21.

280 24 2
                                    

*2020*
      Kiedy wracam pamięcią do tych dni to wiem, że chciałem mu odpisać na wiadomość, którą dostałem. Problem pojawił się jak zorientowałem się, że jest już za późno. Na początku chciałem się zastanowić co odpisać, później nie chciałem wyjść na narwańca, a na koniec to już się tylko przedłużało, aż w końcu było za późno na wiadomość do niego. Żałowałem, że nie odpowiedziałem na tę wiadomość miałem mu tyle do powiedzenia. Jednak doszło do mnie, że wyszło to na lepsze. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu, a on napisał zapewne tego sms'a w przypływie emocji, odpowiedź na niego nie przyniosłaby zbyt wiele dobrego. Mijały dni, do tego felernego wieczoru.

      Pokój był ciemny. Zaszło słońce, co równa się z tym, że w domu zrobiło się ciemno, nie zapaliłem żadnego światła, siedziałem w salonie. Nie wiem ile czasu minęło. Drżały mi ręce, na policzkach czułem wyschnięte łzy, rozbolała mnie głowa, w której było tak samo ciemno jak w tym pomieszczeniu. Pustka. Miałam wrażenie, że pustka przechodzi przez całe moje ciało, od palców u stóp do czubka głowy, uczucie te zjadało mnie. Usłyszałem coś, jeszcze raz i znowu, coś mną szarpnęło i nagle wyraźniej lecz dalej dźwięk dochodził do mnie jak za szyby.

- Harry, Harry, Harry! Boże Harry co się stało! - nie rozpoznałem głosu, ale w końcu doszedł do mnie wyraźny dźwięk, uniosłem rękę i wskazałem palcem na przedmiot leżący na stole. - oh - usłyszałem, tylko tyle i zemdlałem.

Obudziły mnie głosy, które najwyraźniej nie dbały o to, że próbuje odespać to wszystko.

- Przestań mnie obwiniać! Niall nic nawet nie zdążyłem zrobić, zobaczyłem go w takim stanie, zanim cokolwiek powiedziałem, to bum, już go nie było - tłumaczył zdenerwowanym głosem szatyn.

- Liam spokojnie, tylko zastanawiałam się czy można było coś na to zaradzić - uspokajał go przyjaciel.

- Nie przeszkadzajcie sobie - powiedziałem, próbując wstać z łóżka, a dwie pary oczów natychmiastowo spojrzały w moją stronę. Liam szybko podszedł do łóżka, pomagając mi wstać.

- Jak się czujesz? - zapytał Niall.

- Jest w porządku, tylko jakbyś mógł dać mi szklankę wody - powiedziałem, patrząc na niego prosząco.

Niall opuścił pomieszczenie, po chwili wracając z wodą. Obaj milczeli czekali aż to ja pierwszy się odezwę. Westchnąłem i zacząłem mówić.

- Chłopcy to że tu jesteście znaczy dla mnie wszystko. Jednak ja naprawdę czuję się dobrze to była chwila.

- Po prostu opowiedz co się stało. Przesłuchałeś? - myślałem, że to było jasne więc tylko przytaknąłem - I? - dodał wyczekująco.

- I to zabolało. Odpowiedział na prawie każdą z moich piosenek, powiedział wszystko co chciałem usłyszeć. - po chwili ciszy dodałem - szkoda tylko, że nie powiedział mi tego w twarz.

     Kiedy Louis wydał swoją pierwszą płytę, musiałem jej przesłuchać, czułem, że to jest to co powinienem był zrobić. Wydał ją po długiej i ciężkiej pracy, wydał ją po trudnym dla siebie okresie przejściowym, ta płyta miała być arcydziełem. I była. Stworzył coś niesamowitego, teksty były wyjątkowe, a jego głos niepowtarzalny. Tylko to nie tak miało być, gdyby powiedział mi kiedykolwiek to co czuje, tak jak zrobił to w słowach piosenek, nigdy nie znaleźlibyśmy się tutaj gdzie jesteśmy teraz. Wszystko byłoby inne. Minęło tyle czasu, że myślałem iż nauczyliśmy się żyć bez sobie, nauczyliśmy się być szczęśliwi bez siebie. Tak myślałem, dlatego jak tylko dowiedziałem się, że Louis jest znów w Londynie, musiałem wyjaśnić sobie kilka rzeczy.

