W porządku, zajmę się tym.
Wszystko można byłoby mi przypisać. Że jestem egoistą, zwykłym mafiozom, a nawet mordercą. Nie obchodzi mnie to, jednak miałem swoje zasady. Nie zamierzałem chować głowy w piasek i udawać, że nic się nie stało. W końcu wciągnąłem ją w to całe gówno.
Zamierzałem wywiązać się, chociaż z tego, z klasą. Nie zostawiłbym jej w tym szpitalu, gdzie na krok śmierdzi biedą. Chciałem, żeby jak najszybciej doszła do siebie. Nie interesowała mnie kwota, pieniądze nie były dla mnie najważniejsze, zważając na fakt, że miałem ich miliony na koncie.
-Co zamierzasz? -brunet przyjrzał mi się, czekając na dalsze polecenia. W tym momencie musiałem dowiedzieć się czego Dario, chciał od Thomasa. I co Kornel wie na ten temat.
-Odwiedzimy w przytulnym pomieszczeniu, łysego. Po czym po raz kolejny zawitamy u Thomasa.Ruszyłem w stronę wyjścia ze szpitala, po drodze mijając po raz kolejny tę natrętną pielęgniarkę. Pokręciłem głową, gdy tylko zauważyłem, jak uśmiecha się do mnie. Typowa kobieta do zaliczenia, nic więcej...
Zaczynało mnie to powoli irytować, że każda robiła się mokra na mój widok, a żadna nie reprezentowała sobą nic więcej, niż łatwy towar na raz. Przestały bawić mnie puste laski, które myślały, że zatrzepoczą sztucznymi rzęsami, zaświecą robionym biustem i od razu zaproszę je do łóżka. Kiedyś może i bym skorzystał, jednak teraz zdałem sobie sprawę, że przestało mi się to podobać...
Przeczesałem ręką włosy, zdając sobie sprawę, że odkąd poznałem tę psychopatyczną dziewczynę, chcącą wpędzić mnie do grobu, zacząłem myśleć tylko o niej. Wcześniej przez myśl mi nie przeszło tracić tyle czasu na jedną kobietę. Jednak ona...mam ochotę cały czas grać z nią tak jak do tej pory. Widzieć jej uśmiech, ale i kurwiki w oczach, gdy jest na mnie wściekła. Czasem czuć jak policzkuje mnie bądź próbuje zabić, rzucając szklanką. Absurdalne...
Sądziłem, że będę w stanie jej dać spokój, szczególnie po tym, jak dowiedziała się, kim jestem. Jak ją okłamywałem. Ewidentnie jestem jebanym egoistą, bo nie potrafię a może i nie chce, by zniknęła.
Zabawne, że taki zimny drań jak ja, biorący zawsze wszystko siłą, dostający co tylko chce, nagle zmienia podejście do kobiet. Wcześniej traktując je jak zdobycze na jedną noc, chwilowe przygody zaś dziś tę jedną jak kogoś wyjątkowego. Chociaż nie kochałem i nie wiem, czy potrafię ta świadomość, że mogła dziś, przeze mnie zginąć sprawia, że nie chce więcej czuć tego strachu co dzisiaj. Wolałbym ją chronić przed całym złem tego świata, chociaż powinienem przed sobą samym...
-Marco? -spojrzałem na Domenico, który zdążył już wsiąść do samochodu. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że doszliśmy na parking. Zająłem miejsce na tylnym siedzeniu, po czym zdjąłem, z siebie marynarkę rzucając gdzieś obok. Nie potrafiłem zrozumieć co się ze mną dzieje. Co mnie naszło na te ckliwe rozmyślenia, pełne absurdu. To nie mogło nigdy mieć miejsca.
-Do domu. -powiedziałem ostrzej, niż zamierzałem. Miałem już tego wszystkiego serdecznie dość na dziś.

