VII

1.4K 52 10
                                    

Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się. To była, ciężka noc po raz pierwszy musiałam wstać w nocy i zanieść Jacobowi ubranie. Jeszcze się spóźnił. Aż 15 min. Popatrzyłam się na łóżko; nie było go tam. Postanowiłam się tym nie przejmować. Poszłam do łazienki. Umyłam się i podreptałam ubrać się w ciepłe rzeczy. Pogoda była okropna. Cały wczorajszy dzień padało, więc dzisiaj było mokro, nie mówiąc już o błocie. Gdy weszłam, do domu wspólnego o dziwo nikogo tam nie spotkałam. Byłam o 10 min spóźniona, więc spodziewałam się dziewczyn krzątających się po kuchni. Usłyszałam jakieś głosy z salonu, więc poszłam w jego stronę. W pomieszczeniu siedział: Sam, Emily, Jacob, Billy (ojciec Jacoba), i kilka innych osób. Chyba rozmawiali o czymś ważnym, bo ich miny były poważne. Pierwszy zobaczył mnie Jacob:
- Jak się spało? – spytał
Zdziwiło mnie to, bo normalnie by go to nie interesowało. Wywnioskowałam, że zachowuje się tak przy swojej rodzinie.
- Dobrze, dziękuje. Przyszłam przygotowywać śniadanie – wytłumaczyłam
- Mamy nagłe rodzinne spotkanie – odpowiedział
- A to ja nie będę przeszkadzać, poczekam w kuchni – już miałam wychodzić z pokoju, przerwał mi głos Billego
- Zostań. Jako dziewczyna Jacoba jesteś, teraz częścią watahy twoje zdanie się dla nas liczy. Popatrzyłam się tylko na Jacoba. Pewnie nic nie powiedział tacie. Nie dziwiłam się, bo jak tu powiedzieć, że się porwało człowieka. Uśmiechnęłam do niego się i usiadłam na kanapie.
- Nasza sytuacja jest nie ciekawa, możemy zostawić tu max. 20 osób. Nie jesteśmy w stanie wykarmić tylu ludzi, a wilków jest coraz więcej. Moim pomysłem jest to, aby Jacob ze swoją watahą zostanie, a my wyjedziemy do Kanady. Będziemy Was odwiedzać. To nie tak daleko. (tak naprawdę w linii prostej to ok. 1500*Autorka)
- Chyba to dobre rozwiązanie – powiedział Jacob ze smutkiem w głosie
- A ty Anastasia co myślisz? - spytał Sam
Zdziwiło, mnie to jeszcze nikt nie pozwalał mi tu wyrażać mojej opinii.
- Nie było mnie przez całą rozmowę, ale uważam, że dla Ciebie jako alfy powinno być najlepsze, żeby zrobić dobrze dla ludzi z twojej watahy - odpowiedziałam
Sam tylko pokiwał głową.
- To kiedy macie zamiar się przeprowadzać? - spytał Billy
- Jak najszybciej. Wysłałem już ludzi, żeby budowali domy. Są, tam już 2 tygodnie i prace cały czas się nie kończą. Gotowe ma być wszystko za 2- 2,5 miesięcy, więc mamy dużo czasu, żeby się przygotować - powiedział
Po skończonym spotkaniu poszłyśmy robić śniadanie. Później wróciłam do domu. Chciałam trochę posprzątać. Gdy skończyłam, chciałam się przejść, poza tym chciałam pogadać z Jacobem o sytuacji z rana, więc poszłam, do garażu gdzie spodziewałam się go spotkać. Już chciałam wejść do pracowni gdy usłyszałam głos Jacoba, który rozmawiał z Sethem*
- Powiedziałeś jej? - powiedział młodszy
- A jak sobie to wyobrażasz: Hej Anastasia to ja cię porwałem, z tej imprezy to przez mnie musisz tu mieszkać i nie możesz żyć pełnią życia - zakpił
Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Łzy same cisnęły mi do oczu. Obróciłam się w napięcie i zaczęłam biec w stronę lasu. Nawet nie zauważyłam, że kopnęłam kamień, który uderzył, w blachę wydając głośny dźwięk. Uciekałam, na oślep odgradzając sobie drogę rękami, ale i tak kilka gałęzi zraniły mnie w twarz i ręce. Jak on mógł mi to zrobić i dlaczego? W mojej głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Pozbawił mnie mojego życia, sprawił, że musiałam opuścić mój dom, który tak kochałam. Z moich myśli wyrwał mnie odgłos łamiących się gałęzi dochodzący zza moich pleców. Przyśpieszyłam, ale w głębi duszy wiedziałam, że to i tak nic nie da.

_____*Jacob*_____

Gdy usłyszałem, dziwny odgłos szybko wybiegłem z garażu. Na początku nie zauważyłem nic, ale po chwili postanowiłem użyć mojego wilczego węchu i wzroku. Poczułem zapach Any i zobaczyłem ślady na błocie. To nie oznaczało nic dobrego... a jeśli słyszała, co powiedziałem.... kurwa.... Ruszyłem za nią. Ona nie może uciec. Po prostu nie może, nie teraz gdy....nie chciałem o tym nawet myśleć. Po chwili ją zobaczyłem; dobiegała do dużej polany. Przyśpieszyłem, nie mogłem pozwolić, żeby przekroczyła Granicę, bo wtedy nie będę mógł jej pomóc. Chwyciłem ją za biodra i szybko pociągnąłem w swoją stronę. Upadliśmy na trawę. Ana próbowała wyrwać się z mojego uścisku, ale ja nie chciałem ją puścić, tylko jeszcze mocniej przyciągnąłem ją do mojej klatki piersiowej. Usiała na mich nogach i zaczęła bić moją klatkę piersiową i przeklinać. Po jej policzkach spływały łzy. Chciałem otrzeć jej policzki, ale ona tylko odepchnęła moją rękę. Szybko wstała i znów zaczęła uciekać, ale tym razem byłem, szybszy chwyciłem ją, przerzuciłem sobie przez ramię i zacząłem iść w stronę domu.
- Posłuchaj mała - zacząłem - wiem to dla ciebie trudne, dla mnie też by było, nie chciałem Cię porywać. Moim zadaniem jest chronić tajemnicy, nie mogłem pozwolić, aby moją watahą czuła się zagrożona....- przerwałem - na prawdę mi przykro
Dziewczyna nic się nie odezwała. Było mi nie wygodnie ją nieść w takiej pozycji, więc chwyciłem ją w stylu "panny młodej". Podczas drogi ani razu na mnie nie spojrzała. Obiecałem sobie, że jej to wynagrodzę.

*najmłodszy wilk w wiosce (tak było w książce). Macie jego zdjęcie w mediach

No i kolejny rozdział. Sama nie wiem jak mi wyszedł. Trochę go pomęczyłam. Jaka jest Wasza opinia? To 1 rozdział, który poprawiłam. Gdy skończę książkę poprawie wszystkie rozdziały. Buziaki <3

*Wybrana przez wilkołaka* Jacob Black fanfictionWhere stories live. Discover now