Rozdział 11

19.1K 650 19
                                    




Marco

Usłyszałem głośne rozmowy dochodzące z ogrodu, skierowałem swoje kroki w tamtą stronę, zastanawiając, się co było powodem, tak dynamicznej dyskusji.
Gdy tylko opuściłem pomieszczenie, moim oczom ukazał się zdenerwowany Domenico, oraz jak zwykle spokojny Louis. Jebana, oaza spokoju. Nic nowego, jednak złość, jaka emanowała od bruneta, sprawiała, że byłem zdezorientowany zaistniałą sytuacją. Na dodatek jego podniesiony ton głosu i napięte mięśnie sugerowały, iż coś było nie tak. Co na ten moment, budziło mój niepokój.
-Co tu się dzieje?
Dwie pary oczu skupiły się na mnie, przerywając głośną wymianę zdań. Domenico zdjął z siebie marynarkę, by po chwili powiesić ją na oparciu krzesła. Podszedłem bliżej nich, zasiadając przy okrągłym stoliku. Nalałem sobie kawy, po czym oparłem, się czekając na wyjaśnienia, które zbyt szybko nie nadchodziły.
-Wybaczcie panowie, że przerwałem tą dość ciekawą pogawędkę. Jednak sądząc po waszych minach, dla was nie była ona przyjemna. Więc słucham, co znowu nabroiliście. Louis?
Spróbowałem więc od blondyna, łudząc się, że jako pierwszy rozwiąże język. Nic bardziej mylnego, młody podniósł ręce w geście obronnym, zajmując miejsce obok mnie. Westchnąłem, tracąc cierpliwość. Domenico odchrząknął, skupiając wzrok wprost na mnie.
-Enzo. -usłyszałem po chwili, uniosłem brew ku górze, czekając na dalsze wyjaśnienia.
-Namierzyliśmy go w Portugalii, jego telefon co parę dni logował się tam.
-Sprawdziliście to?
-Wysłałem tam paru ludzi i do tej pory nie dostałem jeszcze żadnych informacji.
Upiłem łyk kawy, czyżby ukrywanie się szanownemu złodziejaszkowi się znudziło?
Byłem cholernie poirytowany tą całą sytuacją, związaną z poszukiwaniem tego gnojka. Chciałem zakończyć to raz a porządnie.
-Kiedy wyruszyli?
-Wczoraj w nocy. Liczę, że do wieczora się odezwą.
-Informuj mnie na bieżąco, prędzej czy później i tak go dorwę. Kwestia czasu. Niech nacieszy się wolnością, póki jeszcze ją ma.
Domenico kiwnął głową, jednak jego wzrok wskazywał na to, iż to nie koniec nowinek na dziś. A szkoda, planowałem spokojne popołudnie. Machnąłem, ręką dając, mu znać by zaczął mówić.
-Jeszcze jedna ważna sprawa. Kamery, które zamontowałem jakiś czas temu, nagrały szczura, który tak węszył.
Louis postawił przede mną laptopa, włączając nagranie. Przyjrzałem się mu i analizowałem klatka, po klatce aż w końcu pojawił się wspomniany, przyszły denat.
Ku mojemu zaskoczeniu, na nagraniu swobodnie przemieszczał się przerośnięty schab, którego powinienem zabić już dawno temu.
Jak widać, czuł się jak u siebie w moim gabinecie, szperając w moich dokumentach. Pech chciał, że wyszedł bez niczego, jednak to i tak nie zmienia faktu, że poucinam mu te rączki.
-Gdzie jest ten łysy karczek? Przypomnijcie mi, dlaczego go wtedy nie zabiłem?
-Chłopaki właśnie go wiozą. Dopadli, go jak próbował zawinąć się po kryjomu z posesji.
-W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak wyczyścić mój sprzęt do tortur.
Mruknąłem pod nosem, odpinając guziki marynarki. Byłem bardzo ciekawy czego Thomas, oczekiwał, skoro nasłał do mnie swoje pupilki.
