Rozdział 2

9.8K 538 470
                                    

Rysunek mojego autorstwa powyżej

Proszę nie oceniajcie mnie, wiem że brzydko to narysowałam

Izuku per.

Minęło już paręnaście dni od czasu rozmowy z Uraraką. Ta przepowiednia to jakiś żart. Przecież księżyc nigdy nie zaświeci tak mocno żeby jego blask wpadł do mojego pokoju i mnie obudził. Bez sensu. Kaminari powiedział, że z chęcią mi pomoże jak co, ale nie będę go przecież budzić w środku nocy. Po chwili leżenia na łóżku i zastanawiania się nad przepowiednią poczułem jak zaczyna mi się robić słabo i sennie. Zamknąłem oczy i odpłynąłem. 

Todoroki per.
Szum oceanu zagłuszał cichy śpiew ptaków. Woda była lekko zimna ,jednak dało się w niej zamoczyć.
Szedłem sobie brzegiem oceanu i zastanawiałem się nad sensem bycia królem. Mój ojciec jest głupi. Ciągle pływa tymi swoimi statkami po oceanie szukając nie wiadomo czego. Mój strażnik Kirishima mówił, że mam siedzieć w zamku i nie robić problemów ,bo mój ojciec rozwali pół królestwa jak ucieknę ,jednak ja miałem to gdzieś. Nie mam ochoty siedzieć w zamku i próbować zasnąć przy jego wydzieraniu się, że trzeba przeszukać ocean. Swoją drogą on ma jakąś paranoje. Co on, ryb szuka? Jakiejś magicznej złotej rybki ,co życzenia spełnia. Innego wyjaśnienia nie ma. Moje życie straciło jakikolwiek sens od kiedy mama trafiła do lochów. Tęsknie za nią. Była dobra, miła i dbała o królestwo ,a ojciec pogrzebałaby swoich ludzi w piachu gdyby tylko musiał.

- mówię ci. Jak złapiemy jedną to król da nam w chuj kasy- powiedział jakiś głos. Spojrzałem w stronę brzegu. Jacyś rybacy siedzieli nad oceanem i przygotowywali sieci. Chyba nie chcą płynąc w ocean. Jest przecież wieczór.

- przepraszam?- podszedłem odzywając się. Obydwóch facetów zwróciło na mnie uwagę.

- czego?- spytał jeden z nich. Jego głos nie był zbyt miły.

- chciałem spytać co tu robicie? Jest późno a wypływanie na otwarte wody o tak później porze jest niebezpieczne- spytałem.

- nie twoja sprawa gówniarzu- powiedział drugi mężczyzna.

- tak się składa, że jestem księciem i jak mój ojciec się dowie, że robicie tu coś nielegalnie to...

- książę?- spytał jeden z nich.

- jak go weźmiemy to król da niezłą sumkę by odzyskać syna- powiedział drugi. Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie jeden z tych facetów wyciągnął nóż. Drugi natomiast wyciągnął miecz i przyłożył mi go do gardła.

- puszczajcie- rozkazałem z powagą. Nie bałem się. W sumie jestem księciem i uczono mnie wielu rzeczy w zamku. Całe życie spędzone na nauce walki mieczem, innych języków czy tego typu rzeczy.

- jak król da nam za ciebie forsę- powiedział facet ,który trzymał nóż. Jedyny minus tej sytuacji to świadomość iż nie mogę użyć mocy. Jak mój ojciec by się o tym dowiedział, a na pewno by się dowiedział, to moja matka by została ukarana za mnie. Tak zawsze jest ,kiedy używam mocy po za zamkiem. Raz głodził moją matkę przez tydzień. Nie chce by cierpiała bardziej ,wiec jestem posłuszny ojcu. Oczywiście kiedy muszę.

