Rozdział jedenasty

1.8K 104 41
                                    

Długo się opierałam przed wieczornym wyjściem. Humor mi nie dopisywał, nos wciąż bolał, a na dodatek wizja spotkania niektórych ludzi przyprawiała mnie o mdłości. Nie miałam najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka. Chciałam się jedynie zakopać pod kocami, zasnąć i udawać, że nie istniałam.

No a później przyszła Lesley i zaczęła mi biadolić.

— Daj spokój, Kate — zaczęła, a ja wsadziłam głowę pod poduszkę, by nie musieć jej słuchać. — Tak chcesz spędzić swoje wakacje?

— Tak — odpowiedziałam machinalnie. Żaden lepszy pomysł od przeleżenia całego lata w łóżku nie przychodził mi do głowy.

— Masz ponad dwa miesiące na lenistwo — przypomniała, zdzierając ze mnie koc. — Wiem, że nic innego nie będziesz w tym czasie robić.

Przyznałam przyjaciółce rację, dobitnie sobie uświadamiając, że naprawdę nie miałam nic lepszego do roboty w wakacje. Moje grono znajomych nie było nie wiadomo jak wielkie, ograniczało się zaledwie do garści zaufanych osób. Codzienne imprezy nigdy nie były częścią mojego życia. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, jak mało ekscytująca była moja egzystencja.

To nawet trochę smutne.

— Chcę spać — jęknęłam w odpowiedzi. Była zaledwie siódma wieczorem, a ja praktycznie cały dzień przeleżałam, ale i tak byłam wyczerpana. To chyba przez te nerwy, na których inni mi grali.

— W porządku — skapitulowała rudowłosa. — Ale wiesz, że nie idąc na to ognisko, jedynie podbudowujesz ego Jenn?

Uniosłam nieznacznie poduszkę i spojrzałam na dziewczynę spod przymrużonych powiek.

— W jakim sensie? — dopytałam.

Lesley uśmiechnęła się z satysfakcją i zaplotła ręce na klatce piersiowej.

— A jak myślisz? — odrzuciła. — Jeśli zobaczy, że ciebie nie ma, to pomyśli, że tak ci dojebała, że teraz boisz się z nią skonfrontować.

Parsknęłam śmiechem, słysząc te słowa. Gdybym się bała Jenn, to nie rozkwasiłabym jej nosa od razu po tym, jak dowaliła mi piłką w twarz. Nie będę jej teraz dodawać tym satysfakcji.

I choć wiedziałam, że Lesley tylko mnie podpuszczała, to jednak złapałam się na tę prowokację i wstałam z łóżka. Bądź co bądź nie chciałam pokazać, że ruch tamtej szmaty zrobił na mnie jakiekolwiek wrażenie, mimo że mój nos cały czas pulsował tępym bólem. Zmusiłam się jednak do ogarnięcia się, bo co racja to racja; wyjazd się niebawem skończy, a ja powrócę do swojego monotonnego życia.

Jakoś chwilę przed dwudziestą zjawiłam się przy naszym ognisku. Byli przy nim już moi znajomi, jak i ci nowi z sąsiedniego domku. Shanty na mój widok od razu podniosła się ze swojego siedzenia i podbiegła do mnie, by zamknąć mnie w uścisku. Cicho przy tym jęknęłam, bo wciąż byłam nieco obolała, ale mimo wszystko zrobiło mi się miło.

— Już myślałam, że się nie zjawisz — powiedziała z szerokim uśmiechem, odklejając się ode mnie.

— Taki miałam plan — wyznałam szczerze. Dałam się jej poprowadzić do jednej z ławek, na której siedziała już Desiree i popijała piwo. Shanty zwróciła się do mnie z nową puszką, a ja jedynie skwasiłam minę. Nie sądziłam, by picie było dobrym wyjściem.

— Chyba sobie dziś odpuszczę — powiedziałam, nie przyjmując alkoholu. — Nadal mam uraz po ostatnim razie — dodałam.

Skrzywiłam się na wspomnienie ostatniej imprezy, której określenie "wymknięcie się spod kontroli" byłoby dużym niedopowiedzeniem. Przecież wylądowałam wtedy naćpana w sąsiednim kraju, na litość boską!

BAD LOVERSWhere stories live. Discover now