Nie kłam, skarbie

784 42 15
                                    

Hermiona 

Patrzę przed siebie i widzę potwora w męskiej skórze. 

Jak wcześniej mogłam nie zauważyć podobieństwa do Voldemorta?

Ma identyczne niesamowicie szczupłe palce, które przy każdym ruchu dłoni wydają się osobnymi bytami. Wzdrygam się, wyobrażając sobie oślizgłe macki ośmiornicy.

Unosi wzrok znad gazety i patrzy na mnie tymi bezdennie czarnymi oczami.

– Nie smakuje?

Siedzimy w salonie, po dwóch stronach długiego ciemnego stołu. Opuszczam wzrok na zapełniony talerz, który jakieś piętnaście minut temu przyniósł mi jeden ze skrzatów.

– Nie jestem głodna – odpowiadam beznamiętnie.

– Musisz jeść. – Łapie kieliszek z winem i upija łyk, nie odrywając ode mnie spojrzenia. – Musisz być w pełni sił, by nosić moje dziecko.

Zaciskam dłonie, które trzymam na kolanach pod blatem.

Biorę głęboki wdech.

Czas zacząć grę albo to wszystko źle się skończy. 

Potrzebuję kilku dni, by móc dokładnie przećwiczyć, to czego nauczyłam się ze starej książeczki przez ostatnie dwie noce. Ukryłam ją pod materacem. Dość dziecinna kryjówka, ale najciemniej jest pod latarnią.  

Z trudem powstrzymuję drżenie dłoni, gdy wyciągam rękę po swój kieliszek wina.

Czas na pierwszy rzut kostką.

– Powiedzmy, że się zgadzam – zaczynam. Widzę, jak zamiera w zdumieniu, jednak po chwili się rozluźnia i posyła mi jeden z tych uśmiechów, którymi kiedyś mnie uwodził. – Jednak musisz wiedzieć, że to nie takie łatwe – dodaję.

Traci rezon i marszczy brwi, próbując zrozumieć, o co mi chodzi.

Biorę kolejny głęboki oddech i przywołuję na twarz niewinny uśmiech.

– Myślisz, że zrobienie dziecka jest takie proste?

Parska śmiechem.

– Hermiono, naprawdę nie musisz robić mi wykładu z seksu. Wiem, jak i z czym to się je. – Oblizuje lubieżnie usta.

Mdli mnie. Jest tak obrzydliwy, że ledwo wytrzymuję.

– Nie, Black – mówię chłodno. – Chcę ci przypomnieć, że jest coś takiego jak okres.

Przekrzywia głowę.

– Ach, tak. Kobiece dni, tak?

– Tak, właśnie to. – Kładę dłonie na stole, mając nadzieję, że nie zaczną mi znów drżeć. – Właśnie te dni się u mnie zbliżają, więc musisz... musimy przełożyć twoje plany.

– O ile? – warczy.

Obracam wzrok i patrzę na dwóch mężczyzn stojących przy drzwiach. Wyglądają, jakby uciekli prosto z Azkabanu, chociaż wiem, że to diabelskie byty. Spojrzenia utkwione mają gdzieś przed sobą, a oczy błyszczą piekielnym ogniem. 

Wzdrygam się i znów patrzę na Blacka.

– Muszą tu być?

Wzrusza ramionami.

– Nie ufam ci, skarbie i nie mam ochoty się z tobą użerać, jeśli postanowisz uciec, więc oni to zrobią za mnie.

– Zawsze z nami będą? – Mam nadzieję, że zrozumie, o co pytam.

Zagubieni w czasie 2: Wierni przeznaczeniu // DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz