10.

295 23 1
                                    

*2014*

      Jest taki moment w naszych życiach, że kiedy tracimy nadzieję, tracimy wszystko. Kiedyś ktoś mądry powiedział, że potrafimy bez jedzenia przeżyć kilka dni, tak samo bez picia wody, jednak kiedy odchodzi nadzieje, nie przeżyjemy kolejnego dnia.

      Tak było w naszym przypadku, owszem żyjemy i nie odeszliśmy dosłownie, jednak metafora tych słów wpasowała się idealnie w nasze życie. Prawdę mówiąc nie jestem w stanie powiedzieć dnia, w którym to się stało, ale jestem święcie przekonany, że jeśli zapytać o to kogoś z naszych fanów to opowie wam to chronologicznie. Natomiast ja obudziłem się pewnego poranka i poszedłem do pracy, mieliśmy dziś wywiad w radiu i trudno jest mi opisać to z czego zdałem sobie sprawę. Modest walczył ze mną i z Louis'em, byliśmy tak przejęci tą walką, że nie zauważaliśmy co dzieje się z chłopakami. Czułem jakby pękła jakaś szyba, za którą niczego nie widziałem oprócz Tommo. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, mój wzrok zatrzymał się na Niallu, który normalnie by coś jadł, albo starał się wszystkich rozśmieszyć, ale on w kącie brzdąkał na swojej gitarze. Przeniosłem wzrok na Li, który normalnie przed takimi sytuacjami, mówił nam o czym najlepiej byłoby wspomnieć, a co nie jest koniecznie, a teraz siedział w telefonie przeglądając jakieś strony i ukradkiem spoglądając na Zayn'a, dlatego ja też spojrzałem w jego kierunku. To było straszne, Zi wyglądał jak... Boże, nie do opisania. Mulat wyglądał jakby ważył conajmniej połowę tego, co kiedyś, sama skóra i kości. Co się z nami stało, kiedy to się stało? Louis wbiegł do pomieszczenia prawie spóźniony, nie zaszczyczając nas spojrzeniem, czekałem aż Li to skomentuje, ale nie powiedział nic tylko wstał z kanapy i poszedł w stronę pomieszczenia, w którym miało odbyć się nagranie, wiedząc, że skoro są wszyscy to możemy zaczynać.

     Był to czas, w którym zdałem sobie sprawę, że nas już nie ma. Nie ma tego zespołu, tych szczęśliwych nastolatków, którzy chcą podbić świat. W takim razie po co to wszystko? Siedziałem w knajpie, popijając piwo i rozmyślałem o tym wszystkim.

- Tutaj jesteś, wszędzie cię szukałem, Louis się martwi, nie odpowiadasz na telefony - uśmiechnąłem się lekko na wzmiankę o chłopaku, jednak ten uśmiech przypominał bardziej grymas. Bawiłem się kuflem piwa, nie patrząc na towarzysza i nie odpowiadając mu. Nie musiałem, on zdaje sobie sprawę z tego, że odezwę się wtedy kiedy zbiorę myśli. Czekał może z pięć minut, może trochę dłużej na to, aż w końcu otworzę usta.
- Po co to robimy? - zapytałem delikatnie na niego zerkając.
- O czym mówisz? - zmarszczył brwi.
- O zespole, spójrz na nas, zniszczyło to nas, czemu nie wrócimy do normalnego życia? - spojrzałem teraz pewnie na niego z nadzieją, że powie „zróbmy to" albo coś podobnego, a on tylko zaśmiał się nerwowo i chwycił mnie za dłonie.
- Bo już dawno nie chodzi o nas Hazz. Pomyśl o ludziach, których zostawimy, nam jest ciężko, a wiesz jak wielu dziewczynom pomagamy tylko dlatego, że jesteśmy? Nie mam pojęcia dlaczego to się dzieje, ale one nas bardziej potrzebują niż my potrzebujemy szczęścia. Dlatego ich nie zostawimy Harry i nie poddamy się, nie możemy. - pokręcił głową.
- Oto przed wami Liam Payne moi drodzy, który zawsze wie co się dzieje i który zawsze wie co powiedzieć. - wstałem od stołu.
- Odprowadzę cie do mieszkania Lou, mówił, że jak cię znajdę mam cię przyprowadzić. Mówił coś o tym, że musisz przyjść i że będziesz wiedział o co chodzi.
- Tak, wracamy do Lou.

Wróciłem tego wieczoru do niego tak jak mu obiecałem. Kiedy byliśmy w tych samych miejscach zawsze spędzaliśmy wieczór ze sobą, jednak przed nim jestem jak otwarta księga więc gdy tylko przekroczyłem próg.

- Gdzieś ty był, wyglądasz jakby ktoś cię przeżuł i wypluł. - podszedł oplatając mnie ramieniem i zaprowadził do salonu.
- Rozmawiałem z Li, zdałem sobie sprawę z tego, że już nigdy nic nie będzie takie same.
- Kochanie, nic nie jest takie same od momentu podpisania kontraktu. Nie możesz jednak wyglądać jakby coś cię zabijało od środka.

      Może nie mogłem, miał racje. Problem był w tym, że czułem się winny. Winny temu jak wyglada Zi, albo temu, że Niall nie śmieje się już tak głośno. Czułem się tak dlatego, że za mnie ktoś walczył, a za nich nie. Louis robił wszystko żeby najgorsze rzeczy zgarniać na siebie, żebym był odrobinę szczęśliwszy, on odrobinę bardziej cierpiał za każdym razem. Miałem wrażenie, że narzekam najbardziej, gdy wokół mnie dzieją się rzeczy, których nawet nie zauważam. I może to nie był dzień, w którym posypało się wszystko, bo to zaczęło się znacznie wcześniej. To był dzień, w którym to zrozumiałem.

FallingWhere stories live. Discover now