- teraz grzecznie pójdziesz z nami- powiedział jeden z nich. Chciałem się sprzeciwić. Jednak to by było głupie. W końcu mam ostrze przy gardle. Jeden zły ruch i jestem martwy, choć z martwego mnie nie będą mieć kasy. To mogłoby buc ryzykowne ale walka mogłaby zadziałać. W końcu dopóki żyje dostaną kasę a na tym im zależy. Po chwili ktoś rzucił kamieniem w głowę jednemu z tych facetów. Zdziwiłem się. To raczej niecodzienne.

- co jest?- spytał wkurzony. Po chwili znów ktoś rzucił kamieniem. Facet który przykładał mi ostrze do gardła ,też oberwał przez co mnie puścił. Mogła uciec. Bez zawahania odsunąłem sie na bezpieczną odległość i wyjąłem swój miecz.  Zanim jednak coś zdołałem zrobić zobaczyłem jak owa dwójka facetów po prostu zasłania się próbując zasłonić przed rzucanymi kamieniami. Pewnie takie oberwanie kamieniem bolało. Po chwili spojrzałem w miejsce z którego rzucane są kamienie. Zobaczyłem czyjąś sylwetkę wyłaniającą się z wody.
Nagle jeden z mężczyzn rzucił nożem w tę osobę a deszcz kamieni sie zakończył. Czy ta osoba oberwała? Ruszała sie dalej jednak osoba, która mnie ocaliła szybko zanurkowała i zniknęła w wodzie. Niestety było zbyt ciemno bym widział coś więcej niż sylwetkę. Nawet nie całą bo widziałem tylko górną partie cała. Nawet nie wiem jaki ma kolor włosów. Jednak z sylwetki można wywnioskować, że to chłopak. Dwóch mężczyzn weszło do wody w poszukiwaniu mojego wybawiciela. Śmieszni byli. Czy nie łatwiej wrócić do atakowania mnie? Choć w sumie teraz bez problemu bym ich pokonał. Mam nadzieje, że mój bohater sobie poradzi i ucieknie. Ja jako iż jestem księciem muszę zadbać o swoje królestwo. Podszedłem do mężczyzn i szybkim ruchem dłoni uderzyłem jednego z nich w szyję powodując u niego utratę przytomności ,a drugiemu przyłożyłem ostrze mojego miecza do szyi.

- masz prawo do obrony ,jednak wątpię ,by mój ojciec chciał słuchać twoich wyjaśnień. Idziesz sam do zamku czy ci pomoc ?- spytałem surowo zaś mężczyzna widząc moją pewność siebie i ostrze przy gardle po prostu się poddał. Jako książę nie powinienem dokonywać zatrzymania ,ale mojego strażnika tu nie ma. Chyba mogę sobie pozwolić na zabranie tych dwóch do patrolu strażników ,który był niedaleko. W końcu mój ojciec jak szalony wysyła patrole na plażę. Nie zdziwię się jak za chwilę ich spotkam.

10 minut wcześniej Izuku per.

Obudziło mnie mocne światło padające mi na twarz. Otworzyłem oczy i zobaczyłem białe światło księżyca. O cholera. Uraraka miała racje. Obudzi mnie blask księżyca. Zaraz... jak to możliwe, że światło dotarło aż tak głęboko pod wodę. Nie ważne. Teraz muszę płynąc na ląd. Ktoś tam mnie potrzebuje. Ciekawe kto? Może jakaś syrena. Lub rybka. Albo delfin. Szybko wyszedłem z pokoju i ruszyłem do wyjścia z zamku. Kiedy już udało mi się wymknąć popłynąłem na powierzchnię. Pierwszy raz w życiu zobaczę niebo. Jak na razie słyszałem tylko o niebie od mamy. Po dłuższej chwili... dosłownie dłuższej wynurzyłem się. Pierwsze co zobaczyłem to czarne... to chyba niebo. Było na nim mnóstwo białych punkcików które ładnie świeciły. Po chwili zauważyłem białą kulę unosząca się na górze. To chyba księżyc. Wiec to tak wygląda. Zaraz... brakuje słońca. Gdzie słońce!?
Po chwili zauważyłem coś w oddali. To było wielkie. Słychać było od tego hałasy.

