Rozdział dziesiąty

1.8K 94 10
                                    

Następne dwa dni w pełni poświęciłam na rekonwalescencję. Starałam się nie przemęczać, pić dużo wody i jeść zdrowo, bo ten nietypowy dzień, kiedy przez przypadek wylądowaliśmy w Kanadzie, nadal odbijał się na moim organizmie. Plecy wciąż mnie bolały, gdy siadałam, a kolana strzykały podczas wchodzenia po schodach. Czułam się, jakbym postarzała się o pięćdziesiąt lat, więc jeśli tak dalej pójdzie, to zdechnę tu ze starości.

Leżałam wygodnie na plaży, pozwalając słońcu lekko zbrązowić moją skórę. Było bardzo ciepło, jednak letni wiatr sprawiał, że przebywanie na zewnątrz było znośne. W uszach miałam słuchawki, przez które leciała oczywiście playlista Eda Sheerana, a ja syciłam się niezmąconymi chwilami słodkiego spokoju. Do czasu, rzecz jasna, bo w pewnej chwili, ni stąd ni zowąd zostałam oblana zimną wodą.

— Co jest, kurwa?! — wrzasnęłam wystraszona, gwałtownie unosząc się do siadu. Wyjęłam słuchawki i zdjęłam okulary przeciwsłoneczne, wbijając swoje wrogie spojrzenie w osobę, która miała czelność w tak brutalny sposób wyrwać mnie z mojego świata. — Co ci odbiło?

Douglas zaśmiał się, widząc mnie w takim stanie. Drżałam, bo zimne krople wciąż spływały wzdłuż mojego ciała, które całe zdążyło się już pokryć w gęsiej skórce.

— Wołaliśmy cię — wyjaśnił łaskawie.

— Nie słyszałam — wskazałam na słuchawki. — Czego chcecie?

— Potrzebujemy jeszcze jednej osoby do siatkówki — wyjaśnił, machając ręką na oddalone boisko. Choć boiskiem ciężko było to nazwać – w piasek zostały po prostu wbite dwa słupy z siatką, dzieląc plażę na dwie części. Zlokalizowałam tam już kilka osób czekających na swoich pozycjach, jednak jak na moje oko, było ich nieco za dużo.

— Nie chcę — odparłam. Nie miałam najmniejszej ochoty latać teraz za piłką, kiedy moje kości płakały przy choćby najmniejszym ruchu.

— No weź, Kate — westchnął. — Będzie fajnie.

Wychyliłam się, by przyjrzeć się dokładniej osobom na boisku. Zmrużyłam oczy, chcąc wyostrzyć wzrok, bo w pierwszej chwili myślałam, że mnie mylił. Jednak nie; oprócz wszystkich osób z naszego domku, dostrzegłam tam też trzy postaci z domku naszych nowych znajomych. Nie miałam z żadnym z nich kontaktu od momentu wrócenia z Kanady, jednak jak miałam być szczera, to wcale za nimi nie tęskniłam. No, przynajmniej za większością z nich.

— Przecież jest was tam dużo — stwierdziłam, szybko wszystkich przeliczając. Było ich dziewięcioro, co i tak było dużo, jak na mój gust.

— Brakuje jednej osoby do równych drużyn — wyjaśnił.

— No to weźcie kogoś od nich — wzruszyłam ramionami. — Ja nie mam ochoty.

Tym bardziej, że w skład drugiej drużyny wchodzili Zedd, Levin, Chuck i Jenn, a ja nie miałam najmniejszego zamiaru stawać z nimi po tej samej stronie.

— Will podejrzewał, że taka będzie twoja odpowiedź — zapowiedział Doug, chwilę przed tym, jak pochylił się nade mną i tak po prostu mnie podniósł.

— Ja pierdole, Doug — warknęłam zirytowana. — Zostaw mnie w spokoju. Nie chcę grać w żadną zasraną siatkówkę.

— Nie możesz przeleżeć całego wyjazdu — odparł, idąc w stronę innych. Czułam rosnące zażenowanie, gdy głowy wszystkich zwróciły się w naszym kierunku i już z daleka słyszałam ich śmiechy.

— Właśnie, że mogę, mam wakacje — syknęłam. — Naprawdę nie mam siły, Doug.

— Jedna gra.

BAD LOVERSOnde histórias criam vida. Descubra agora