Rozdział 20 -Koniec Tomu I

29.1K 780 175
                                    

Podróż do posiadłości mijała nam w całkowitej ciszy. Spojrzałam kątem oka na Marco, który wpatrzony był w krajobraz za oknem.
Wiedziałam, że to nie był dobry moment na rozmowy, zważając na okoliczności, jednak pewne sprawy nie dawały mi spokoju.
Wzięłam głęboki oddech i poprawiłam się na siedzeniu. Nie wiedziałam, od czego powinnam zacząć rozmowę, za dużo myśli kłębiło się w mojej głowie, a fakt, że podjęłam decyzję stanięcia u jego boku, było jednoznaczną deklaracją, że godzę się na to wszystko, co robi Marco, ale czy na pewno tak było?
-Widzę, że coś cię gnębi. -z moich rozmyśleń, wyrwał mnie ciepły głos bruneta. Westchnęłam, nie dało się ukryć, że jest inaczej.
-Musimy porozmawiać.
-W takim razie, rozmawiajmy.
-Wolałabym poczekać, do momentu, aż nie wrócimy do posiadłości. -mruknęłam. Marco zastanowił się chwilę, po czym kiwnął lekko głową, wracając do swojego poprzedniego zajęcia, którym było wpatrywanie się w szybę.
Spojrzałam, na siedzącego z przodu Domenico, który siedział równie cicho, wpatrzony w swój telefon.
Zastanawiałam się, jak to jest żyć tak jak oni, nie mając wyrzutów sumienia.
Rozumiem, że nie są grzecznymi chłopcami, jednak czy da się tak przez całe życie, nosić na barkach taki ciężar?
Co wieczór widzieć krew na rękach i jak gdyby nigdy nic, rano wstać i zasiąść do śniadania?
Ciężko było mi to wszystko pojąć, jednak nie zamierzałam się wycofać ze swojej decyzji.
Próbowałam ją zrozumieć. A co najważniejsze, chciałam sprawić, by Marco już więcej nie musiał cierpieć przez los, jaki został mu narzucony.
Po raz kolejny wzięłam głęboki oddech. Czułam, że powoli leki przeciwbólowe odpuszczały, jednak mimo to, ból nie był już tak przeszywający, jak ubiegłej nocy.
Złapałam się delikatnie za klatkę piersiową, zdając sobie sprawę, że muszę zacząć o siebie lepiej dbać, jeśli chcę szybko wrócić do zdrowia.
-Idziesz? -spojrzałam zdziwiona na Marco, który wpatrywał się we mnie, trzymając rękę na klamce. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że dojechaliśmy na miejsce, a w aucie zostałam tylko ja i Marco.