- macie mi znaleźć te wodne dziwadła! Już!- usłyszałem donośny męski głos. Nie wiedziałem co to było. Podpłynąłem bliżej. To coś mówiło? Gdzie ma usta? Po chwili zobaczyłem jak coś idzie po tym drewnianym stworzeniu. Był ubrany w piękne szaty. Miał też czerwone włosy i niebieskie oczy. Jego broda płonęła. Wyglądał przerażająco.

- macie mi znaleźć królową syren i zabić!- krzyknął. Poczułem dreszcze. Szybko odpłynąłem mając nadzieje, że nikt mnie nie zauważy. Po chwili podpłynąłem do brzegu. Był pełen piasku i kamieni. Dotknąłem go i... co to jest? Suchy piasek? Mój Boże. Ale on fajny w dotyku. Po chwili usłyszałem jakieś wrzaski. Spojrzałem w stronę z której dochodziły krzyki. Zobaczyłem trzech ludzi. Dwóch z nich groziło jakimiś ostrymi narzędziami trzeciemu. Spojrzałem na tego trzeciego. Był bardzo ładny. Miał białoczerwone włosy i dwukolorowe oczy. Jedno niebieskie, a drugie szare. Miał tez bliznę na lewym oku. Jego skóra była blada. Miał też na sobie bardzo ładne szaty. Teraz do mnie dotarło. Przecież on potrzebuje pomocy. Czy to jemu miałem pomóc? Jak tak to jak to zrobić? Przecież jestem bezbronny. Zaraz... kamienie. Zacząłem rzucać kamieniami. Było to bardzo łatwe. Moja mama mówiła ze celne rzucanie jest ciężkie. Po chwili tych dwóch mężczyzn puściło chłopaka. Ten zaczął uciekać. Ja nadal rzucałem kamieniami. Po chwili poczułem jak coś musnęło moje ramie. Od razu poczułem ból, a na skórze pojawiło się rozcięcie z którego leciała krew. Zaniemówiłem i popłynąłem gdzieś daleko zasłaniając przy tym moja ranę ręką. Kiedy byłem już niemal pewny, że jestem bezpieczny Spojrzałem na ranę. Bolała jak cholera. Nie mogę z nią przypłynąć do domu bo mama się domyśli, że byłem na lądzie. Nagle jakieś światło mnie oślepiło. Z trudem spojrzałem w górę. Zobaczyłem to drewniane stworzenie. Na nim jakąś ludzką sylwetkę. Szybko odpłynąłem. Muszę wrócić do zamku. Ląd jest niebiezpieczny. Chyba. Może to mi się trafił niebezpieczny ląd. Tak czy inaczej muszę uciekać. Szybko ruszyłem do swojego zamku.

Kirishima per.

Siedziałem sobie na statku i patrzyłem w wodę. Ojciec Shoto ma jakąś paranoje. Tylko każe nam pływać po tych wodach i szukać rybostworów, które nie istnieją. Po chwili światło oświetliło coś w wodzie. Wyglądało jak człowiek. Spojrzałem na to zdziwiony. Po chwili to coś szybko odpłynęło. Czy to był... rekin? Zawsze chciałem owego zobaczyć, ale nie miałem okazji. Jeśli to on to jestem najszczęśliwszym człowiekiem świta. Jednak rekiny z tego co wiem nie wyglądają jak ludzie. Może to te syreny o których gada król. Jeśli to jedna z nich to nie wyglądała groźnie. Z reszta i tak bym nie powiedział o tym królowi. Niech się wypcha. Nie zasłużył na władzę, ani na to by żyć. Powinien palić się w piekle. Po chwili usłyszałem okrzyk króla który powiedział ze wracamy do zamku. Całe szczęście. Jestem padnięty, a jutro jeszcze muszę trenować z Shoto.

Tododeku: dwa światy [Zakończone] Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon