Rozdział 16

18.2K 634 41
                                    

Obudziły mnie pierwsze promienie słoneczne, które wpadły przez niezasłonięte okno.
Otworzyłam zmęczone powieki, próbując przyzwyczaić wzrok do światła. Rozejrzałam się dookoła i dopiero po chwili doszło do mnie, że znajduje się w szpitalu.
Mruknęłam niezadowolona, czując przeszywający ból w klatce piersiowej. Natłok wspomnień z wypadku sprawił, że ból głowy, który mi towarzyszył, nasilał się z każdą chwilą coraz bardziej.
Chciałam zapomnieć o tym wszystkim, co wydarzyło się w posiadłości Marco. Wyprzeć ze świadomości fakt, że należał do mafii. To, że handlował prochami, to jeszcze jestem w stanie przetrawić, ale myśl, że mógł kogoś zabić sprawia, że czuję jak żołądek podchodzi mi do gardła.
Żyłam w świadomości, że uda mi się odmienić tego mężczyznę. Że sprawię, iż, w końcu zdejmie maskę i ukaże prawdziwego siebie. Nie tego twardego, silnego samca alfa, którego ukazuję na co dzień, lecz tego, który ostatnio do mnie przyszedł nawalony jak messerschmitt. Tak czy inaczej, nie zmienia, to faktu jak bardzo mnie zranił. On i ojciec, który wiecznie ukrywał przede mną prawdę. Głupia wierzyłam w jego wymówki o nadmiernej ilości pracy w firmie.
Zastanawiałam się, jak długo ojciec był w to wszystko zamieszany. Ile czasu wmawiał mi bajeczki, tłumacząc się ciągłymi wyjazdami służbowymi.
Czułam ogromną złość, ale i rozczarowanie. Nie tego się spodziewałam. Gdy tylko przypomnę sobie ostatnią noc, którą spędziłam u Marco, śpiąc na jego klatce piersiowej, czuję przyjemne ciepło na sercu. Które za chwilę zastępuje uczucie rozczarowania. Czuję się wykorzystana przez niego, a świadomość, że od samego początku miał, to wszystko zaplanowane sprawia, że nie chcę go więcej widzieć. Gdyby nie to wszystko, prawdopodobnie nie wylądowałabym tutaj.
Plułam sobie w brodę, za swoje lekkomyślne zachowanie, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że ten wypadek mógł, skończyć się gorzej. Powinna byłam zamówić taksówkę, jednak złość, jaka towarzyszyła mi w tamtej chwili, nie pozwalała mi logicznie myśleć. Chciałam jak najszybciej, zniknąć stamtąd.
Po paru minutach ciągłych rozmyśleń usłyszałam, jak drzwi do pokoju się otwierają. Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam ogromny bukiet kwiatów, który zasłaniał twarz osoby trzymającej go. Jeśli to Marco to przysięgam, że wsadzę mu ten bukiet w tyłek!
-Wynoś się. -warknęłam, odwracając głowę w stronę okna. Nie zamierzałam z nim rozmawiać. Przeczuwałam, że to mógł być on, w końcu z drogi wypadłam niedaleko jego posiadłości. Jako boss największej szajki w mieście, ma niezliczoną ilość osób, które donoszą mu informację szybciej niż FBI. Więc wieść o moim wypadku, na pewno nie uszła jego uwadze.
-To tak się witasz ze swoimi przyjaciółmi? -usłyszałam oburzony głos Lucasa. -spojrzałam w jego kierunku i ujrzałam stojącą obok niego, dobrze znaną mi dziewczynę.
-Skąd wiedzieliście gdzie mnie znaleźć? -zdziwiłam się, podnosząc lekko do góry na zgiętych łokciach.
-Cały wczorajszy dzień próbowałem się z tobą skontaktować. Dopiero dziś rano, lekarz odebrał, twój telefon informując mnie o twoim wypadku. Jak się czujesz mała?
-Przynieśliśmy Ci parę rzeczy z domu. -wtrąciła się, Bree podchodząc bliżej mojego łóżka, z dużą torbą sportową.
