Nie odpowiedni moment

3.1K 227 7
                                    



Rozdział 17

Dreszcze objęły całe moje ciało. Szybkim krokiem wróciłam do łazienki zakładając na siebie kilka suchych ubrań. Nie miałam pojęcia co mam ze sobą zrobić. Strach o Viktorie i jej rodzine wybił mnie z równowagi. Poczucie spokoju
i bezpieczeństwa zniknęło jak za czarodziejską różdżką, ból w piersi nie pozwalał mi normalnie oddychać. Łzy spływały po czerwonych policzkach jak wielki wodospad . Ruszyłam po telefon i wybrałam numer Uriela, ale po 4 próbie włączała się tylko sekretarka. Zeszłam na dół z nadzieją ze rodzice będą w domu. Nie było. Cisza wypełniająca dom doprowadzała mnie do jeszcze większych zmartwień. Chwyciłam za telefon szukając osoby, która mogłaby ze mną pojechać na pomoc do Viktorii . Moja lista kontaktów świeciła pustakami. Próbowałam się do dzwonić do mamy lub taty, ale tak jak u Uriela słyszalnym tylko pocztę głosową. Przy każdym nieodebranym połączeniu dreszcze narastały. Strach nie dawał mi mówić gdy odebrał.
-Sylvian??..
-Halo.
- Mam pewien problem .. mógłbyś - Nie mogłam wydusić słowa. Serce biło mi jak młot, dopiero teraz zorientowałam się
o co chce go poprosić. Jednak teraz nie miało to znaczenia, teraz liczyła się tylko Viktoria. - Sara co się dzieje?
- Mógłbyś mnie zabrać do Viktorii jak najszybciej chodzi o śmierć i życie- Od jakiegoś czasu zawsze chodzi o śmierć i życie w moim życiu, ale nie chciałam teraz przekopywać niesprawiedliwego świata. Będę za pięć minut . - połączenie się przerwało i zostałam sama w pustym pokoju z otaczającą mnie ciszą. Tak jak obiecał pięć minut później czarny dżip stał przed podjazdem. Biegiem ruszyłam w stronę drzwi pasażera. Sylvian już odpalił samochód i ruszyliśmy prostą drogą.
- Co się stało?- Spytał z zmartwieniem w oczach. Jego brązowe oczy wierciły dziury w moich. Wyglądał jak zawsze olśniewająco. Bląd włosy ułożone w perfekcyjnym nieładzie. Czarny T-shirt ze skórzaną kurtka podkreślającą jego opaloną cerę. Jego zmartwienie było prawdziwe i takie naturalne, że łzy same napłynęły mi do oczu razem z pieczeniem . Jednak jak on mógł o tym nie wiedzieć?!! Był sługą Lucyfera, a to wszystko jego sprawka!! Nie mogłam powstrzymać wściekłości,
a uczucie które przed chwilą wywołało we mnie motyle w brzuchu zniknęło. - Nie wiesz? A podobno jesteś taki zżyty
z Lucyferem. Na początku Uriel, wczoraj moja mama, a dziś Viktoria !!! - Sara Lucyfer jest zły i jest odpowiedzialny za Uriela ,ale twojej mamie nie zrobił krzywdy bo się jej boi, a właściwe ciebie . Po ostatnim wybuchu twojej mocy Lucyfer się wycofał. To na pewno nie on . - Słucham? - Tak , poza tym cały czas jestem z nim w kontakcie i wiedziałbym jakby się gdzieś przemieścił . - Czyli to nie Lucyfer ? To kto?- Całkowicie się pogubiłam, już nie powstrzymywałam łez, moją twarz objęłam rekami by nie pokazywać słabości. Sylvian się zaniepokoił i jedna ręką złapał moją i delikatnie otarł mi łzy.
- Nie wiem kto to, ale obiecuje ci że się dowiemy. - Z bocznej szuflady wyjął paczkę chusteczek higienicznych i mi je podał. Zmusiłam się do uśmiechu i wytarłam policzki. - Przepraszam...- Wydukałam po dłuższej chwili. To nie było w porządku od razu go oskarżyłam, nawet jak wszystko wskazywało na Lucyfera Sylvian nie jest niczego winien. Złapałam jego rękę leżącą na skrzyni biegów. Nasze dłonie połączyło porażenie prądu i ten piękny dreszcz jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Jego brązowe oczy zwróciły się prosto na mnie i nasze spojrzenia jakby się elektryzowały. Nasze głowy zaczęły się do siebie nawzajem zbliżać, gdy nagle usłyszeliśmy głośny brzęczący klakson. Jak oparzeni odsunęliśmy się od siebie, a Sylvian przyspieszył. Stres dochodził do zenitu wjeżdżając do miasta Viktorii. Kazałam Sylvianowi jechać szybciej, ale nie chcieliśmy zostać zatrzymani. Na jej ulicy moje ręce były białe jak mąka, knykcie zsiniały , a po czole spływały krople potu. Nawet się nie zastanawiając wyskoczyłam z samochodu i pobiegałam w stronę drzwi. Waliłam pięściami o metalową powierzchnię aż poczułam zapach krwi. Wtedy czyjeś silne ręce odsunęły mnie na bok.

- Sara, ja otworze.

- Nie mamy czasu!

- Twoim sposobem nigdy tam nie wejdziemy.

Prawnuczka LucyferaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz