6.

315 27 1
                                    

*2012*
      Zależy mi na tym aby przedstawić wam główne punkty zaczepienia w moim życiu, pokazać wam w końcu jak do tego doszło, ten fragment jest jednym z trudniejszych i ciężko mi o nim opowiadać.
Każdemu z nas łamie się serce jak widzimy, że nasza druga połówka nie daje rady, że jest zgubiona i poddała się. Nie chciałem tego, nie chciałem żeby się poddał, ale on uważał, że tylko jedno jest mu potrzebne do szczęścia. Boo zaczął pić, dużo i wszędzie, po każdym koncercie, był na każdej imprezie, był wszędzie, a ja próbowałem chodzić za nim krok w krok i go pilnować. To, że nie zawsze byłem obok nie oznacza, że to nie ja go odbierałem z każdej imprezy i sprzątałem jego wymiociny z dywanu, zależało mi, starałem się, żeby on wrócił.

Welligton, kojarzycie. Oczywiście, że kojarzycie, mój LouLou znowu się napił, ale tak bardzo, że nie wiedział gdzie się w ogóle znajduje, to właśnie wtedy zostało nagrane jak krzyczy do mnie „chłopak!" i chce mnie pocałować, w porę jednak odwróciłem go do kamer, przynajmniej myślałem, że w porę. Jednak kolejny dzień był istnym koszmarem.

- Mam nadzieje, że dobrze się bawiliście? Bo to był ostatni dzień, nie chce was razem widzieć, nie chce widzieć, że siedzicie obok siebie na wywiadach, nie chce widzieć, że dotykacie się na koncercie, że do siebie szepczecie. Jeśli choć raz zobaczę coś takiego, nie będzie zespołu, nie będzie niczego. Jasne? - zapytał się Simon, a ja nie wiedziałem co mogę na to odpowiedzieć, wszystko się posypało niczym domek z kart.

Spojrzałem w kierunku swojego mężczyzny i podświadomie czekałem aż stanie w naszej obronie. Zawsze to robił, zawsze o nas walczył, ale nie tym razem. Louis pokiwał głową i odszedł zaciskając pieści, a ja widząc to wybiegłem z płaczem z pomieszczenia, minąłem Lou i po prostu biegłem. Już nic nie miało znaczenia, skoro on o nas nie walczy, to ja też powinienem się poddać? Biegłem aż poczułem mocne szarpnięcie.

- To nic nie znaczy Harry, przysięgam. Będziemy razem choćbyśmy mieli walczyć pół życia, nic nie stanie pomiędzy nami, rozumiesz? Nawet Bogowie, nikt.
- Lou - szepnąłem, nie wiedziałem co chce powiedzieć.
- Posłuchaj mam coś dla Ciebie. Miało to wyglądać inaczej, miało być romantycznie, miałeś płakać ze szczęścia, ale teraz czuje, że ten moment jest odpowiedniejszy - Boo sięgnął do kieszeni i wyjął małe pudełeczko, otworzył je, a moim oczom ukazał się piękny czarny pierścionek
- Czy to jest to co ja myś...
- Daj mi powiedzieć Hazz, ale chyba to jest to co myślisz. Chcę żebyś za mnie wyszedł, chce żeby ten pierścionek symbolizował obietnice naszej miłości, chce żebyś w trudnych dla ciebie momentach spojrzał na niego i przypomniał sobie, że chce wyjść za ciebie za mąż, kocham cię Harry więc czy ty chciałbyś?
- Co chciałbym? - uśmiechnąłem się przez łzy
- Wiesz, że nie jestem dobry w tych rzeczach. Czy wyjdziesz za mnie?
- Tommo wiesz, że tak, tylko ciebie chce - Louis parsknął śmiechem i założył mi pierścionek na środkowy palec, by symbolizował obietnice
- Nieważne co Harry, nieważne jak bardzo będą chcieli nas zniszczyć.

Robili to, niszczyli mnie i jego, zresztą resztę chłopków też. Jakbyśmy byli zwykłymi marionetkami w ich rękach. Widzę na wywiadzie, jak redaktor dotyka kolana Louis'a i mam ochotę odepchnąć mu rękę, a mogłem tylko zacisnąć zęby. Kiedy widzę niekomfortowe pytanie skierowane w stronę mojego narzeczonego, chce go wesprzeć, ale w ostatnim momencie cofam rękę. Upadam na scenie, próbuje wstać, widzę jak Louis z końca sceny walczy ze sobą, żeby do mnie nie podejść i żeby nie zapytać czy wszystko w porządku. Najgorsze jest jednak to, że na koniec dnia wracam do pustego łóżka, a mój przyszły mąż zasypia w ramionach brunetki. Zastanawiam się czy pozwala się jej dotykać, czy może śpi na kanapie, zastanawiam się czy jest dobrą towarzyszką, czy wrzodem na jego tyłku, bo jest na pewno na moim. Nigdy go o to nie pytam, nie chce żeby się denerwował, nie chce naciskać na czuły punkt, dlatego nie wiem jak jego życie wyglada z nią, pewnego wieczoru próbuje się zebrać na odwagę, ale widzę smutek w jego oczach, odpuszczam.

Kolejny koncert trwa w najlepsze, każdy z nas daje z siebie wszystko, tylko i wyłącznie dla fanów. Na scenę ktoś rzuca książkę, a Liam ją przegląda, uśmiecha się i pokazuje coś Lou, na co on także się uśmiecha, zastanawiam się coraz bardziej o co chodzi. Liam woła także mnie, waham się przez chwile, bo obok jest Boo, jednak ignoruje to i podchodzę, przecież to Payno mnie zawołał. Patrzę na to co pokazuje mi przyjaciel i dostrzegam słowa „Larry is Real!", a wokół tego zdjęcia, przeróżne, gdy się dotykamy, przytulamy, szepczemy coś na ucho. Uśmiecham się od ucha do ucha i spoglądam w dół sceny, widzę spojrzenie modestu, odchodzę. Po koncercie słuchamy kolejnych wykładów.

- Czego do cholery nie rozumiecie?! Jeśli Louis jest po jednej stronie sceny to Harry jest po drugiej! Myślicie, że nikt się nie domyśli tego co jest w książce, właśnie gdzie jest ten pierdolony album! - wydziera się jakiś sługus Simon'a, dopada w ręce książkę i niszczy ją jak opętany, wyrywa strony ze mną i z Lou, a ja czuje, że znów będę płakać. Wybiegam z garderoby, biegnę do przytulniejszego miejsca płacząc, chłopcy wbiegają za mną.
- Harry... - próbuje delikatnie Niall
- Nie mogę się zmienić! Nie mogę kurwa, rozumiecie?! - kiwają głowami, oczywiście, że rozumieją - wyjdźcie stąd, chce być sam.
Znają mnie lepiej niż ja sam siebie. Zayn podchodzi do drzwi i zamyka je na klucz, siada na podłodze, przy kanapie, a Liam obok niego. Louis siada na kanapie, a Niall ciągnie mnie za rękę i sadza mnie na kanapie obok Lou, po czym siada po mojej drugiej stronie. Wdrapuje się na kolana Tommo, a on mnie przytula. Jesteśmy w tym razem.

Nie mogłem się zmienić. Na cześć tego dnia zapieczętowałem te słowa na moim nadgarstku.

FallingTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon