Rozdział 19

19.5K 708 25
                                    

Marco

Wiedziałem, że ta rozmowa nie będzie należała do najłatwiejszych. Nie byłem nigdy zbyt wylewny, jeśli chodzi o rodzinę, nie wspominając już o Thomasie, którego traktowałem jak odwiecznego wroga niż jak brata, mojego ojca.
To była najwyższa pora, by wyłożyć wszystkie karty na stół i żyć z przekonaniem, że albo Rachel zostanie tu ze mną, albo w chwili, gdy dowie się wszystkiego, ucieknie gdzie pieprz rośnie, stwierdzając, że nie chce pakować się w to wszystko. Kto, by chciał?
Westchnąłem, próbując zebrać myśli. Wstałem z łóżka i podszedłem do okna, spoglądając przez nie na duży ogród.
-Jeśli chcesz poznać całą prawdę, to pierw powinniśmy zacząć od samego początku. -powiedziałem po chwili. A to znaczyło, że w końcu musiałem wyznać prawdę o ojcu.
-W porządku, Marco. Mamy czas. -odpowiedziała łagodnie.
-Wszystko zaczęło się, gdy miałem dziesięć lat. Mój ojciec był głową sycylijskiej mafii, o dużych, wpływach i powiązaniach z osobami na różnych szczeblach władzy. Policją czy też politykami. Nie było człowieka, który sprzeciwiłby się naszej rodzinie.
Gdy byłem dzieckiem nie miałem do końca pojęcia o tym wszystkim.
Matka chciała, bym jak najdłużej mógł się cieszyć dzieciństwem, jednak to nie wypaliło.
Pewnego wieczoru, gdy byłem w ogrodzie usłyszałem przeraźliwy krzyk.
Gdy wróciłem do domu, ujrzałem ciało kobiety leżące na ziemi, w kałuży krwi...
To była moja matka.
W mieście pojawiły się małe gangi, którym nie odpowiadało, że mój ojciec, kontrolował to miasto.
Więc pewnego dnia postanowili, zakraść się do naszej posiadłości i się zemścić. Jednak nie wiedzieli, że tym działaniem ściągną na siebie całą sycylijską mafię. Gdy tylko rozległ się krzyk matki, do posiadłości zbiegła się cała ochrona.
Ojciec wrócił chwilę później, gdy było już po wszystkim. Był tak wściekły, że pozabijał wszystkich, którzy ośmielili się przekroczyć teren naszej posiadłości. Dodatkowo ukarał ludzi, którzy tamtego wieczoru powinni pilnować wejścia.
Od tamtej pory, moje dzieciństwo i Dario umarło wraz z moją matką. Dario, bardziej jej potrzebował w tamtym momencie niż ja. Gdy umarła, miał wtedy ledwo sześć lat. -zacisnąłem pięść, biorąc głęboki wdech. Myślałem, że już nigdy nie będę musiał wracać do tamtego okresu, jednak myliłem się, bo to był dopiero początek tego całego gówna.
-Ojciec wprowadził, mnie w ten cały świat. Za każdym razem, towarzyszyłem mu w ważnych spotkaniach, czy interesach. Wiedziałem wtedy, czym tak naprawdę się zajmował i jak wyglądało to wszystko. Zawsze powtarzał mi, że nie mogę nigdy okazać słabości. Jako przyszła głowa rodziny, muszę wyzbyć się uczuć, które mogłyby doprowadzić do mojej porażki.
I tak też zrobiłem, z roku na rok, coraz bardziej angażowałem się w interesy, które prowadził ojciec.
Obserwowałem, analizowałem i działałem jak on, aż w końcu doszło do mnie, że zbliża się czas bym przejął to wszystko, na co on zapracował przez tak długi okres.
Długo nie musiałem czekać, aż to nastąpi.
Ludzie tacy jak my nie okazują słabości, cały czas nosimy maski i zbroję, bo w innym wypadku, nasi wrogowie, byliby w stanie nas zgładzić. Jednak rodzina zawsze była dla nas świętością, więc jak możesz się domyślić, ojciec po paru latach nie wytrzymał. Za długo trzymał w sobie, ból po stracie mojej matki.
Zaczął pić, a później zachorował, co ewidentnie podobało się Thomasowi, który był jego bratem.
Ten śmieć liczył, że dostanie po moim ojcu jakikolwiek spadek, bo sam nie potrafił nic w życiu zrobić.
Pewnego dnia, wyglądał jak wrak człowieka, który przegrał walkę z samym sobą.
Do dziś nie potrafię wymazać z głowy tamtego wieczoru, w którym poprosił mnie bym zakończył jego mękę.
-Zabiłeś swojego ojca? -zapytała ledwo słyszalnie. Spojrzałem na nią po czym oparłem się plecami o zimną ścianę.
