12.

300 24 11
                                    

*2015*
     Nadchodzi taki czas, moment w życiu każdego z nas gdzie musimy przewartościować wszystko, co dotychczas mieliśmy lub osiągnęliśmy, dowiedzieć się co jest dobre dla nas a co złe, co jest warte wysiłku, a co powinieneś odpuścić. Tak było i w naszym przypadku, wiedzieliśmy, że to będą nasze ostatnie koncerty, nasza ostatni trasa, że dogramy wszystko, a później...Właśnie co później? Kiedy wytwórnie dowiedziały się o tym, że planujemy przerwę, chcieli po niej nas do siebie przemycić, tylko po to żeby nasz zespół miał nowy, lepszy start. Ustaliliśmy więc przerwa, umowa była prosta, rozstajemy się, każdy idzie w swoją stronę, spotkamy się po 18 miesiącach, może trochę wcześniej i dogadamy co dalej.

      Wszystko wydawało się proste, byliśmy napędzeni, bardziej niż przez ostatnie czasy. Dlatego, że naszych głowach, dudniła myśl „im szybciej to się skończy, tym szybciej będziemy wolni". Samolubna myśl, prawda. Wiedzieliśmy, że zawiedziemy naszych fanów, jednak fakt, że to się skończy, uczucie, które nam wtedy towarzyszyło, minęło pięć długich lat i w końcu to miało nastąpić, koniec, wolność. Przykro mi to wam mówić jak w środku byliśmy szczęśliwi, a wy byliście załamani, po prostu to miało zmienić wszystko. Mieliśmy tylko nadzieję, że jak zobaczycie nasze szczęście to to zrozumiecie i dzięki temu nigdy was nie stracimy. Jeżeli mam być szczery zrobiliśmy dla was tak wiele, to oczywiste, że wy dla nas też, byliśmy złączeni, wy potrzebowaliście nas, a my was, może tego nie wiedzieliście, ale tak było. Dlatego myśl o utracie was, bolała. Wyprzedzając trochę fakty, wszyscy wiemy, że nigdy nas nie zostawiliście i to było dla nas coś. Mogliśmy na was liczyć zawsze, nie raz w towarzystwie innych celebrytów pojawiał się temat fanów i wiele razy słyszałem jak oni narzekają na swoje fandomy, jednak my nie potrafiliśmy powiedzieć na was złego słowa, to jasne, że między nami bywało różnie, ale byliśmy rodziną, czuliśmy się rodziną. Louis zawsze powtarzał jedno zdanie, gdy pojawiał się temat directioners

- Dobra chłopaki a wasza najgorsze przygody z fanami? Nie oszukujmy się, ale wasz fandom jest tak jakby najbardziej szalony, co najgłupszego zrobiły? - zapytał któregoś razu na jakimś afterze sam Justin Bieber
- Bez nich nie byłoby nas - odpowiedział stanowczo Louis i ukrócił temat.

Te zdanie powtarzał jak mantrę. Jednak żaden z nas nigdy nie zaprzeczył tym słowom, miał rację, wiedzieliśmy to i byliśmy wdzięczni. To nie zmienia faktu, że mieliśmy wiele szalonych historii z fanami, jednak na pewno nie takie żeby kiedykolwiek ich wyśmiewać.

Wracając, przed przerwą liczyliśmy na was jak nigdy, a wy nie zawiedliście.

      Po ostatnim koncercie, tak jakby wszystko się zmieniło. Spojrzeliśmy na tłum naszych fanów i łzy napłynęły nam do oczu. Cofnęliśmy się od mikrofonów i poczułem pustkę, złożyłem ręce jak do modlitwy i szepnąłem nieme dziękuje. Następnie już byłem w uścisku z resztą chłopaków. To był koniec, poczułem to, poczułem w środku jakby wyrwano mi część serca. Tej nocy zakończenie koncertu nie było takie samo, nie byliśmy nabuzowani, nie byliśmy szczęśliwi, miałem wrażenie, że skończyło się wszystko. Jednak nie wiedziałem, że najgorsze przede mną.