      Pogoda była paskudna. Była tą stereotypową angielską pogodą, deszcz padał nieurwanie od kilku godzin, wszędzie było mokro i wilgotnie, temperatura była dość niska, a do tego był wieczór więc robiło się coraz chłodniej. Miałem na sobie czarną bluzę z kapturem, który zarzuciłem na głowę, czarną kurtkę, czapkę i okulary. Wydawało się, że byłem dość stosownie ubrany do pogody jednak na nogach miałem krótkie, szare spodenki z bawełny. Dlatego pogoda delikatnie mi doskwierała kiedy opierałem się plecami o jakiś bar i czekałem. Sam nie wiedziałem co chciałem zrobić, próbowałem ubrać myśli w słowa. Czekałem, aż moim oczom ukazał się najprzystojniejszy facet jakiego widziałem. Ubrany był w długie, czarne, bawełniane dresy,  białą koszulkę i czarną bluzę z biało - szarymi wstawkami, na głowie miał czapkę z daszkiem, nie golił się od jakiegoś czasu, co mogłem zauważyć od razu, ale uśmiechał się. Jednak najpierw zauważyłem zmarszczki przy jego oczach, które mrużył, a dopiero po chwili zwróciłem uwagę na uśmiech. Mówił coś do kogoś, kto został w barze, a ten akcent poznałbym na końcu świata. Schował ręce do kieszeni i już miał odejść, a ja pomyślałem, że odejdę w swoim kierunku i tak to się skończy, ale słowa same opuściły moje usta.

- „Come so far from Princess Park", co Tomlinson? - zacytowałem, a on odwrócił się gwałtownie w poszukiwaniu mojego głosu.

- Harry - szepnął gdy mnie dostrzegł, a ja kontynuowałem.

- Wiedziałeś, że schrzanisz?! Myślisz, że cię nienawidzę, że byliśmy za młodzi tak?! - rzucałem urywkami z jego tekstów, które utkwiły mi w głowie.

- Harry to nie tak - próbował mi przerwać, a ja chciałem się dowiedzieć czy te piosenki były o tym o czym myślałem więc zamierzałem je wszystkie wyrzucić mu w twarz.

- Coś jeszcze? A no tak! Myślałeś o mnie w Amsterdamie?! Bo ja wylewałem wtedy łzy! Czy może teraz jesteś nieustraszony, czy byłeś wtedy kiedy mówiliśmy te wszystkie kłamstwa! - zaprzestałem na chwilę udając, że się zastanawiam, po czym dodałem - o czym zapominam Tomlinson? Oh wiem! Chcesz być kochany przeze mnie, nie masz już siły żeby być twardy!

- Harry przestań - warknął, ale usłyszałem łamiący się głos.

- Może masz coś jeszcze do powiedzenie o moich kompleksach? Czy może powinienem trzymać głowę wysoko, hmm? I jak śmiesz udawać, że mnie znasz, skąd wiesz co mnie budzi a co nie? I najgorsze „dzień, w którym odszedłeś"?! Ty pieprzony kłamco - krzyczałem, a on podszedł chwytając mnie za dłonie, które wyrwałem uderzając w jego klatkę, powtarzając jak mantrę „jak mogłeś, jak mogłeś", poczułem jak odciąg mnie w bardziej ustronne miejsce.

- Hazz posłuchaj - zaczął kojącym głosem.

- Nie. - znów mu przerwałem, uspokajając się - jak mogłeś odpowiedzieć na moje teksty piosenkami?

- A ty jesteś bez winy? - zdenerwował się - jak mogłeś opowiedzieć całe nasze prywatne życie w piosenkach, co?

- To było wołanie o ciebie Tomlinson! A ty nie miałeś na tyle jaj żeby zadzwonić i uznałeś, że poinformujesz mnie o tym na swojej płycie! - powiedziałem, po czym poczułem się wyprany z emocji, dlatego odwróciłem się i odszedłem, za sobą usłyszałem tylko ciche.

- Nie odchodź po raz kolejny - jednak on nie powiedział tego do mnie, tylko do siebie, dlatego się nie zatrzymałem i poszedłem w swoją stronę.

Konfrontacja z Louis'em była mi potrzebna, konfrontacja sama w sobie była potrzebna nam obojgu, ale nie wtedy. Nie w momencie kiedy oboje próbowaliśmy się uwolnić od toksycznych emocji i zacząć od nowa. Nie była nam potrzebna kiedy byłem nabuzowany, a on nieprzygotowany. To nie był dobry moment na spotkanie z nim. Oboje powinniśmy wiedzieć, że chcemy ze sobą porozmawiać i się przygotować, to co się wydarzyło tego wieczora było jedynie pogorszeniem całej sytuacji. Myślałem, że będę żałował tego dnia do końca swoich dni, bo byłem pewien, że skazałem naszą miłość na porażkę.  Wszystko co zrobiliśmy w swojej przeszłości odbywało się w nieodpowienim czasie. Dlatego jak tydzień po tym wydarzeniu prawnik poinformował mnie, że mamy przełom w sprawie, a Pan Tomlinson najprawdopodobniej zezwoli na rozwód, wiedziałem, że to ja schrzaniłem.

FallingWhere stories live. Discover now