19.

273 28 3
                                    

*2019*

Czas mijał nieubłaganie, a my wciąż staliśmy w dziwnym zawieszeniu, dlatego pewnego razu postanowiłem podjąć kroki, które to rozwiążą, radykalne kroki. Siedziałem na kanapie w schludnym, zachowanym w szarościach pomieszczeniu. Było eleganckie i chłodne, zdecydowanie nie w moim stylu, gdybym nie czuł, że muszę to nie pojawiłbym się w takim miejscu. Przebierałem nogami, wierciłem się na siedzeniu i bawiłem się swoimi sygnetami. Kiedy poprawiałem się na owej kanapie po raz tysięczny, a miejsce wciąż wydawało się za mało wygodne by usiedzieć na nim dłużej niż pięć minut, usłyszałem głos.

- Harry Edward Tomlinson? - zapytała kobieta w białej koszuli, ołówkowej spódnicy do kolan oraz w czarnych, klasycznych szpilkach. Pokiwałem głową w odpowiedzi na pytanie. - proszę za mną, Pan Ross już czeka. - po czym odwróciła się, idąc w tylko sobie znanym kierunku, a ja podniosłem się z siedzenia i szedłem za nią krok w krok.

Rozglądałem się po korytarzu, który był zachowany w tych samych odcieniach, co poczekalnia, ściany natomiast były puste, nie zdobiło ich nic, a co kilka kroków stała jakaś roślina, która chyba miała na celu ocieplić te pomieszczenia, nie działało. Prawa strona korytarza była całkowicie oszklona, a za nią można było obserwować miasto. Dotarliśmy do gabinetu, na którym widniało nazwisko Ross, kobieta zastukała dwa razy, wskazała ręka na drzwi i przepuściła mnie. Nieśmiało wszedłem do gabinetu.

- Pan Tomlinson? - znów pokiwałem głową - Witam, Patrick Ross - wstał z miejsca, które zajmował za biurkiem i wyciągnął dłoń, którą uścisnąłem, po czym usiadłem na krzesło przed biurkiem, które wskazał dłonią, a on zajął swoje uprzednie miejsce - z tego co zrozumiałem Pana obecne nazwisko nie jest tym, którego używa Pan na co dzień? - zapytał się, jego twarz wskazywała na to jakby nie było to na porządku dziennym i nie spotykał się z tym zbyt często
- Zgadza się i wolałbym żeby nie wyszło to spoza naszego grona. - wolałem to uściślić.
- Oczywiście, asystent mi przekazał najważniejsze informacje, także chcę tylko zapytać jak do tego doszło? Muszę znać szczegóły, jeżeli mam pomóc - wydawał się profesjonalny, a ja westchnąłem.
- Ja i mąż nie jesteśmy w prawdziwym związku od prawie czterech lat - przełknąłem gule, która zebrała mi się w gardle - nie kontaktujemy się, nie utrzymujemy kontaktów fizycznych. Rozeszliśmy się w 2015 roku, papier to tylko formalność.
- A wiec rozwód? - upewnił się prawnik, a ja po raz kolejny tego dnia pokiwałem głową. Czułem się jak zahipnotyzowany, jakbym tamtego dnia ktoś mnie zaprogramował a ja potrafiłem działać tylko i wyłącznie jakimś niewidocznym bateriom.

*Louis*

- Skarbie co tam masz? - zapytała mnie El wchodząc do kuchni. Uniosłem na nią wzrok, a po chwili ponownie na to znajdowało się w moich rękach i znów na nią. Nie mogłem zebrać słów.
- P...pa..papiery... - zirytowałem się sam na siebie, że nie dam rady tego powiedzieć na głos, dlatego zacisnąłem powieki i spróbowałem jeszcze raz - Papiery rozwodowe - w końcu wydukałem - Harry chce się ze mną rozwieść.
- To chyba dobrze - usłyszałem niepewny głos, nie wiedziałem czy mnie pyta czy to stwierdza - Taka była kolej rzeczy. Czego się spodziewałeś? - zapytała tym razem jakby triumfalnie, a może tylko to sobie wyobraziłem? Nie wiem, wybuchłem.
- Tego kurwa, że mój do cholery własny mąż! Jak będzie chciał się kurwa ze mną rozwieść, to hmm no nie wiem, pomyślmy? - popukałem się teatralnie w głowę - może kurwa raczy zadzwonić!
- Boo - szepnęła uspokajająco, a mnie nagle zaczęło to drażnić, wrzało w całym moim organizmie.
- Nie mów tak do mnie - warknąłem, nie poznając swojego głosu. Nigdy tak nie mówiłem do tej kobiety, w ogóle do żadnej.
- Dobrze, Louis. - spróbowała ponownie - Nie rozmawiacie ze sobą od lat, nie masz pojęcia co się u niego dzieje, jesteś w innym związku, rozwód to mądre posunięcie. Harry jak mądry mężczyzna po prostu sam doszedł do takich wniosków.
- Mylisz się, wiem co u niego. - wiedziałem doskonale co dzieje się u mojego męża, przecież nie byłem chamem bez uczuć - Ja..ja nie mogę...nie mogę tego zrobić, przecież przyrzekaliśmy sobie. - wybuchłem płaczem i osunąłem się na ziemię. Eleanor delikatnie się przybliżyła i uspokajająco głaskała mnie po plecach. Nie zasługiwałem na nią.

*Harry*

Teraz wiem, że dzień, w którym Louis dostał papiery, był dniem, w którym wszystko co zbudował pękło z nim. Żył w jakiejś bańce, która zniknęła, kiedy się dowiedział, że chce ruszyć przez życie oficjalnie bez niego. To nie było tak, że ta decyzja była dla mnie prostą, nie, wręcz przeciwnie, była najtrudniejsza w moim życiu, jednak wydawała się właściwa. Jednak tamtego dnia Louis myślał, że zapomniałem o wszystkim co mieliśmy, a to go zniszczyło. Natomiast mnie wspierali w tym Liam, Niall, James i... Lottie. Tak powinnismy postąpić, po prostu jak odpowiedzialni dorośli. Jednak gdybym tylko wiedział w tamtym momencie jak wyglądał Tomlinson, to wszystko potoczyłoby się inaczej. Boo powiedział tamtego dnia, gdy dostał papiery, że nie może tego zrobić, jak powiedział tak zrobił. Nie spotkaliśmy się na żadnej sprawie rozwodowej, Louis wynajął sobie dobrego prawnika, cholernie dobrego, a ja nie miałem gorszego, walczyli ze sobą łeb w łeb, a rozwód wciąż przenosił się w czasie. Jedno wiem na pewno, otrzymanie rozwodu od Louis'a William'a Tomlinson'a jest czymś awykonalnym.

——————————————————————————

Jest tu ktoś? Czy ktoś to czyta?

FallingWhere stories live. Discover now