Gdy tylko wysiadłam z samochodu, ruszyłam za mężczyzną do środka, gdzie znajdował się już Domenico.
Wróciłam wzrokiem do Marco i ujrzałam jak gestem dłoni, zaprasza mnie w stronę dużego ogrodu.
-Więc o czym chciałaś rozmawiać? -brunet usiadł na krzesełku ogrodowym, obserwując moje ruchy.
Miałam wrażenie, że jego ton głosu nieco się zmienił. Przeczuwałam, że mógł być zły, po porannej rozmowie, w której nie zaszczyciłam go żadną odpowiedzią, w momencie, w którym on wyznał, że jestem dla niego ważna.
-Jak dużo pieniędzy mój ojciec jest Ci winien?
-Chcesz rozmawiać o długu, twojego ojca?
-Zamierzam go spłacić, w zamian wypuścisz go i więcej nie zatrudnisz. -powiedziałam stanowczo. Nie wiedziałam, jak duża jest kwota, jednak nie mogłam pozwolić, by ojciec spędził resztę życia w jego piwnicy.
-Anuluję jego dług. -westchnął, po czym wstał, kierując się w stronę domu.
-Tak po prostu? -zdziwiłam się.
-Owszem. Jeśli to wszystko, to pójdę trochę popracować w swoim gabinecie.
-Dlaczego?
Marco stanął, po czym powoli odwrócił się w moją stronę. Widziałam, jak jego spojrzenie robi się łagodniejsze.
Nie rozumiałam, co spowodowało zmianę jego decyzji. W końcu sam powtarzał, że towar, który ojciec spalił, był wart grubą kasę.
-Rekompensata za twoje cierpienie, chociaż to i tak nie wynagrodzi tego, co cię spotkało przeze mnie.
Jednak pozwól, że zacznę od uwolnienia twojego ojca. -odpowiedział po chwili, a następnie z powrotem ruszył przed siebie. Nie czekałam, długo aż zniknie mi z pola widzenia i ruszyłam za nim, zatrzymując go przed wejściem, chwytając za jego dłoń.
Poczułam, jak przez ciało Marco przechodzi lekki dreszcz. Skierował wzrok na mnie, na co mi przez moment zabrakło tchu.
Sprawa ojca to jedno, ale moje uczucia do niego to zupełnie inne wyzwanie.
Ta rozmowa była znacznie trudniejsza do podjęcia.
-Marco...-zaczęłam, próbując w głowie poukładać sobie wszystko, co chciałam mu przekazać.
-O co chodzi Rachel?
-To wszystko dzieje się tak szybko, nie spodziewałam się, że moje życie zmieni się tak diametralnie, o sto osiemdziesiąt stopni.
Gdy cię poznałam, widziałam w tobie tylko mężczyznę, który lubi mieć władzę i zmienia kobiety jak rękawiczki, co noc pukając pewnie inną. Fakt, że pojawiałeś się za każdym razem tam, gdzie ja, fascynował mnie, ale i dziwił, do momentu aż nie dowiedziałam się prawdy, że jesteś szefem klubu, w którym pracowałam.
Byłam na ciebie tak bardzo wściekła, że mnie okłamywałeś. Czułam się wykorzystana, a świadomość, że byłam tylko krótkoterminową zabawką, doprowadzała mnie do szału.
Nie wspominając już o tym, czym się zajmujesz. Jednak mimo moich prób nie potrafię, się od ciebie uwolnić. -westchnęłam, odsuwając się lekko od niego. Marco z dużym skupieniem analizował każde moje słowo.
-Gdy zobaczyłam cię, klęczącego przed twoim wujkiem i rannego, poczułam strach. Bałam się, jak to się może skończyć i chociaż z początku, oczerniałam cię przez to, kim jesteś, to świadomość, że mogłabym cię więcej nie zobaczyć, sprawiła, że nie myślałam o konsekwencjach, jakie wiązały się, w momencie, w którym podniosłam twoją broń.
Po tym wszystkim, co mi powiedziałem dzisiejszego ranka, zrozumiałam jak wielką, odpowiedzialność nosisz na swoich barkach. I to, jakie prowadzisz życie, jest wynikiem decyzji twojej rodziny jeszcze przed twoim narodzeniem.
Byłabym egoistką, oceniając cię, bo sama nie mam ojca na medal. W końcu nie codziennie dowiaduję się człowiek, że jego ojciec jest handlarzem narkotyków.
Gdy broń wystrzeliła, w moich dłoniach, zrozumiałam, że nie jestem lepsza od ciebie, ale zdałam sobie sprawę, że nie chce zostawiać Cię z tymi wszystkimi problemami samego.
Wystarczająco byłeś sam przez te wszystkie lata, gdzie uczono cię, że słabość i uczucia są złe.
-Do czego zmierzasz? -podszedł do mnie bliżej, gładząc moją twarz, delikatnie opuszkami palców. Lubiłam jego dotyk i moje ciało to zdradzało, za każdym razem, gdy on był w pobliżu.
-Jesteś cholernie ważny dla mnie i chociaż to wszystko mnie przerasta, to nie pozwolę ci, byś sam tkwił w tym mroku. -złapałam jego dłoń i przybliżyłam się do jego twarzy, składając na jego ustach delikatny pocałunek. Poczułam jak przez moje ciało, przechodzi przyjemny dreszcz.
-Nie musisz już więcej chować się za maską obojętności, zimnego mafiozy.
-To nie będzie takie łatwe, Rachel. -powiedział ledwo słyszalnie.
-Wiem o tym, wezmę na swoje barki kawałek twojego ciężaru. -Marco nic nie odpowiedział, za to pociągnął mnie w swoją stronę, chowając w żelaznym uścisku. Czułam, że przebiłam się przez pancerz, który przez całe życie nosił. Nie liczyłam, że zmienię to, czym się zajmował, ale miałam cichą nadzieję, że sprawię, iż, nie będzie musiał już więcej pociągać za spust. Wystarczająco miał już krwi na rękach.
Po chwili Marco odsunął się ode mnie i wyciągnął z kieszeni marynarki, mały kluczyk, który po chwili mi wręczył.
-Idź do ojca. -powiedział po chwili, po czym uśmiechnął się lekko i ruszył w głąb posesji. Ucieszyłam się, na wieść o tym, że Marco anulował jego dług. Jednak mimo to, nie zamierzałam tak tego pozostawić.

Zemsta Moretti / Gangsterskie Porachunki Tom IWhere stories live. Discover now