-Myślisz, że to faktycznie sprawka Thomasa? -odezwał się blondyn, spojrzałem, na niego pocierając ręką brodę.
-Przypuszczam, lecz całkowitą pewność będę miał dopiero, po rozmowie z... -spojrzałem, na Domenico oczekując, że przypomni mi imię tego śmiecia.
-Kornel.
-Właśnie, a więc po rozmowie z szanownym Kornelem, potwierdzi się czy moje przypuszczenia są słuszne. Jednak na ten moment, tylko Thomas przychodzi mi do głowy. Szczególnie, po jego ostatniej wizycie.
-Co wtedy?
-Albo wpadniemy na kawę i ciastko, albo go zabiję. Jeszcze nie wiem. Zastanowię się, później.- wzruszyłem ramionami, dopijając resztki kawy, która była już całkowicie zimna.
Usłyszałem dźwięk telefonu, wyjąłem urządzenie z marynarki, po czym spojrzałem na wyświetlacz, na którym widniało imię Rachel. Czyżby się stęskniła?
Pokręciłem rozbawiony głową, chowając telefon z powrotem do kieszeni.
Nie miałem zamiaru odbierać, to ja zdecyduję, kiedy przyjdzie na to pora. Szczególnie po jej ostatnich wybrykach.
Muszę przyznać, że ma dziewczyna charakterek, jednak w tym przypadku nie wiem, czy powinienem się z tego cieszyć, czy raczej jej współczuć.
Jak nikt wyprowadza mnie z równowagi, niejednokrotnie przeszła mnie myśl, żeby dać sobie z nią spokój. Lecz ciekawość, co jeszcze wywinie, jest silniejsza. Jakby tego było mało, ta gra robi się coraz bardziej interesująca. Co prawda, nie ominie, ją kara za to, co zrobiła.
Jednak temperamenciku jej nie brak. Kto by pomyślał, że ta dziewczyna będzie taką niewiadomą. A myślałem, że już wiele się o niej dowiedziałem.
Jednak ona, za każdym razem odkrywa co rusz, nowe karty. Tak więc już nie mogę się doczekać, czy tak samo będzie waleczna, gdy przyjdzie mi odebrać co moje.
Po krótkiej chwili znowu rozległ się, dźwięk mojej komórki.
Wywróciłem oczami, by po chwili odrzucić połączenie. Miałem ważniejsze rzeczy na głowie teraz niż dobijająca się do mnie Rachel.
Zablokowałem jej numer na ten moment, by mieć chwilę spokoju. Wyciszenie nie wchodziło w grę, zważając na fakt, że mogłem oczekiwać ważnego telefonu. O ile nie zapomnę, później się nią zajmę.
-Czyżby to nasz skowronek, tak cię męczył telefonami? -odezwał się Louis, uśmiechnięty od ucha do ucha.
-Jak widać, stęskniła się, skoro na jednym telefonie nie przestaje. -zaśmiał się brunet.
-Najwyraźniej. Później się tym zajmę.
-Obstawiałem, że po tamtym incydencie złoisz jej tyłek. -spojrzałem rozbawiony na Louisa.
-Miałem taki zamiar. W momencie, gdy tyle musiałem na księżniczkę czekać, aż łaskawie wróci do domu, moje nerwy nieco zmalały. Jej z początku przerażona mina, wynagrodziła mi pierwsze przewinienie.
-Wracając do sprawy, właśnie podjechali. -Domenico kiwnął głową w stronę podjazdu, na którym zatrzymał się czarny SUV. Po krótkiej chwili, z samochodu wysiadło, dwóch wysokich mężczyzn, których bardzo dobrze znałem, od kilku lat pracowali dla mnie.
Za chwilę z tyłu samochodu wyciągnęli łysego karczka, na którego tak ochoczo czekałem.
-Zaprowadź go na dół. -warknąłem, wstając z miejsca. -No panowie, pora na nas.
Ruszyliśmy w stronę domu, słysząc z oddali krzyk Kornela. Zabawne, jeszcze mnie nie ujrzał, a już się darł.