Mieliśmy wystąpić jeszcze na imprezie Jingle Ball w Los Angeles i tak zrobiliśmy. Zagraliśmy najlepiej jak potrafimy a później znaleźliśmy się w Nowym Yorku. Nie pamiętam dokładnie po co tam się skierowaliśmy, były to dość osobiste powody, to znaczy nie koncert, nie wywiad, tylko chęć odwiedzenia NYC w okresie świątecznym, przed powrotem do domów. Dlatego pozwiedzaliśmy trochę, odwiedziliśmy kilka sklepów i planowaliśmy powrót do UK.

Był dość późny wieczór jak spakowałem wszystkie swoje rzeczy i przygotowywałem herbaty dla nas obojgu przed snem.

- Hej skarbie, musimy porozmawiać - szepnął Boo podchodząc do mnie od tylu i obejmując w pasie.
- Hmm - mruknąłem rozkoszując się jego zapachem i odwróciłem się w jego stronę.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też kocham, wyobraź sobie, że nic nam nie grozi, możemy powiedzieć światu kim dla siebie jesteśmy - uśmiechałem się od ucha do ucha, jednak on pokręcił głowa.
- Hazz przecież chciałeś rozpocząć solową karierę, co jeśli fakt, że jesteś gejem ci zaszkodzi.
- Nie obchodzi mnie to - zacisnąłem szczękę - nie denerwuj mnie Tomlinson i nie zaczynaj, obiecaliśmy sobie to wszystko miało się skończyć pamiętasz?
- Chodzi o to Hazz... - przerwałem mu
- Kurwa Louis! Nie waż się mnie zranić, nie waż się zrobić czegos czego oboje nie chcemy.
- Skarbie...to - wskazującym palcem machnął najpierw na mnie później na niego - to nigdy nie powinno mieć miejsca - zamurowało mnie, a on kontynuował - rozstałem się z Eleanor jak wiesz dla Ciebie bodajże w marcu, ale tęsknie za nią Harry.
- Ty co - nie mogłem powiedzieć nic więcej
- Ta tęsknota oznacza, że nie była mi obojętna. Pomyślałem, że skoro robimy sobie przerwę, my też powinniśmy, chociaż na jakiś czas - łzy strumieniami spływały mi po policzkach.
- Lou, a...ale, przecież, ty, ja Umm to znaczy my - nie dowierzalem, nie wiedziałem co mogę powiedzieć, jak go zatrzymać. Każde słowo było na wagę złota, musiałem bardzo ostrożnie je dobierać, wóz albo przewóz. 
- Posłuchaj to było pięć lat, pięć lat życia ze sobą, bez przerwy, bez zastanowienia, żaden z nas nie pamięta jak to jest bez siebie, po prostu spróbujmy, poczekaj aż się odezwę, proszę - sięgnął po moja dłoń, ale wyrwałem ją. Cofnąłem się do przedpokoju gdzie stały przygotowane walizki na jutrzejszy wyjazd, założyłem swoje brązowe sztyblety i spojrzałem w kierunku kuchni, gdzie Louis stał nad blatem ze spuszczona głową, a jego karmelowe włosy opadały mu na czoło, wyglądał pięknie, poczułem jak zaciska mi się serce, przełknąłem gule w gardle i pomyślałem, że nie będę tym przegranym, nie tym razem.
- Wiesz co Tomlinson? - uniósł błękitne tęczówki na moja twarz - My, masz racje, to nie powinno się wydarzyć, to nigdy nie była miłość - odwróciłem się i wyszedłem z naszego mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Pamiętam tylko, że wszedłem do windy, zwinąłem się na podłodze i rozsypałem się na milion kawałeczków. Nie pamiętam niczego więcej z tego dnia, nie pamiętam gdzie nocowałem, nie pamiętałem niczego aż do momentu, w którym byłem na lotnisku. Z tego co mi powiedziano, Niall był tam, zabrał mnie i zaopiekował się mną, nie pamiętam czy kiedykolwiek mu za to podziękowałem, może nigdy nie nadarzyła się na to okazja.

Tak nastąpił koniec, koniec zespołu, koniec małżeństwa, koniec szczęścia.

——————————————————————————
Dziękuje za gwiazdki, mają dla mnie duże znaczenie ☺️

FallingWhere stories live. Discover now