Gabinet Dumbledore'a

739 42 40
                                    

Draco

- Potter!

Wpadam do jednej z moich gościnnych sypialni. Nawet nie silę się na pukanie, zapalam światło, a moim oczom ukazują się dwa łóżka, w których śpią moi szkolni wrogowie.

Wybraniec siada gwałtownie na łóżku, by od razu spaść na podłogę z przekleństwem w ustach.

- Kurwa, Malfoy, o zawał chcesz mnie przyprawić?

- Chętnie, ale później - mówię, patrząc na Weasleya, który wlepia we mnie niebieskie oczy, jakby ducha zobaczył. - Musimy pogadać - dodaję po chwili. - Będę czekał w salonie. Mam ważne informacje.

- Malfoy - jęczy rudzielec, łapiąc zegarek z szafki nocnej. - Jest trzecia rano! Daj odpocząć!

- Nie mamy czasu na spanie, Weasley - warczę. - Za pięć minut w salonie!

Czekam dokładnie dwadzieścia, aż zjawiają się w pogniecionych bluzach i z potarganymi włosami. Wchodzą przez drzwi, szorując nogami, jakby nie spali tydzień.

Ostatnie dni każdemu z nas dały się we znaki, ale jestem w stanie zrobić dosłownie wszystko, by uratować Granger z łap mojego psychopatycznego brata.

- Gadaj - mruczy zaspanym głosem Potter, pocierając twarz i opadając na jeden z foteli.

W skrócie opowiadam im o wizycie dziewczyny w moim śnie.

Patrzą, jakbym spadł z choinki.

- Skąd wiesz, że to była na pewno ona? - pyta Weasley. - Może Black wysłał ci jakieś... wymyślone obrazy?

- Uwierz, pamiętam, jak całuje Granger. - Uśmiecham się drwiąco, czując satysfakcję, gdy twarz rudzielca zlewa się kolorem z jego włosami.

- Dobra. Oszczędź nam szczegółów - chrząka Potter. - Jesteś stuprocentowo pewny, że to była ona, tak?

- No przecież mówię. Żadna dziewczyna tak nie całuje.

Cholerny Wybraniec wstaje i zaczyna krążyć przed kominkiem. W końcu się zatrzymuje i wlepia we mnie zielone oczy.

- A co, jeśli to pułapka?

Prycham drwiąco:

- Potter, naprawdę myślisz, że naraziłaby mnie na niebezpieczeństwo?

- Ona nie, ale Black.

Prostuję się.

- Może masz rację. To, co w takim razie robimy? Pozwolimy im ukraść sztylet? Wiesz, do czego to doprowadzi?

- Nie, nie pozwolimy, ale sami sobie nie poradzimy. - Patrzy na mugolski zegarek, który zawsze tkwi na jego nadgarstku. - Mam pomysł, tylko muszę skontaktować się z Lupinem. Koło siedemnastej spotkamy się z Dumbledorem. Tym razem nie możemy iść sami. Potrzebujemy każdej pomocy.

- Potter, pozwól, że ci przypomnę... sam pokonałeś Czarnego Pana i to kilka razy! Dlaczego teraz nie damy sobie rady?

- Bo nie mamy do czynienia z Voldemortem, tylko z jego o wiele gorszym synem. Poza tym... nie ma z nami Hermiony, a bez niej to nawet trolla bym nie pokonał.

* * *

Kilka minut po szesnastej wchodzimy do Hogwartu przez te same drzwi, co poprzednio, jednak tym razem McGonagall już na nas czeka.

- Za mną - rzuca i od razu się odwraca. Idziemy za nią jak psy. Nie uchodzi naszej uwadze, że korytarze są puste, chociaż jest rok szkolny, a do tego środek tygodnia i dawno po lekcjach.

Zagubieni w czasie 2: Wierni przeznaczeniu // DramioneDove le storie prendono vita. Scoprilo ora