***

Gdy tylko zajechaliśmy na posesję, słońce powoli zachodziło. Wysiadłem z samochodu, zabierając z kanapy marynarkę, po czym ruszyłem do środka, nie czekając na resztę. Zamierzałem jak najszybciej wydobyć z niego informację.
Po drodze na dół minąłem Richarda, który zatrzymał mnie w pół kroku.
-Dobrze, że już jesteś. Ten śmieć od godziny ciągle wydziera się, że chce z tobą porozmawiać.
-Enzo?
-Gęba mu się nie zamyka. -warknął widocznie poirytowany, co mnie kompletnie nie zdziwiło. Mruknąłem coś pod nosem, idąc w stronę piwnicy, w której znajduję się ojciec Rachel.
Zastanawiałem się, czy powiedzieć mu o wypadku, czy raczej ominąć ten drobny szczegół. Co jak co, ale w dalszym ciągu był jej ojcem. Mało inteligentnym, ale dalej ojcem.
Zszedłem, na sam dół widząc, jak Enzo szarpię się, próbując wyrwać łańcuch ze ściany. Myślę, że nawet gdyby miał, siłę jak Hulk nic by mu to nie dało. A fakt, że jest małym, chuderlaczkiem wcale mu w tym nie pomaga.
-W końcu! -warknął mężczyzna, gdy tylko mnie dostrzegł. Uniosłem brew ku górze, lekko zdziwiony jego postawą. Wziąłem krzesło i usiadłem naprzeciwko niego, w pewnej odległości.
-Czego chcesz? Marnujesz mój czas.
-Co z Rachel? Dlaczego nie wróciła? Gadaj!
-Nie wkurwiaj mnie, bo za chwilę, utnę Ci język za brak szacunku. -warknąłem, tracąc cierpliwość. -Była wkurwiona, więc nie dziw się, że nie przyszła się z tobą pożegnać. Jakbyś nagle dostał alzheimera, to Ci przypomnę, że byłeś jednym z wielu, którzy ją oszukali.
-Kurwa! Co jej powiedziałeś?
-Prawdę. Tylko i wyłącznie. Rachel nie jest głupia, zorientowałaby się, gdybym próbował ją oszukać po raz kolejny, zatajając pewne fakty. Poza tym prędzej czy później i tak wyszłoby wszystko na jaw.
-Sam powinienem jej to wytłumaczyć. Wypuść mnie! Muszę z nią porozmawiać.
-Wykluczone. Trzeba było myśleć wcześniej, poza tym Rachel miała wypadek.
-Jaki kurwa wypadek? Co z nią? -Enzo podniósł się z kolan patrząc, na mnie jakby chciał mnie zabić. Zabawne, ten sam wzrok ostatnio widziałem u Rachel.
-Nic poważnego, parę stłuczeń i wstrząs mózgu. Wyjdzie z tego. Jeśli to wszystko, co chciałeś wiedzieć, to czas na mnie. Mam parę spraw do załatwienia jeszcze dziś. -wstałem, kierując się w stronę schodów. Jednak Enzo nie dawał za wygraną.
-Jesteś jebanym egoistą!
-Być może. Nagle zachciałeś być dobrym ojcem? Myślę, że Rachel na ten moment nie chcę widzieć, żadnego z nas. Pogódź się z tym i skończ wydzierać, w innym wypadku będę musiał cię uciszyć w inny sposób. -skierowałem swoje kroki na górę, nie czekając na odpowiedź Enzo. Jednak z jednym musiałem się zgodzić, byłem jebanym egoistą. Mimo to nie kryłem się z tym. Czasem to jedyny sposób na przetrwanie.
-Gotowy? -odezwałem się do stojącego przy drzwiach Domenico, który ewidentnie czekał, aż skończę rozmowę z ojcem dziewczyny.
-Miejmy to z głowy.
Ruszyliśmy do drugiej części domu, w której znajdowała się siłownia oraz chwilowo Kornel, z którym jeszcze nie wiem, co zrobię. Wszystko zależy od tego, jaki będę miał humor.
Domenico otworzył drzwi, schodząc pierwszy, ja zaraz za nim. Odszukałem ręką włącznik od światła. Gdy tylko pomieszczenie oświetliło się, ujrzeliśmy obydwoje, leżące na ziemi kajdanki, w których jeszcze parę dni temu, skuty był ten skurwiel.
Moje ciśnienie w jednym momencie skoczyło do niebezpiecznego poziomu.
-Kurwa jego mać! Gdzie jest ten skurwysyn? -warknąłem, uderzając ręką w pobliską szafkę. -Masz mi go znaleźć w tej chwili!
Domenico jak na zawołanie pobiegł na górę, próbując ustalić gdzie podział się ten dureń. Teraz byłem niemal pewny, że jak tylko go znajdę utnę mu nogi przy samej dupie, a dopiero zacznę przesłuchiwać.

Zemsta Moretti / Gangsterskie Porachunki Tom IWhere stories live. Discover now