VIII

1.3K 45 8
                                    

Jacob rzucił mnie na łóżko. Uderzyłam głową o ścianę. Rozmasowałam bolące miejsce. Po moich policzkach dalej spływały łzy.
- Po co to zrobiłaś?! Czy ty kiedykolwiek umiesz użyć tej twojej jednej jebanej szarej komórki w twoim mózgu!- zaczął się na mnie drzeć
- I to niby moja wina! Ja nie pozbawiłam Cię twojego życia, nie sprawiłam, że nie chce Ci się wstawać z łóżka... że nie chce Ci się żyć! - wykrzyczałam. 
W tym momencie nie czułam nic, czułam się pusta, odechciało mi się żyć. Nie miałam na nic siły. Chciałam żeby mama tu była i mnie przytuliła i powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Jacob podszedł do mnie i  usiadł na łóżku, ale ja jeszcze bardziej się od niego odsunęłam. 
- Przepraszam, wiem, że mi nie wybaczysz i że już nigdy nie zaufasz, ale proszę postaw się w mojej sytuacji- powiedział 
Nie miałam zamiaru się odezwać. On też się już nie odezwał tylko spuścił wzrok i wyszedł z domu. Widziałam, że usiadł na schodach i patrzył się w trawę. Pewnie zdawał sobie sprawę, że szybo mu nie wybaczę, o ile w ogóle to się stanie. W tym momencie nie chciałam o tym myśleć. Pobiegłam do łazienki i otarłam łzy. Przemyłam twarz i wyciągnęłam maszynkę do golenia. Ostrożnie wyciągnęłam z niej jedno ostrze i bez zastanowienia przejechałam nim po obu rękach. Już nie chciałam żyć. Usiadłam na podłodze i wpatrywałam się w ciecz spływającą po moich rękach. Gdyby rodzice żyli nawet nie pomyślałabym o odebraniu sobie życia, ale kurwa powiedzmy sobie to wprost, że ja już nie mam dla kogo żyć. Na tą myśl po moim policzku popłynęła pojedyncza łza. Szybko ją otarłam i zamknęłam oczy. Zaczęłam wspominać wszystkie szczęśliwe momenty z mojego życia. Na mojej twarzy ukazał się prawie niewidoczny uśmiech. Nie wiem ile tak siedziałam. Po jakimś czasie poczułam, że moje powieki są coraz cięższe. Wszystko widziałam jak przez mgłę. Widziałam tylko dość dużą kałużę mojej krwi w której siedziałam. Jak na zawołanie ktoś zaczął walić w drzwi i krzyczeć moje imię. W tej chwili usłyszałam odgłos wywarzania drzwi i zauważyłam Jacoba na jego twarzy wymalowane było przerażenie. Chłopak podbiegł do mnie i zaczął mną potrząsać i prosić żebym nie zasypiała. Niestety w tym momencie nie mogłam już mu tego obiecać i ponownie zamknęłam oczy. Zdążyłam tylko powiedzieć:
- Do zobaczenia mamo. 

____*Jacob*____

Dziewczyna przestała mi odpowiadać tylko wyszeptała:
- Do zobaczenia mamo 
Krzyczałem do niej żeby nie zasypiała, ale to nic nie dało. Wszystko zaczęło dziać bardzo szybko.  Wziąłem ją na ręce i szybko wyszedłem z domku. Zacząłem biec w stronę domu głównego. Tam na pewno ktoś jej pomoże...musi pomóc....ona nie może umrzeć. Na szczęście na miejscu była Emily i Rachel. Od razu się nią zajęły. Położyły Ane  na stole i zaczęły opatrywać ręce. Nie miałem pojęcia dlaczego ona to zrobiła. Gdybym znalazł ją kilka minut później ona mogła by już.....Nie dopuszczałem do siebie takich myśli, nie byłem w stanie o tym myśleć.