-Nie potrafiłem. Sam to zrobił, strzelając sobie kulkę w głowę. Po wszystkim wziąłem jego broń wiedząc, że do pokoju zbiegnie się ochrona. Nie chciałem by ktokolwiek wiedział, że stchórzył na sam koniec.
Wolałem by myśleli, że to moja sprawka. Jednak tamtego dnia, dowiedziałem się, że ojciec kazał im gdzieś jechać więc w posiadłości nie było nikogo.
I tak oto zostałem głową mafii. Thomas, gdy tylko dowiedział się o śmierci brata od razu przyjechał do posiadłośći, szukając testamentu, który ojciec po sobie zostawił. Tyle że jego w tym testamencie nie było, co doprowadziło go do wkurwienia.
Od tamtej pory byłem odpowiedzialny również za Dario, który powoli rozumiał, w jakim świecie się otacza.
I tak zbiegiem lat, otworzyłem parę klubów, zwiększyłem zasięg handlu prochami na światową skalę i zrezygnowałem z handlu bronią. Wszystko do tej pory szło zgodnie z planem, do momentu aż niedawno, straciłem brata.
-Słyszałam, jak twój wujek przyznaje się, do zamordowania go. -spojrzałem na dziewczynę, która wpatrywała się we mnie dziwnym wzrokiem. Przełknąłem ślinę i podszedłem do niej.
-Nie zabijam ludzi dla zabawy, tylko wtedy gdy mam powód bądź ktoś zagraża mojej rodzinie.
Thomas zabił Dario, więc poniósł tego konsekwencje. Należało mu się.
Ten śmieć już dawno powinien dostać kulkę w łeb. Żałuję, że sam nie dowiedziałem się czym się zajmował. Może w innym wypadku, Dario dalej by żył. -zacisnąłem pięść.
-Kim jest dla ciebie Domenico?
-Kimś, komu do tej pory nie odpłaciłem za uratowanie życia. Gdy spadły na mnie obowiązki głowy miasta, byłem załatwiać sprawę z nowymi kupcami w Messynie.
Do tej pory tworzyły się małe gangi, jak plaga pojawiały się i znikały nie mogąc się tu utrzymać.
Więc zaczęli łączyć ze sobą siły, myśląc, że w ten sposób będą w stanie skraść mój towar i przejąć to miasto. Tamtego dnia zginęło dużo ludzi, jeden z tych śmieci zajmował się zbieraniem haraczu od biednych ludzi. Domenico był jednym z tych chłopców, któremu życie dało nieźle w kość.
Jego rodzice prowadzili mały sklep, w którym zginęli, bo nie chcieli już więcej płacić.
Domenico widział kto za tym stoi i postanowił się zemścić. Zjawił się tamtego dnia w porcie i uratował mi życie, włączając się do strzelaniny z tamtymi gangami. Od tamtej pory, zamieszkał w mojej posiadłości i pracował dla mnie. Jednak z czasem zacząłem traktować go jak brata.
Żaden z moich ludzi nie ma takich przywilejów jak on.
-To wszystko jest popieprzone. -mruknęła odwracając ode mnie wzrok.
-Możesz myśleć, że jestem potworem, bo mam na swoim koncie masę zabitych ludzi. I masz rację, nie będę wyprowadzał cię z błędu, bo w takim świecie, żyję od dawna. Przykro mi, że zepsułem Ci wizję cudownego pokoju, ale taka jest rzeczywistość. Na świecie jest więcej złych ludzi, jednym z nich był Thomas, który sprzedawał dzieci do burdelu. Uważasz, że taka osoba zasługuje na życie? -warknąłem.
-Miałeś wybór. Mogłeś zrezygnować z tego życia, dlaczego tego nie zrobiłeś?
-To tak nie działa, każdy rodzi się na tym świecie z jakimś zadaniem. Moim było przejęcie, spuścizny ojca. Nigdy nie wybielałem się, bo robiłem w życiu różne rzeczy, z których byłem zadowolony bądź nie. Jednak wiesz co? Umiałem pogodzić się ze swoim losem i pchać go do przodu, tym samym budując siebie takim, jakim obecnie jestem. A jestem głową sycylijskiej mafii, jebanym egoistą, który pierwszy raz od tylu lat poczuł, strach przed stratą. Możesz się mnie bać, chcieć stąd wyjść i zapomnieć o tym całym syfie, który cię otacza, ale tak czy inaczej, powiem to, co mam w głowie i nie daje mi to spokoju.
-Marco...
-Nie, Rachel! Nie przerywaj mi. Od zawsze brałem wszystko co mi się należało, siłą czy sposobem.
