Rozdział siedemnasty

1.7K 101 23
                                    

Tej nocy działy się dziwne rzeczy.

Tuż po tym, jak Sidney został zabrany na komisariat, a Milton, Lesley i Zedd wzięli samochód, by towarzyszyć aresztowanemu, do nas przyjechało więcej radiowozów. I nie były to już zwykle osobówki. Były to duże suki, mieszczące w sobie kilka zespołów poszukiwawczych, psy tropiące i ciężkie sprzęty szpiegowskie. Nie było to FBI, ale naprawdę niewiele mu brakowało.

Nas za to zapędzono do swoich domków. Znowu. Mieliśmy się nie wtrącać i pozwolić policji pracować, choć jak na razie to nam udało się więcej zrobić, niż im. To przecież Shanty znalazła telefon Jenn, który teraz był w rękach gliniarzy, a oni jedyne co, to wywęszyli narkotyki Sida, które i tak nie miały nic wspólnego z zaginięciem nastolatki. Żałosne. I to nam kazali się nie wtrącać?

Byłam cholernie wyczerpana. Zmęczenie obejmowało każdy skrawek mojego ciała, lecz mimo to nakazywałam sobie zachowanie przytomności. Przez ściany domku dochodziły stłumione dźwięki policji przeszukującej teren, co skutecznie trzymało moją świadomość w gotowości. Mimo że oczy same mi się zamykały, a głowa raz po raz opadała, starałam się zachować trzeźwość umysłu.

— Może położysz się spać, Kate? — zagadnął mnie Will, widząc moją walkę ze snem.

— Nie — zaprzeczyłam twardo. — Dam radę.

— Twoje niespanie i tak nic nie zmie...

— Powiedziałam przecież, że dam radę — urwałam mu ostro, posyłając przy tym na tyle wyzywające spojrzenie, na jakie stać było moje suche, przekrwione oczy. — Gdzie ta kawa, Doug?

Odwróciłam się w stronę kuchni, tylko po to, by dostrzec w niej przysypiającego Douglasa. Co prawda nadal trzymał się na dwóch nogach, lecz całym ciałem oparty był o drzwi lodówki. Ekspres do kawy już dawno przygotował świeżą porcję napoju, po którą chłopak wybrał się niecały kwadrans temu.

— Doug!

Blondyn oprzytomniał i mruknął coś pod nosem. W ślimaczym tempie rozlał kawę do trzech kubków i ułożywszy je na tacy, przyniósł nam ją do salonu.

Mijała trzecia godzina czekania na jakiekolwiek wieści na temat Sidneya oraz szósta filiżanka kawy. Byłam na dobrej drodze do zawału, jednak miałam dobre usprawiedliwienie – nasza obecna sytuacja zaiście była wielce chujowa. Trwanie w niewiedzy było chyba jeszcze gorsze niż stricte branie udziału w akcji. Tyle godzin byliśmy już przetrzymywani w zawieszeniu, nie wiedząc co działo się z Jenn, Sidem, Lesley, Zeddem i Miltonem, a nawet naszymi znajomymi z sąsiedniego domku. Byłam ciekawa, jak Shanty sobie z tym wszystkim radziła. Musiało być jej cholernie trudno, a jeśli została tam z Sethem i Levinem, to nie mogła liczyć na odpowiednie wsparcie.

Moje dłonie same zacisnęły się na kubku, gdy przez głowę przebiegła mi myśl o szatynie. Levin. Pierdolony Levin. Mogłam przysiąc, że już dawno nikt nie wkurwił mnie tak jak on. Nie mogłam pojąć, że on faktycznie wierzył, że to ja miałabym mieć coś wspólnego z zaginięciem Jenn. Przecież ja nawet muchy nie byłam w stanie zranić, i to nie dlatego, że miałam takie dobre serce, a dlatego, że byłam po prostu wielką sierotą. Naprawdę trudno było tego nie dostrzec na pierwszy rzut oka.

— Cholerny Sid — odezwał się w pewnym momencie Doug, skupiająca na sobie naszą uwagę. — Od początku wiedziałem, że coś z nim nie tak.

— Nie masz na myśli Zedda? — spytałam, marszcząc brwi.

— On to tym bardziej — machnął ręką, jakby chciał odgonić od siebie niewidzialnego robala. — Ale Sid. No sami pomyślcie. Kto normalny pisałby się na wakacje z Miltonem?

BAD LOVERSWhere stories live. Discover now