Rozdział 18

18.5K 679 21
                                    


Zamarłam, gdy broń, którą trzymałam wystrzeliła. Spojrzałam jak ciało mężczyzny, w którego trafiłam, ląduję na ziemi, a wokół niego zaczyna tworzyć się kałuża krwi.
Upuściłam broń na ziemie, czując jak moje ciało, ogarnia strach. Zabiłam człowieka!
-Zabiłam go...-w tym samym momencie, rozległy się strzały dookoła.
Marco rzucił się w moją stronę, przewracając mnie na ziemię, tym samym zasłaniając mnie swoim ciałem. Na zewnątrz, słychać było ciągle dźwięki strzelaniny. Skuliłam się jeszcze bardziej, tym samym czując jak brunet jeszcze mocniej, dociska mnie do siebie. Bałam się, cholernie się bałam. Nie mogłam powstrzymać płynących z moich oczu łez, które były wynikiem paniki i świadomości, że zastrzeliłam człowieka.
W mojej głowie walczyła podświadomość, że albo on, albo Marco. Jednak to i tak nie sprawiało, że czułam się lepiej.
-Zabiłam go. -powtarzałam pod nosem jak mantrę. Gdy tylko zrobiło się ciszej, Domenico podbiegł do nas, po czym pomógł Marco wstać. Widziałam na jego twarzy lekki grymas bólu, spowodowany raną postrzałową. Spojrzałam na jego koszulę, która była cała brudna od krwi. Zatkałam ręką usta, próbując powstrzymać krzyk. To nie było na moje nerwy, tyle krwi i ciał leżących dookoła.
-Zabierz ją stąd! -krzyknął Marco, biorąc od Domenico broń, którą chwilę później przeładował. Byłam jak w amoku, nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Gdy tylko Marco, odwrócił się z zamiarem pójścia, moja ręka złapała go za skrawek koszuli. Bałam się.
-Idź z nim, dołączę do was niebawem. -brunet podszedł do mnie i ucałował w czoło, nim zdążyłam cokolwiek zrobić, jego już nie było.
-Chodź, zbieramy się. -poczułam, jak Domenico łapie mnie za przedramię i ciągnie w stronę wyjścia, z każdym kolejnym krokiem coraz ciężej było mi utrzymać się na nogach.
Chciałam jak najszybciej zniknąć stąd, wyprzeć z pamięci to wszystko.
Gdy tylko dotarliśmy przed budynek, na podjeździe stało czarne BMW, do którego wpakował mnie brunet. Spojrzałam, na niego przez szybę jak krzyczy do kogoś, po czym biegnie z powrotem do środka.
Chwilę później na przednim siedzeniu zasiadł wysoki blondyn, który z piskiem opon ruszył przed siebie. Wpatrywałam się tępo przed siebie w ciszy, próbując opanować kłębiące się w mojej głowie myśli. To wszystko z każdą chwilą robiło się coraz bardziej popieprzone.
Nie wiem, ile dokładnie czasu minęło odkąd, wyjechaliśmy z posesji tego człowieka, jednak wiedziałam, że adrenalina, która towarzyszyła mi przez ten cały czas, zaczęła opadać. A ja z każdą chwilą, odczuwałam ból w klatce piersiowej.
Ogarnęła mnie panika, co sprawiło, że z każdym kolejnym oddechem brakowało mi tlenu. Oparłam głowę o zagłówek siedzenia.
-Co z tobą? -odezwał się blondyn, patrząc na mnie we wstecznym lusterku. -Hej! Nie zamykaj oczu. -krzyknął, jednak z sekundy na sekundę coraz trudniej było utrzymać mi powieki w górze.
-Kurwa mać! -warknął, wciskając jeszcze mocniej pedał gazu.

