XII

6.5K 473 263
                                    

Draco jeszcze nie do końca wiedział ile komplikacji spowoduje jedno wypowiedziane zdanie. W dodatku będące kłamstwem.
Lucjusz Malfoy poczerwieniał po czym wybiegł krzycząc, że szkolne BHP nie istnieje i on się tym odpowiednio zajmie bo przez to niedopatrzenie jego syn jest... Cóż, użył chyba słowa "zepsuty".
Jego matka zasłoniła usta dłonią chcąc ukryć najpewniej szok wymalowany na twarzy, a Snape skamieniał nie mogąc wydukać nawet słowa. Pielęgniarka Pomfrey załamała ręce i chyba sama potrzebowała teraz pomocy medycznej, a nasz sprawca całego zajścia siedział zadowolony na niewygodnym łóżku szpitalnym wędrując wzrokiem od jednej postaci do drugiej.
Wcześniej było mu trochę żal rodziców, teraz kiedy dobrze pamiętał jak ojciec "przejmował" się nim przez te wszystkie szkolne lata stwierdził, że nawet mu tak dobrze. Niech się przez chwilę pomartwi. Bynajmniej nie o syna, o dziedzica jeśli już. I o przyszłość majątku. Matka faktycznie cierpiała, ale nie było wyjścia. Jeśli to spieprzy to nigdy sobie nie wybaczy.

A w rzeczy samej, powolne pękanie kolorowej otoczki jak najbardziej postępowało, Draco po prostu o tym nie wiedział.

Gdy minął szok i pozostało jedynie pogodzenie się z faktem dokonanym i tak już skurczone grono zaczęło się rozchodzić. Draco jako ostatni wyszedł ze skrzydła szpitalnego i od razu spotkał się z krzykami ojca na pustym korytarzu.

- Ministerstwo się o tym dowie!

- Ministerstwo nie ma nic do tego co dzieje się na lekcjach panie Malfoy. Zresztą mogę zapewnić, że w sprawie dodatkowej ochrony uczniów nic nie da się zrobić, a całe zajście nie było spowodowane winą Dracona.

Jasne, że nie moją- powtarzał w myślach.-To ta idiotka Parkinson. Że też ja jeszcze się na nią porządnie nie wydarłem.

Jednak skąd miał wiedzieć o tym, że z natury na codzień raczej nie chowa tego co naprawdę myśli. Pansy musiała naprawdę cieszyć się, że nowy Draco był nieco inny niż stary i nie dostała nauczki. Spokojnie, jeszcze dostanie.
Wtedy z kolei przypomniał sobie o tym, że nie do końca może nagle stać się zupełnie taki jak kiedyś, a już na pewno nie może wyciągać starych brudów. Załatwi to nieco inaczej.

Zadowolony z własnej sytuacji wyminął kłócącego się ojca i skierował się do biblioteki gdzie miał nadzieję zastać Harrego. Zabawne jak szybko może zmieniać się komuś humor. Z wystraszonego, może nawet przerażonego wrócił stary on. I miał przewagę- posiadał zaufanie wielu niegdyś wrogów jednocześnie pamiętając na co i kiedy uważać. I chciał to dobrze wykorzystać. Oczywiście nie miał zamiaru skrzywdzić Pottera, w końcu cały ten teatrzyk był dedykowany właśnie jemu.
W bibliotece jednak go nie było, jedynie szlamowata Granger i Malfoy już miał podejść do niej rzucając uszczypliwą uwagę, ale zatrzymał się kilka kroków przed nią. Przecież nie mógł od tak nagle znowu ją zwyzywać bo jeszcze niedawno z niewiedzy traktował ją całkiem miło.

Cholera. Pierwsza przeszkoda to tolerowanie przyjaciół Harrego. Rona mógł nieco podręczyć za niesłuszne oskarżenie o przemoc wobec sów, ale z resztą musiał naprawdę nieźle się pilnować. Wbił morderczy wzrok w plecy dziewczyny mocno zaciskając pięści. Wywrócił oczami, przykleił na twarz sztucznych uśmiech i ostatni raz krzywiąc się teatralnie tuż poza jej zasięgiem wzroku położył jej dłoń na ramieniu.

Ohyda.

- Oh Malfoy. Zaraz, Malfoy? Co knujesz?- zmrużyła oczy i skierowała w niego różdżkę. Przedstawienie czas zacząć.

- Nic. Naprawdę, szukam tylko Pottera. To znaczy Harrego- poprawił się bo z tego co pamiętał ostatnio przerzucił się na nazywanie go po imieniu.

- Brałeś ten eliksir?- nie spuszczała go z wzroku.

- Brałem, owszem. Nie zadziałał- rzucił od niechcenia by nie rozwijać tego tematu. Odpowiedź ta jednak zdziwiła Hermionę zupełnie jakby i ona nie była gotowa na taki obrót spraw.

Amnezja | Drarry |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz