XVIII

4.8K 342 371
                                    

Kiedy Draco wyjechał do domu na święta żałował jedynie, że nie miał okazji porozmawiać z Harrym. Tak naprawdę nie widział go ani razu od czasu gdy uciekł z wielkiej sali i zaczynał poważnie bać się, że coś się stało.
Słowa które wykrzyczał wtedy dziewczynie nie były prawdą, one nawet nie miały jakiegokolwiek odbicia w rzeczywistości. Miały na celu jedynie ją zniechęcić i uświadomić, że Draco zwyczajnie się jej nie podda.
A teraz pojawił się problem bo właśnie tego Harry mógłby się obawiać szczególnie, że nie miał okazji mu tego wyjaśnić.

Tak jak myślał rodzice całkiem go zbywali. Udawali wręcz, że nie jest już ich synem, szczególnie Lucjusz. Może myśleli, że Draco uzna to za normę, ale on dobrze pamiętał wszelkie różnice w zachowaniu względem poprzedniego roku. Święta w rezydencji Malfoyów nigdy nie były rodzinne. Raczej wydawały się bogate, syte, wystawne, ale na pewno nie przyjemne. Tym razem było nawet gorzej. Większość czasu spędzał w swoim pokoju rysując węglem czarne sowy. I wtedy właśnie skrzat oznajmił mu, że musi się zbierać bo szykuje się kolejna wizytacją u znajomych jego ojca.
Znudzony ubrał się w odświętny garnitur i usiadł w obszernym salonie czekając na resztę. Jego ojciec pojawił się chwilę potem, w długiej szacie, a tuż za nim matka w czarnym gorsecie. Skrzywił usta na widok syna i ponaglił go laską z majestatyczną głową węża na szczycie.

- Dokąd idziemy?

- Co z różnica i tak nie będziesz ich pamiętał- wysyczał i ruszył w kierunku kominka.

Świadomość każdego o braku pamięci Dracona była uciążliwa. Był pomijany, wiecznie niedoinformowany, a przecież na pewno by ich znał. Westchnął tylko i złapał ojca za ramię by przenieść się razem z nim i matką do miejsca docelowego. Bardzo nie lubił teleportacji, przyprawiała go o ból głowy i karku, ale rzadko kiedy rezygnowali z niej podróżując.
Zanim zaczął cokolwiek widzieć poczuł zapach starego drewna i miękki dywan pod nogami. Otworzył oczy krzywiąc się z bólu i zrozumiał gdzie się znalazł.
Westchnął ociężale i szybko podniósł się by nie robić z siebie idioty przed rodzicami. Od razu podszedł do nich przybierając neutralny wyraz twarzy.

- Witaj Lucjuszu- starszy mężczyzna, nieco posiwiały uścisnął mu dłoń i uśmiechnął się niemrawo. Tuż za nim stała kobieta o łabędziej szyi z dwiema córkami. Wyższa, Daphne wystrojona w ciasny gorset przypominała kopię własnej matki, natomiast niższa Astoria różniła się od nich haczykowatym nosem po ojcu. Wszystkie starały się utrzymać zadziorny wyraz twarzy, jedyną normalną kobietą w tym gronie zdawała się być Narcyza. Jej twarz była wolna od zmarszczek, a usta, nie wykrzywione unosiły się w kącikach sprawiając wrażenie zadowolonej.

Lucjusz zaczął niemal szeptać mówiąc o tym, że na pewno już wiedzą o przypadłości Dracona, ale on wszystko słyszał mimo szeptu. Ukrył wyraz skruszenia i wbił smętny wzrok w podłogę. Nie podobał mu się sposób w jaki traktował go ojciec i reszta. Obcych ludzi jeszcze mógłby przeżyć. Uważał, że jest ponad to, ale własny ojciec? To naprawdę mocno go godziło w pierś. Ukłonił się przed siostrami, ale powstrzymał się przed całowaniem ich dłoni co zrobił starszy Malfoy.

Astoria uśmiechnęła się zadziornie.

Po krótkim powitaniu starsi udali się do jadalni natomiast dziewczyny zabrały Dracona do pokoju gościnnego. Daphne zawszę wydawała się tą roztropniejszą, dlatego gdy tylko rozmowa przestała się kleić, czyli po kilku minutach po prostu wyszła znudzona. I wtedy zaczęło się piekło.

- Draco- zaczęła sucho.- Możesz mydlić oczy mojej siostrze, Parkinson, nauczycielom i nawet Potterowi, ale nie mi.

- O czym ty mówisz?

- Dalej będziesz szedł w zaparte? Wcale nie straciłeś pamięci.

- T-to nieprawda i dyrektor to potwierdzi.

Amnezja | Drarry |Where stories live. Discover now