To moja wina

790 43 3
                                    

Draco 

Moment, w którym słyszę od Pottera, te pieprzone dwa słowa są dla mnie jak cholerny pocałunek dementora. Patrzę przed siebie, nie mogąc złapać tchu.

Bliznowaty macha mi przed twarzą dłonią. Zapewne w tej chwili wyglądam jak trup albo jeszcze coś gorszego.

– Słyszałeś, Malfoy? Nie było jej w pracy od dwóch dni.

Potrząsam głową, próbując oprzytomnieć.

– Żartujesz, prawda? – chrypię w końcu.

Patrzy na mnie całkowicie poważnie, błyskając zielonymi oczami zza tych kretyńskich okularów.

– Nie żartuję, jeśli chodzi o Hermionę – chłód w jego głosie brzmi, jak kostki lodu uderzające o szklane ścianki kieliszka. – Byłem u niej w domu. Jest zamknięty. Napisałem list. Wiesz, co odpisała?

Kręcę głową.

Kurwa, skąd mam wiedzieć?!

– Że zmienia miejsce zamieszkania. Wiesz, do kogo się przeprowadza?

– Powiedz, że to nie Valentine... – syczę, chociaż bardzo dobrze znam odpowiedź.

– Po cholerę mam kłamać?

Patrzę, jak podchodzi do fotela i opada na niego ciężko. Pociera twarz, jakby ta wiadomość bolała go bardziej ode mnie.

Kurwa! Przecież to Granger! Przeprowadza się do faceta, którego dla mnie zostawiła, a nie jego ruda Weasleyówna. Myśl, że sam do tego doprowadziłem, boli bardziej niż ten pieprzony sztylet w mojej piersi. Wolałbym dostać ostrzem pięćset razy, niż wiedzieć, że znów ze sobą są.

Po raz kolejny.

Nie mogę tego dłużej ukrywać. Brzemię winy ciąży, wbijając mnie w ziemię.

– To moja wina – mówię w końcu, dziwnie cicho jak na siebie. – To ja dałem mu wolną drogę.

– Co?

Z trudem patrzę w zielone oczy mojego odwiecznego wroga.

– Bałem się, że przy mnie będzie jej coś groziło. Śmierciożercy, te pieprzone misje, poszukiwania i walki. Bałem się, że gdy przypomną sobie, jak bardzo jest dla mnie ważna... będzie pierwszą osobą, którą wezmą pod uwagę, żeby mnie zniszczyć.

– Co zrobiłeś? – pyta głucho.

– Znalazłem go i poprosiłem, żeby ją chronił.

Zrywa się, dopada mnie w dwóch krokach, popychając na ścianę i chwyta za koszulkę tuż przy gardle. Nawet nie zamierzam się bronić. Sam bym sobie przyłożył. Tysiąc razy.

– Wiesz, do czego doprowadziłeś, pieprzony idioto?!

Nie odpowiadam. Patrzy na mnie z nienawiścią jeszcze większą niż do tej pory.

– Wiesz, kurwa co zrobił?! Wiesz, jak do tego doszło, kretynie?

Kręcę głową. Nie chcę tego słuchać, ale bardzo dobre wiem, że zaraz mnie uświadomi.

Nawet nie czeka na moją odpowiedź ani reakcję.

– Był u mnie. Powiedział, że jest szczęśliwa, cholernie szczęśliwa i mamy jej nie przeszkadzać. Zapomniała o tobie. To ostatnie słowa, jakie do mnie skierował: „Zapomniała o Malfoyu i niech tak zostanie".

Osunąłem się po ścianie na ziemię.

Nie. To nie prawda. To nie może być prawda.

– Kłamiesz – nie mogę rozpoznać swojego głosu. – To nie prawda – dodaję głucho.

Kuca przede mną.

– Prawda. Pieprzona prawda! Co ty do cholery zrobiłeś?

– Ja... nie. Ja... – zacinam się, jak zepsuta miotła. – Nie chciałem tego...

– To coś ci nie wyszło – warczy, łapiąc mnie znów za koszulkę i podnosząc. – A teraz się ogarnij, bo musimy sprowadzić ją z powrotem. Kurwa – wali pięścią w ścianę. – Przyszedł do mnie i nie wyglądał jak Valentine, którego znam ze szkoły.

Co? O czym on gadał?

Zamrugałem oczami, próbując odzyskać ostrość widzenia.

– Co?

– Był... nie wiem, kim do cholery był! Przyszedł, powiadomił mnie o pieprzonym szczęściu Hermiony i o tym, że jesteś cholerną przeszłością i wyszedł.

Patrzę tępo, jak podchodzi do niewielkiego barku, stojącego przy mugolskim telewizorze. Otwiera szafkę i wyciąga bardzo dobrze mi znaną butelkę Ognistej oraz dwie szklanki. Nalewa po połowie.

– Dawny Daniel, nigdy by tak nie zrobił. Nigdy nie ukryłby przed nami Hermiony. Przed tobą może i tak, ale nie przede mną i Ronem.

Podaje mi alkohol. Patrzę beznamiętnie na bursztynowy płyn.

– Musisz odkryć, co tak naprawdę knuje Daniel i co dzieje się z Hermioną. A jeśli trzeba, przeprosić za to, co zrobiłeś i zdobyć ją na nowo.

Ma cholerną rację.

Valentine, nigdy nie zrobiłby nic przeciw Granger. Zawsze liczył się z jej zdaniem. Z jej pragnieniami. W szkole, gdy widział, że przeze mnie cierpi, ani razu nie próbował interweniować. Był obok, bo jej to obiecał. A teraz? Czy moje słowa wystarczały, by zrobić coś, czego by nie chciała? Czy tym razem sama prosiła, by pomógł zapomnieć?

Czekają mnie intensywne dni i chyba wiem, jak odkryć prawdę.

Piję jednym łykiem całą zawartość szklanki. Odstawiam ją na biurko i patrzę na Pottera.

– Idę się przespać, tobie radzę to samo. 

---------------------

Musiałam podzielić długi rozdział na dwa, więc dlatego takie krótkie. 

Zagubieni w czasie 2: Wierni przeznaczeniu // DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz