Krzyk

894 54 25
                                    

c.d Draco

Krzyczy, sprawiając, że umieram z bólu, ale nadal nie puszczam. Jęczy, jakby jej ciało płonęło, jakby jej dusza umierała i rodziła się na nowo. Agonia, która pochłania jej delikatną istotę, jest dla mnie nie do wytrzymania. Zamykam oczy, by nie patrzeć na cierpienie kobiety, którą kocham i którą prawie straciłem. Trzymam z całych sił, bo od tego wszystko zależy.

- Wytrzymaj, błagam - szepczę w jej wilgotne od potu włosy, jednak ona odpowiada mi tylko przeraźliwym krzykiem bólu. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam - powtarzam, jak mantrę, co rusz całując policzki. Czuję pod wargami słone krople.

Rzuca się w konwulsjach, raniąc mnie kolejnymi uderzeniami rąk, ale nadal tkwię na tej pieprzonej podłodze, trzymając jej kruche ciało. Ile cierpienia może znieść taka mała istota?

- Dasz radę, Draco - słyszę za sobą zrozpaczony głos Pottera.

Jasne, kurwa, że dam radę. Sam ją w to wpakowałem, to teraz muszę ją uratować.

Wiem, że nie jesteśmy sami. Gdzieś za mną są jej przyjaciele, ale tylko ja mogę uwolnić ją ze szpon demonicznej siły.

Patrzę na lśniący krążek odznaczający się na białym dywanie.

Pieprzony pierścionek, który przez tyle dni wciskał w jej serce kłamstwa, wymazywał mnie z jej pamięci, unicestwiał naszą miłość. Pieprzony diabelski przedmiot.

Gdybym, kurwa, tylko wiedział, do czego doprowadzi tamto spotkanie w jej gabinecie.

Gdybym tylko wiedział.

Zerkam przerażony na wyraźnie odznaczające się na bladej skórze nadgarstków zasklepione rany, po cięciu. Jak bardzo cierpiała, że posunęła się do czegoś takiego? Jak bardzo mnie wtedy nienawidziła?

- Kocham cię, Granger. Kocham cię, do cholery - szepczę, wtulając twarz w jej włosy. Nie wiem, ile to wszystko trwa. Tak trudno mi było do niej dotrzeć.

Gdybym nie znalazł Gabriela i nie prosił go o pomoc, nigdy by mi się nie udało. Nadal tkwiłaby w tym przesłodzonym gównie, myśląc, że kocha Valentine'a. Gdybym zrozumiał, co się dzieje, kilka dni później, wszystko byłoby stracone.

Nie wiem dokładnie, kto za tym stoi, ale zabiję, ukatrupię, zamorduję, każdego, kto miał z tym chociaż trochę wspólnego. Nie będę miał litości.

Żadnej!

Valentine'a oszczędzę. Chciał ją ratować. To on znalazł jej okaleczone, umierające ciało. To dzięki niemu ona nadal żyje. Nie wiedział, jak złym pomysłem jest łączenie ich dusz tym pieprzonym pierścionkiem. Nawet nie chciał powiedzieć, od kogo go ma.

Kurewsko czarna magia.

Znowu krzyk. Krzywię się z bólu, czując, jakby ktoś wbijał mi igły w bębenki. Ręce zaczynają drętwieć i drżeć z przemęczenia. Zaczynam słabnąć. Ile to cholera trwa? Godzinę? Dwie? Dzień? Tydzień?

Dam radę. Muszę.

- Granger, skarbie - szepczę przez łzy. - Proszę cię, wróć do mnie.

I nagle wszystko ustaje. Cisza boli mnie bardziej niż krzyk. Ciało dziewczyny rozluźnia się, a z ust wydostaje się głębokie westchnienie.

Ostatnie?

Patrzę na jej twarz. Zamknięte oczy i lekki uśmiech na ustach. Wygląda, jakby cierpienie opuściło jej ciało, a wraz z nim jej życie.

- Nie, nie, nie - szepczę w panice. Nie mogła umrzeć. Nie po tym wszystkim. - Granger, do cholery, błagam cię - syczę przez łzy. Nie mogę stracić jej po raz kolejny. Nie mogę.

Zagubieni w czasie 2: Wierni przeznaczeniu // DramioneWhere stories live. Discover now