Rozdział siódmy

2K 89 11
                                    

Gdy wszyscy się w końcu wygramoliliśmy z łóżek i pozornie ogarnęliśmy na nowy dzień, było już grubo po czternastej. Nic dziwnego, skoro większość ekipy obudziła się z tępym bólem głowy po kilkukrotnym przekroczeniu śmiertelnej dawki promili we krwi ubiegłej nocy. Postanowiliśmy ten dzień spożytkować na leniwym wypoczywaniu na jeziorze, dlatego wypożyczywszy dużą łódkę, która wyglądem podchodziła już pod niewielki jacht, wyruszyliśmy ku horyzontowi. Dzięki licencji żeglarskiej Zedda obyliśmy się bez wynajmowania kapitana. Nie powiedziałam tego na głos, ale do tej pory był to chyba jedyny pożytek z obecności tego chłopa.

Wyciągnęłam sobie butelkę zimnej wody z naszego sporego zasobu napojów. Wzięłam kilka ogromnych łyków, nie dbając nawet o to, że parę kropel ciurkiem spłynęło mi po podbródku. Przymknęłam oczy, pijąc zachłannie, do czasu gdy nie usłyszałam sztucznego odchrząknięcia osoby stojącej przede mną. Opuściłam butelkę i popatrzyłam spod przymrużonych powiek na chłopaka.

— Tak?

— Suszy? — spytał retorycznie Doug.

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, prychając pod nosem. Upiłam kolejnego łyka, nie spuszczając wzroku z blondyna. Kilka kropelek ponownie uciekło z butelki i wzdłuż szyi czułam chłodny ślad, jaki po sobie pozostawiły. Douglas powiódł wzrokiem za ścieżką wody, która zniknęła wraz z rozpoczęciem się dekoltu mojej letniej narzutki, którą nosiłam, by nie paradować w samym stroju kąpielowym.

— Jesteś w zaskakująco dobrym stanie jak na tyle wypitego alkoholu — stwierdziłam, przyglądając mu się uważnie. Powrócił wzrokiem do mojej twarzy i zmarszczył brwi, zaplatając ręce na piersi.

— Jestem naćpany lekami przeciwbólowymi — odparł, na co się zaśmiałam. Kto z nas nie jest?

— To dopiero trzeci dzień, a ty już na lekach — zamyśliłam się. — Słaby z ciebie zawodnik.

— Czy to nie ty odpadłaś wczoraj jako pierwsza? — przypomniał życzliwie. Ściągnęłam brwi i wykrzywiłam twarz w grymasie, bo tak bardzo jak nie chciałam się do tego przyznać, tak nie mogłam niestety zaprzeczyć. Chyba nie zdążyłam się jeszcze w pełni przełączyć na tryb wakacyjny, gdzie wytrzymywałam bez spania do świtu, a wstawałam dopiero na kolację.

— Zmęczona byłam — wytłumaczyłam więc, mając nadzieję, że jakoś mnie to usprawiedliwi. Chłopak pokiwał głową, jednak jego mina wyraźnie mówiła, że użyłam naprawdę słabej wymówki.

— Niewątpliwie — przyznał sarkastycznie. Wywróciłam oczami i zbliżyłam się o krok do blondyna, zadzierając głowę do góry, by móc spojrzeć mu w oczy.

— Shanty mówiła, że dziś też będą przy ognisku, więc lepiej przygotuj się na powtórkę ze wczorajszej rozrywki.

— No proszę, ktoś tu sobie znalazł nowe koleżanki — rzucił rozbawionym tonem.

— Też byś mógł — wzruszyłam ramionami.

Douglas prychnął śmiechem, jakby moja sugestia zapomnienia o Lesley w towarzystwie kogoś innego była żartem. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, co tak naprawdę leżało chłopakowi na duszy, i gdy tylko już chciałam o to zapytać, ten się odezwał:

— Bardzo szybko ufasz nieznajomym — stwierdził. Zmienił jednak ton głosu, niemal cedząc te słowa, przez co poczułam się, jakby to zdanie nie miało być zwykłym stwierdzeniem, a groźbą. — Myślałem, że rok temu dostałaś już za to nauczkę.

Przyjrzałam mu się uważniej, przybliżając się o pół kroku. Co Doug miał na myśli?

— Co chcesz przez to powiedzieć? — spytałam pół szeptem, wpatrując się w niego zaintrygowana.

BAD LOVERSWo Geschichten leben. Entdecke jetzt