____*Anastasia*____

Obudziłam się u moim, a raczej naszym łóżku. Jacob spał z fotelu obok. Na moich rękach były dość duże opatrunki. Powoli zaczęły dochodzić do mnie wspomnienia z wczorajszego dnia. Nie mogłam uwierzyć w to, że chciałam się zabić. Jak mogłam być tak głupia?! Chciałam zostawić babcie i dziadka? Nie za dużo już stracili!? Poczułam suchość w gardle, więc wstałam z łóżka żeby napić się wody, butelka której szukałam leżała na biurku, więc musiałam podejść kawałek. Nie chciałam budzić chłopaka, pewnie i tak nie wyśpi się w tym fotelu. Gdy spróbowałam wstać zakręciło mi się w głowie i chcąc złapać się komody obok zepchnęłam z niej lampkę nocną, która nie stłukła się, ale i tak wydała głośny dźwięk. Jacob zbudził się i gwałtownie podniósł się gotowy zaatakować ewentualnego napastnika. Jak zobaczył mnie na jego twarzy pojawiła się ulga i lekki uśmiech. 
- Nie powinnaś wstawać. Straciłaś dużo krwi. Musisz odpoczywać - powiedział
- Wiem... - spuściłam wzrok
Nie wiedziałam co we mnie wczoraj wstąpiło. Jacob podał mi wodę i pomógł mi usiąść na łóżku.
- Dlaczego.... - urwał - dlaczego to zrobiłaś? Wiem nawaliłem, ale naprawdę przepraszam - powiedział
- Ja.. ja - po moich policzkach znów spłynęło kilka łez - ja czułam, że nie mam dla kogo żyć, czułam, że moje życie jest do niczego wszystko co mnie spotyka jest straszne iii- zaczęłam się jąkać - czuje, że już nie jestem sobą... ja już nie wiem kim jestem - wyjąkałam 
Jacob nic już nie powiedział tylko zetknął nasz czoła. O dziwo  nie odsunęłam się. Potrzebowałam teraz kogoś kto powie mi, że wszystko będzie dobrze nie ważne kim on miał  być. 
- Ja też straciłem mamę...w wypadku.... była dla mnie najważniejsza na świecie. Kochałem ją ponad wszystko. Skończyło się tym, że musiałem patrzeć na jej śmierć. Mogę Ci obiecać, że smutek minie. Nic nie trwa wiecznie - powiedział 
Byłam bardzo zdziwiona. Nie wiedziałam. Bardzo mu współczułam. Ja chociaż nie musiałam patrzeć na śmierć moich bliskich. Starłam pojedynczą łzę która pojawiła się na jego policzku. Nagle chłopak wstał i powiedział:
- Chodź zmienię Ci opatrunek
Próbowałam wstać, ale to nie dało większego skutku i znowu wylądowałam  na podłodze. Jacob widząc, że nie daje sobie rady wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki. Posadził na blacie, który znajdował się obok umywalki i ostrożnie zaczął odwiązywać moje bandaże. Trochę bolało, ale dało się wytrzymać.
- Wiesz moi rodzice też zginęli w wypadku. Byłam wtedy u koleżanki. Pogotowie przez godzinę próbowało się ze mną skontaktować, ale ja nie odbierała. Nawet nie mogłam się z nimi pożegnać - powiedziałam
- Przykro mi.. to minie, zobaczysz. Obiecaj mi, że już nigdy nie uciekniesz i nigdy nie będziesz chciała się zabić - powiedziawszy to chwycił moją twarz w ręce. Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy. Chłopak usilnie mnie próbował do tego zmusić. Wreszcie się poddałam. Widziałam w jego oczach smutek, troskę, współczucie i jeszcze coś co w tym momencie nie mogłam rozpoznać. Jago wzrok przeniósł się na moje usta. Dobrze wiedziałam co chce zrobić dlatego szybko zrzuciłam jego ręce z mojej twarzy. Tą chwilę zniszczył nam Sam pukający do drzwi. 
-Tampony* przyjechały - krzyknął alfa
Jacob upewnił się czy krew już nie leci i szybko zabandażował moje dłonie.
- No to się pobawimy. Stój za mną i się  nie ruszaj ani nic nie mów. Załóż moją bluzę i rozpuść włosy. Jak Ci powiem, że masz uciekać to nie komentujesz i to robisz - rozkazał 
Chwycił mnie za ręce i wyprowadził z domu. Przeszliśmy całą wioskę, a później las. Trochę się bałam. Mina Jacoba nie zwiastowała nic dobrego. Zatrzymaliśmy się na skraju lasu. Było to miejsce gdzie wczoraj chłopak powstrzymał mnie od ucieczki. Stanęliśmy obok Sama i jego watahy. Kilkoro wilkołaków było zamienionych w ludzi, ale większość postawiła na swoją dziką stronę. Wszyscy wpatrywali się w drugi koniec polany. Na pierwszy rzut oka nie było tam nic widać, ale później dojrzałam tam sześć postaci, które dość szybko zaczęły zmierzać w naszym kierunku. Jacob popatrzył się na mnie i obdarował mnie swoim pięknym uśmiechem. Pewnie zrobił to aby dodać mi otuchy. W głębi serca czułam, że tak się stało, ale rozum od razu odrzucił te myśli. Ponownie spojrzałam na zbliżające się postacie. Kim oni byli? Czego chcieli? Dlaczego zebrała się tu prawie cała wataha Sama?

* moje ulubione określenie wampirów

I mamy 100 wyświetleń!!!!!!! 

Jestem Wam mega wdzięczna. Dla mnie to jest na prawdę duża liczba. Na prezent macie rozdział z 1225 słowami. Komentujcie i gwiazdkujcię. Kim są te postacie? Jak sądzicie? 

*Wybrana przez wilkołaka* Jacob Black fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz