¹³ - ᴏʜ, ᴅᴇᴀʀ... ᴡʜᴀᴛ ᴀɴ ᴀᴡᴋᴡᴀʀᴅ ꜱɪᴛᴜᴀᴛɪᴏɴ

706 90 18
                                    

↷ 무대 뒤에서 나는
그림자 속에있다

↷ 무대 뒤에서 나는그림자 속에있다

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───

— Yoona, po te dokumenty trzeba było zejść piętro niżej, a nie do Tybetu — Krzyczy w słuchawkę, czując jak coraz mocniej robi się czerwony na twarzy

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


— Yoona, po te dokumenty trzeba było zejść piętro niżej, a nie do Tybetu — Krzyczy w słuchawkę, czując jak coraz mocniej robi się czerwony na twarzy.

— Szefie, to nie moja wina; w księgowości mają awarię i ja starałam się....

— Przynieś te dokumenty albo zacznij szukać sobie nowej pracy w bistro po drugiej strony ulicy — Mówi oschle, rozłączając się.

Miał dość użerania się z nie kompetentnymi osobami, które nie potrafiły wykonywać podstawowych obowiązków.

Taniej wyniosłoby go wynajęcie stada małp, przebranych w garnitury kupione na promocji, niż wypłacanie pensji kretynom, nie wiedzącym na jakich zasadach działa firma, w której pracują.

Westchnął głośno, odchylając się do tyłu na krześle.

Ten dzień był dla niego zbyt ciężki, już od samego rana kłopoty piętrzyły się w ekspresowym tempie.

Nie mógł wejść spokojnie do biura, nie słysząc tysiąca skarg i zażaleń po drodze, które niezbyt go interesowały, jeśli miał być szczery.

Był prezesem ogromnej firmy, a nie psychoterapeutą – nikt mu nie płacił za wysłuchiwanie czyiś skarg odnośnie problemów z umowami czy z brakiem dość długiej przerwy obiadowej.

Problemy pracowników nie były jego problemami.

Jego ojciec za bardzo pozwalał ludziom z firmy, z czym musiał walczyć Jaehyun.

Jedynym minusem było to, iż nie mógł zwalniać osób, które zostały zatrudnione za życia Junga seniora – takie było jego jedyne życzenie i choćby nie wiadomo jak z tym walczył i tak był na przegranej pozycji.

Ciche pukanie nieco wytrąciło go z zamyślenia.

— Jeśli wróciłaś tu bez moich dokumentów, to radzę mi się nie pokazywać na oczy, tylko szukać nowej pracy. Nie będę marnował na ciebie czasu

— Spokojnie szeryfie to tylko ja, nie krzycz tak — Przy takich okazjach nie mogło zabraknąć oczywiście Seo, który zjawiał się nie wiadomo skąd, jakby z kilometra potrafił wyczuć napiętą atmosferę.

Usiadł na jednej z dwóch beżowych kanap, zajmując standardowo połowę jej powierzchni, uśmiechając się głupkowato, co tylko go denerwowało.

Nie miał ochoty na jakąkolwiek rozmowę i próbował mu to subtelnie przekazać, patrząc na niego morderczym spojrzeniem, czekając aż sobie pójdzie.

Niestety nie podziałało.

Johnny niczym rasowy pasożyt na ich długoletniej przyjaźni zwinnie wykorzystywał fakt, że Jae ma czułe miejsce dla niego w swoim sercu.

— Co ty chcesz ode mnie? — Zapytał, nie spuszczając z niego wzroku — Nie masz przypadkiem roboty do wykonania? Płacę ci za nic?

— Zrobiłem to, co mi kazałeś godzinę temu — Bywały momenty, że jego przyjcie był tak zapracowany, że nie wiedział nawet, gdzie się znajduje, dlatego nie dziwiło go, że nie przeczytał od niego ani jednego maila.

Możliwe, że powodem tego wszystkiego był ten pamiętny dzień, kiedy wysłał mu zdjęcia z poczuciem humoru typowym dla dorosłych, co oczywiście mu się nie spodobało i wywołało u niego słowotok tych samych dwóch przekleństw połączony z wymachiwaniem lewą pięścią.

Jakkolwiek pięknie by to nie wyglądało, nie miał już do niego takiego zaufania, by otwierać publiczne maile podpisane jego nazwiskiem.

— Kto miał mi to przekazać? Nie dostałem żadnego raportu

— Yoona miała ci go przynieść, niestety nie wiem, gdzie ona jest

— Pewnie szuka sobie nowej pracy — Mruknął bardziej do siebie, drapiąc się po brodzie.

— Zwolniłeś ją? Znowu?

Pokręcił głową z niedowierzania.

Czasami zastanawiał się, jakim cudem w tej firmie pracuje tak dużo osób, patrząc na sposób w jaki Jaehyun zwalnia ludzi, średnio co tydzień.

Tak, zdarzało mu się tracić cierpliwość i być porywczym, jednak przeważnie chodziło o same pierdoły, które zdarzały się w każdej firmie, a on przyczepiał się do tego dla zwykłej zasady.

Mógł czuć presję, będąc młodym facetem na tak ważnym stanowisku, jednak to nie dawało mu prawa do bawienia się w Dextera i terroryzowania innych.

— Była niekompetentna i tak — Rzucił krótko, zapisując coś w swoim firmowym kalendarzu.

Zerknął pośpiesznie jeszcze na zegar wiszący na ścianie, po czym zaczął pakować swoje rzeczy do skórzanej aktówki.

Zaczynało się robić już ciemno, a on nie miał już ochoty ani tym bardziej czasu na użeranie się z bandą idiotów.

Zapina swoją granatową marynarkę na ostatni guzik, poprawiając jakiekolwiek zmarszczenia na garniturze, kątem oka zerkając na swojego przyjaciela.

Jaki cudem oni się przyjaźnili, będąc tak różnymi od siebie w wielu kwestiach?

Cudem było, że ze sobą wytrzymali przez tyle lat, nie skacząc sobie do gardeł.

— Będziesz tutaj obozował, czy wracasz ze mną? — Pyta, pochodząc do niego.

Szare luźne dad jeans i koszulka bejsbolowa nadawały mu bardziej wyglądu przydrożnego kuriera, niż prawej ręki samego prezesa.

Nie mógł nic na to poradzić, że Johnny i firmowe garnitury nie szły zbytnio razem.

Fakt, zdarzało mu się, że ubrał się elegancko, ale zdarzało się to raz na dziesięć dni.

O więcej nie mógł prosić.

— Gdzie mam iść? — Uniósł brew pytająco, znając jednakże odpowiedź, jaką zaraz usłyszy.

— Ja, ty i butelka dobrej trzydziestoletniej whisky?

— Czyżby była mowa o craigu?

— Tylko ta whisky jest w stanie mnie ogłuszyć i uspokoić. Nic innego nie działa











 Nic innego nie działa

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
artificial love | j.yo + l.tyWhere stories live. Discover now