-Bywało lepiej, czuję się jakby walec po mnie przejechał. Mam nadzieję, że szybko stąd wyjdę.
-Jak do tego doszło?
Spojrzałam na blondyna, który usiadł obok mnie, lustrując mnie wzrokiem. Przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią. Nie mogłam ot, tak powiedzieć im prawdy. W końcu sama jeszcze nie zaakceptowałam jej. Wzięłam głęboki oddech, próbując dać sobie trochę czasu.
-Straciłam panowanie nad kierownicą, za dużo nie pamiętam. -wzruszyłam ramionami. Im mniej wiedzieli, tym lepiej, nie chciałam ich na nic narażać. Sama do końca nie byłam pewna, czy wiedza, którą posiadałam, nie zagrażała mi w tym momencie. Chociaż zdążyłam poznać Marco na tyle, by wiedzieć, że ma mnie za jedną z tych do przelecenia, a nie za trupa do zakopania na obrzeżach miasta, to i tak nie czułam się z tym wszystkim komfortowo. Mimo wszystko wyrządził mi, krzywdę okłamując mnie i traktując w ten sposób. Cholerny drań! Głupia grałam w jego, grę tak jak sobie życzył, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
-Całe szczęście, że nic poważnego Ci się nie stało. -uśmiechnęła się lekko dziewczyna, przyglądając się moim opatrunkom na głowie. Jednak i tak mimo wymuszonego uśmiechu widziałam, że walczy ze sobą, żeby się nie rozpłakać.
-Spokojnie Bree, trochę jestem obolała. Zdążyłam jeszcze zauważyć parę siniaków, ale do wesela się zagoi. -zaśmiałam się, próbując rozładować atmosferę. Nie chciałam, by zamartwiali się moim stanem. Pomimo że nie rozmawiałam jeszcze z lekarzem, chciałam zapewnić ich, że wszystko jest w porządku.
Po chwili do pomieszczenia wszedł wysoki brunet, w kitlu lekarskim. Był dość młody jak na lekarza, jednak wcale nie zwracałam na to uwagi. Miałam nadzieję, że upewni mnie w przekonaniu, że nie długo stąd wyjdę i wrócę do swojego domu. Chociaż na ten moment, nie wiem, czy dalej chciałam tam mieszkać. Zważając na fakt, że dom był mojego ojca. Tylko pytanie, czy już wtedy był kupiony za brudne pieniądze? Skrzywiłam się na samą myśl.
-Witam, jak się czujemy panno Rachel? -usłyszałam ciepły głos mężczyzny, który sprawdzał moją kartę badań.
-Nie jest źle, trochę boli mnie głowa i klatka piersiowa. Jednak jak widać, żyję.
-Za chwilę zmienię pani kroplówkę i podam leki przeciwbólowe. Nic dziwnego, że odczuwa pani ból. Wypadek mógł skończyć się tragicznie. Całe szczęście, że złamane żebra nie przebiły pani płuca.
-Słucham? -odezwała się Bree, patrząc to na mnie, to na lekarza. Jakby nie rozumiała, co przed chwilą mężczyzna powiedział. Chociaż muszę przyznać, że sama byłam w szoku.
-Dwa złamane żebra, wstrząs mózgu i lekkie stłuczenia, które szybko się zagoją. W takim stanie została pani do nas przywieziona.
Wzięłam głęboki oddech, zdając sobie sprawę, że to nie były lekkie obrażenia, jak przypuszczałam.
Mężczyzna podszedł do mnie, zmieniając mi kroplówkę. Czułam, że szybko nie opuszczę tego miejsca.
-Kiedy będziemy mogli zabrać ją do domu? -odezwał się Lucas, widząc moją niezadowoloną minę.
-Cóż, dziś zostanie pani przewieziona do prywatnego szpitala. Tam zdecydują, jak długo będzie musiała pani zostać. My na ten moment nie możemy nic więcej powiedzieć.