Gdy tylko zszedłem na dół, ujrzałem dyndającego do góry nogami łysola, który nie wyglądał zbyt ciekawie po tym, jak został chwilę z chłopakami.
-Dawno się nie widzieliśmy, ryjku. -poklepałem go po twarzy, po chwili siadając naprzeciwko niego.
-Czego szukałeś w gabinecie Marco? -odezwał się Domenico.
Łysy splunął krwią na dół, tym samym brudząc moją podłogę.
-Kto Ci wydał rozkaz? -przeszedłem do konkretów. Jednak Kornel, tylko uśmiechał się pod nosem.
-Nic Ci nie powiem.
-Zobaczcie, jaki twardziel nam się trafił. Richard...
Zwróciłem się do jednego z moich ludzi, który po chwili uderzył pięścią w brzuch naszego wisielca.
Kornel syknął z bólu, po raz kolejny plując krwią.
-I tak się niczego nie dowiecie. -zaśmiał się.
-Lepiej zacznij współpracować, po wszystkim Richard może wyprowadzi Cię za rączkę, kto wie. Może zrobi nawet loda w samochodzie. Więc zapytam jeszcze raz. Kto wydał rozkaz?
-Pocałuj mnie w dupę kmiocie!
-Twoja kolej Denis.
Wysoki brunet sięgnął ze stołu ostry nóż, po czym wbił mu w udo, co chwila, powtarzając czynność.
Nie zajmuję się torturami, mam ludzi od tego. Gdyby chodziło o wyeliminowanie go na samym początku, zrobiłbym to osobiście. Jednak w tym wypadku, bez informacji nie mogłem tego zrobić. Tym bardziej nie zamierzałem ubrudzić sobie koszuli, jego krwią. Łysy zaczął się szarpać.
-Skurwysyny!
-Więc jak będzie?
-I tak Cię dopadnie.
-O kim mówisz?
-Domyśl się i tak mnie, zabijesz. A więc to czy Ci powiem, czy nie niczego nie zmieni.
-Jednak nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz. To od ciebie zależy, ile będziesz cierpiał.
-Zapomnij.
Wyjąłem zza paska broń i strzeliłem mu w drugą nogę. Miałem dość tego skurwiela. Czy tak ciężko było odpowiedzieć na jedno pytanie?
-Kurwa! -warknął z bólu, próbowałem być miły na początku. Jednak moja cierpliwość powoli sięgała zenitu. Jeszcze chwila a przestrzelę mu łeb.
-Hej Kornelek. -odezwał się Louis, podchodząc bliżej niego. -Czy ty czasem nie masz córki już pełnoletniej?
-Jej w to nie mieszajcie!
-Jesteś pewny, że nie chcesz współpracować? A co powiesz, żeby w ramach rekompensaty zajął się nią? Byłaby dziwką, w jednym z klubów Marco. -zaśmiał się, muszę przyznać, że byłem dumny z niego. Zawsze potrafił znaleźć przydatne informacje.
-To jak będzie? -warknąłem w jego stronę
-Thomas mnie tu przysłał.
Odezwał się po chwili namysłu, widocznie groźba Louisa podziałała. Skoro cenił sobie jej życie, nie zaryzykowałby kłamstwem.
-W jakim celu?
-Chciał dowodów, że zamordowałeś ojca. Oraz jego dokumentów w tym też testamentu. Powiedziałem, wam wszystko, co wiem, nie ważcie się tknąć mojej córki!
-Możesz być spokojny, nie porywam kobiet, same do mnie przychodzą.
Spojrzałem na Domenico, analizując, to co właśnie powiedział łysy. Wujaszek ewidentnie próbuje wyprowadzić mnie z równowagi. Nie pozostaje mi nic innego jak złożyć mu dziś wizytę.
-Louis, podstaw samochód.
Po chwili siedziałem już na tylnym siedzeniu samochodu, napawając się chłodem dzięki klimatyzacji. Zdjąłem marynarkę i położyłem ją na kolanach. Spojrzałem kątem oka na siedzącego obok mnie Domenico.

Zemsta Moretti / Gangsterskie Porachunki Tom IWhere stories live. Discover now