***
Marco

Wyszedłem z budynku, kierując się w stronę leżącego Thomasa na ziemi. Kucnąłem obok niego, sprawdzając jego puls, którego nie wyczułem. W momencie, w którym zdałem sobie sprawę, że nie żyję, wstałem zostawiając jego zwłoki, a następnie ruszyłem w poszukiwaniu Kornela, którego nigdzie nie widziałem.
Zapłaci za wszystko, co zrobił Rachel. Gdy tylko ją ujrzałem, poczułem jakby, ktoś wbijał mi w serce tysiące małych igiełek. Jej przerażona i opuchnięta twarz, na której znajdowała się zaschnięta krew i oczy wystraszone jak u małego kotka, który zgubił się na środku jezdni.
Nie chciałem nigdy widzieć jej w takim stanie. Na samą myśl, że ktoś podniósł na nią rękę, mam ochotę zajebać wszystkich po kolei. Powinienem ją ochronić przed tym wszystkim, a tymczasem wciągnąłem ją w to gówno.
Usłyszałem głośny dźwięk kroków, spojrzałem w tamtym kierunku i ujrzałem biegnącego w moją stronę Domenico.
-Gdzie ona jest?!
-Louis zabrał ją. Są w drodze na lotnisko.
-Niech się śpieszy, nie była w najlepszej formie. Zamiast leżeć w szpitalu ona w takim stanie, była przetrzymywana tutaj!
-Wszystko będzie dobrze, dzwoniłem już do lekarza. Ma przyjechać, najszybciej jak się da. Rachel będzie pod dobrą opieką.
-Muszę znaleźć tego skurwiela, który jej to zrobił. -warknąłem, kierując się do środka budynku.
-Sprawdź dół, ja przeszukam piętro.
Domenico kiwnął głową, po czym rozeszliśmy się w dwie strony. Rozerwałem swoją koszulę, a następnie zawiązałem ją, mocno na brzuchu próbując chociaż trochę ucisnąć ranę, z której sączyła się krew. Zacisnąłem pięść, czując ból, jednak nie to było teraz ważne. Nie pierwszy i nie ostatni raz zostałem postrzelony. Teraz liczyło się dla mnie, pozbycie wszystkich, którzy przyczynili się do krzywdy Rachel i doprowadzili mnie do wkurwienia.
Ruszyłem w stronę schodów prowadzących na piętro, podszedłem do pierwszych drzwi, otwierając je. W środku nie zastałem nikogo, to samo było z pozostałymi trzema pokojami.
-Wyłaź tchórzu! I tak cię znajdę! -krzyknąłem, dając Kornelowi do zrozumienia, że prędzej czy później i tak go zatłukę. Minąłem kolejny pokój, w którym jak się okazało, na ziemi siedział w średnim wieku mężczyzna, z rozbitą głową, do której przykładał sobie ręcznik.
W mojej głowie jak echo zaczęły odbijać się wcześniej, wypowiedziane przez Kornela słowa.
"Zapewne zaspokaja teraz jednego z klientów..."
"Co do twojej dziwki, to muszę przyznać, że kupę kasy za nią dostałem."
W jednej chwili napiąłem wszystkie mięśnie, czując narastające wkurwienie. Podszedłem do niego i złapałem go za kołnierz, podnosząc do góry.
-Ty śmieciu! -warknąłem, uderzając go w twarz. Za dobrze znałem Rachel, by wiedzieć, że potrafi się bronić i ta rozbita głowa to jej sprawka. Zacząłem okładać tego śmiecia pięściami, zdając sobie sprawę, że gdyby nie udało jej się uciec, to ten śmieć zgwałciłby ją bez mrugnięcia okiem.
Ta świadomość, że próbował położyć te brudne łapska na niej, sprawia, że wpadam w jeszcze większy szał.
Po chwili wstaję, patrząc na zmasakrowaną gębę tego gościa, który przestał się ruszać.
Wytarłem zakrwawione ręce w spodnie i podniosłem broń, z ziemi, która upadła mi w momencie, w którym rzuciłem się na tego śmiecia.
Ruszyłem z powrotem na korytarz, słysząc dochodzące krzyki z dołu. Wychyliłem się lekko, spoglądając w dół i ujrzałem Domenico, mierzącego z broni do mojej owieczki.
-Jak tam ta wasza kurwa? Jeszcze żyję? -zaśmiał się, na co Domenico, odbezpieczył broń, pewnie trzymając na spuście.

Zemsta Moretti / Gangsterskie Porachunki Tom IWhere stories live. Discover now