-Prywatnego szpitala? Nie rozumiem, kto kazał mnie przenieść? -uniosłam brwi, ku górze analizując słowa lekarza. Prywatne kliniki nie należały do najtańszych. Brunet skończył zakładać mi rurkę prowadzącą do wenflonu, po czym wziął do ręki, teczkę analizując jakieś dokumenty. Chwilę później spojrzał na mnie, lekko się uśmiechając.
-Pan Moretti uiścił całe koszty związane z przeniesieniem pani do prywatnej placówki medycznej.
Poczułam jak złość, bierze nade mną górę, gdy tylko usłyszałam jak lekarz wypowiada jego nazwisko. Jeśli myśli, że płacąc za prywatną opiekę medyczną sprawi, że zapomnę o wszystkim, co zrobił, to się grubo myli!
Gdy tylko mężczyzna opuścił mój pokój, Lucas wbił we mnie zadowolony wzrok.
-Widzę, że twój ukochany, martwi się o ciebie, skoro załatwia ci opiekę na najwyższym poziomie. -z pewnością, gdyby nie fakt, że doszło do wypadku przez jego kłamstwa, nie wspominając już o moim cudownym ojcu. Tak czy inaczej, nie zamierzałam dzielić się z nimi swoimi przemyśleniami. Sama musiałam się z tym uporać.
-Szczęściara, że trafił Ci się taki facet! -spojrzałam na dziewczynę, chcąc wyprowadzić ją z błędu. Jednak w porę ugryzłam się w język. Wolałam, by myśleli swoje, niż znali prawdę, która nie gwarantowałaby spokoju.
-Wolałabym wrócić do domu, niż przenosić się do kolejnego oddziału zamkniętego. Ta biel doprowadza mnie do szału.
-Nie narzekaj, mogło być gorzej. Ciesz się, że nie zostałaś kaleką.
Z tym musiałam przyznać mu rację. To był cud, że nie doznałam poważniejszych urazów, które posadziłyby mnie na wózku inwalidzkim. Niejednokrotnie słyszałam, jak kończyły się takie wypadki trwałymi uszczerbkami na zdrowiu a czasem i śmiercią.
Ciekawa byłam jak Marco, zareagował dowiadując się o moim wypadku? Czy dalej udawał zimnego gangstera?
Cały czas w mojej głowie kłębiła się masa myśli. Co z ojcem i jego długami? Mimo że byłam okropnie wściekła, nie potrafiłam rozsądkowi kazać, zapomnieć o zaistniałej sytuacji.
W dalszym ciągu był moim ojcem, więc zamierzałam w jakiś sposób dogadać się z Marco, co do jego długu. Nie mniej, to nie oznaczało, że mu wybacze i zapomnę o wszystkich kłamstwach ot, tak. Pomimo, że sam powinien rozwiązywać swoje problemy, to nie jestem w stanie uciszyć głosu rozsądku, który daje mi do zrozumienia, że nie mogę go tam zostawić.
Liczę, że jego sumienie o ile je posiada, rozprawi się z nim należycie.
-Jesteś głodna? -odezwał się po jakimś czasie Lucas. Spojrzałam na niego, chwilę się zastanawiając. Przez ból, który w dalszym ciągu odczuwałam, myśl o jedzeniu zeszła na dalszy plan. Pokręciłam, lekko głową dając mu do zrozumienia, że nie przełknę nic.
-Wybacz Lucas, ale w tym momencie nie jestem w stanie myśleć o jedzeniu.
-W takim razie daj znać, jak będziesz czegoś potrzebować.
Gdy tylko opuścili salę, położyłam się na boku, wbijając wzrok w ścianę. Czułam się okropnie zmęczona, nie tylko fizycznie. Moja psychika nie nadążała za tymi nowościami. Odkąd poznałam, Marco moje życie zaczęło być jak rollercoaster. W pewnym momencie chciałabym po prostu wysiąść. A nie pędzić co chwila do przodu, bez trzymanki.
Co było nie tak z moim wcześniejszym życiem, że los postanowił wprowadzić do niego trochę urozmaiceń?

Zemsta Moretti / Gangsterskie Porachunki Tom IOù les histoires vivent. Découvrez maintenant