Przez te wszystkie lata, widziałem tylko czerń i zło, nic więcej nie było. Ja żyłem w świecie, w którym nie ma miejsca na strach i słabość ty zaś żyłaś w nieświadomości, że życie jest takie piękne i spokojne, na dodatek usłane różami. Gówno prawda, czasami trzeba zawalczyć o swoje, bo w innym wypadku, kto inny sprzątnie ci to sprzed nosa.
I nagle cała ta konstrukcja, którą zbudowałem, cały ten fundament jebnął po śmierci Dario.
Kompletnie nie miałem pojęcia, że okaże się, że twój ojciec mnie okradnie i cię poznam.
Wyszczekaną, marudną, wulgarną kobietę, która będzie doprowadzała mnie do istnego wkurwienia, a także do ogromnego podniecenia. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak długo walczyłem sam ze sobą, powtarzając sobie, że jesteś tylko częścią planu, potrzebna do ściągnięcia długu po twoim ojcu, ale w końcu chuj to wszystko strzelił, bo wraz z twoim wypadkiem zdałem sobie sprawę, że mam uczucia.
Tamtego dnia bałem się jak cholera, że więcej nie usłyszę twojego głosu, którego zaczęło mi brakować.
I chociaż nie potrafię być delikatny, to świadomość, że mogłem cię stracić sprawiła, że mur, który budowałem od dziecka, zaczął pękać.
Moment, w którym usłyszałem, że Kornel Cię porwał, był jak szklanka zimnej wody.
Miałem ochotę zabić wszystkich, którzy ośmielili się ciebie dotknąć, a co najgorsza zranić cię. Możesz myśleć co chcesz w tym momencie. Byłem wkurwiony na swój egoizm, że pozwoliłem na to wszystko, byś cierpiała. Powinienem Cię chronić przed tym światem i przed samym sobą, ale brnąłem w to nie potrafiąc dać ci spokoju. W życiu nie padły z moich ust takie słowa...
Ale wybacz mi Rachel za to, co cię spotkało. -uderzyłem pięścią w ścianę, zdając sobie sprawę, że właśnie maska, którą nosiłem przez lata spadła, a ja obnażyłem się z całej zbroi, pozostając bez pancerza.
Czekałem aż dziewczyna coś powie, jednak ona milczała i nie zapowiadało się by miała zamiar cokolwiek powiedzieć.
Westchnąłem zdając sobie sprawę, że ojciec miał rację, mówiąc, że w naszym świecie nie możemy pozwolić sobie na słabość.
Wyprostowałem się i ruszyłem w stronę garderoby, ubierając na siebie czarny garnitur i tego samego koloru koszulę, gdy tylko byłem gotowy do wyjścia spojrzałem na dziewczynę, która wpatrzona była w okno, jakby myślała, nad tym, co powinna zrobić.
-Domenico, przywiezie parę twoich rzeczy, daj mu znać, jeśli czegoś jeszcze potrzebujesz. -mruknąłem wychodząc z pokoju, po czym skierowałem się do swojego gabinetu.
-Jak się czuje Rachel? -odezwał się Domenico, gdy tylko minąłem salon, w którym siedział popijając kawę. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że ta rozmowa trwała dość długo.
-Znacznie lepiej, co z przygotowaniami do pogrzebu?
-Wszystko załatwione, za dwie godziny mamy zjawić się na cmentarzu.
-To świetnie. Zadzwoń do Marka i zapytaj, o której przyjedzie zbadać Rachel. Chce mieć pewność, że wszystko z nią w porządku.
-Zajmę się tym.
Wszedłem do pomieszczenia po czym, ruszyłem w stronę swojego biurka. Chciałem do czasu wyjazdu na cmentarz, pobyć całkowicie sam, zważając na fakt, że powoli cały ten syf znika.
Dzisiejszego dnia nie miałem ochoty na śniadanie, a tym samym na poranną kawę, która zawsze mi towarzyszyła.
Czułem, że w końcu będę mógł odetchnąć po dzisiejszym pożegnaniu brata, którego już dawno powinienem był pochować...
Mimo że człowiek z czasem przyzwyczaja się do bólu, to w głowie dalej zostaje ta pustka. Czułem, że od dziś będę mógł być spokojny, bo dotrzymałem słowa, o zemście za Dario. Miałem ogromną nadzieję, że wszystko powoli wróci do normy.
Fakt, że ujawniłem całą prawdę Rachel, sprawia, że czuję się jakby ktoś zabrał cząstkę mnie, nie zależnie od tego, co postanowi dziewczyna, nie mogłem oczekiwać od niej niczego.
Dzisiejszy dzień miał być tym, który zweryfikuję co będzie dalej.
Tak czy inaczej, ja dalej pozostanę sobą i wrócę do swojego dawnego życia.

Zemsta Moretti / Gangsterskie Porachunki Tom IOnde histórias criam vida. Descubra agora