Rozdział drugi

2.9K 97 37
                                    

Punktualnie o czternastej do drzwi mojego domu zadzwonił pierwszy gość. Oderwałam się od składania ubrań, które starannie wkładałam do walizki, i spojrzałam na Williama, który na moment zaprzestał przeglądu mojej bielizny, stwierdziwszy wcześniej, że był odpowiednią osobą do oceny, czy dane majtki nadają się na nasz wyjazd.

— To pewnie Lesley i Douglas — powiedziałam podekscytowana i wstałam z klęczków. Szatyn niechętnie odłożył na bok moją bieliznę i wstał z łóżka, po czym razem zeszliśmy na dół, by otworzyć drzwi naszym przyjaciołom.

Nie mogłam się doczekać zobaczenia w końcu tej pary. Ostatni raz widzieliśmy się na święta, gdy ich dwójka przyjechała z Nowego Jorku do swoich rodzin. Od tego czasu utrzymywaliśmy kontakt przez internet, lecz wiadomo, że to nie to samo. Radośnie otworzyłam drzwi na oścież i posłałam szeroki uśmiech stojącemu na zewnątrz Douglasowi.

— Doug! — krzyknęłam wesoło i z całej siły przytuliłam przyjaciela. Jeżeli był wysoki, gdy jeszcze byliśmy w liceum, to teraz miałam wrażenie, że wzrostem doganiał drapacze chmur, przez co czułam się przy nim jak ogrodowy krasnal. Chłopak zaśmiał się serdecznie i mocno mnie przytulił, a gdy w końcu się od niego odkleiłam, przywitał się również z Williamem. — A gdzie Lesley?

Wytknęłam głowę na zewnątrz, nie będąc w stanie dostrzec nigdzie rudawych włosów przyjaciółki. Byłam pewna, że dwójka przyjdzie tu razem, dlatego wbiłam ciekawskie spojrzenie w blondyna i czekałam na odpowiedź.

— Przyjdzie później — odparł zdawkowo. — Nie wpuścisz mnie do środka, Kate?

Uśmiechnęłam się głupio i od razu przesunęłam się, robiąc miejsce chłopakowi. Sporo się zmienił. Teraz wydawał mi się być nieprawdopodobnie ogromny, choć może to przez to, że w liceum był bardziej typem chuderlaka, więc teraz, gdy nabrał sporo masy mięśniowej, praktycznie nie przypominał już dawnego siebie. Przystrzygł również włosy i połowa jego ręki pokryta była tatuażami, więc mocno zdziwił mnie ten widok, bo obecny Doug w żadnym wypadku nie podchodził pod typ, w którym gustowałaby Lesley. Lecz, jak widać, studia zmieniały ludzi.

— Rozgość się — poleciałam. Blondyn pozostawił przy wejściu swój bagaż i wszedł w głąb domu, przechodząc od razu do kuchni. — Jeju, ale będzie super! Cała ekipa jak za starych, dobrych czasów.

Chłopcy parsknęli śmiechem i sarkastycznie skomentowali moje świergoty, lecz ja nie traciłam dobrego humoru i niemal skakałam już w miejscu, nie mogąc się doczekać przybycia innych.

Jakieś piętnaście minut później dostałam esemesa od Lesley, że jej mama miała stłuczkę samochodową i musiała iść do szpitala na prześwietlenie, dlatego dziewczyna dojedzie już do naszego celu następnego dnia. Gdy oznajmiłam to chłopakom, Will zapytał, czy wypadek na pewno nie był poważny, a Doug jedynie zmarszczył brwi, przyodziewając na twarz dziwną minę. Jak widać Nowy Jork na niego podziałał.

— Kto miał w końcu ogarnąć ten samochód? — spytał po pewnym czasie Douglas, gdy w trójkę siedzieliśmy przy wyspie kuchennej i popijaliśmy zimne cole z puszek.

— Milton — odparłam. — Pewnie dlatego teraz się spóźnia.

— Mówiłem wam, żebyśmy po prostu pojechali tam swoimi wozami — wtrącił Will. — To wcale nie jest tak daleko, a zaoszczędzilibyśmy sobie dużo problemów.

— Co za rozrywka jechać samemu sześć godzin, kiedy można jechać całą ekipą? — powiedziałam, na co szatyn wywrócił oczami.

Nasza destynacja była naprawdę ciekawa. Oddalona ponad sześć godzin jazdy od Milwaukee, tuż przy granicy z Kanadą i tuż nad Jeziorem Górnym, które rozmiarem przypominało bardziej morze. Wynajęliśmy sobie duży domek letniskowy, tuż nad wodą, w małej miejscowości przy lesie. Do tego Milton miał się zająć wynajęciem samochodu terenowego na dwa tygodnie, którym wszyscy mieliśmy tam dojechać. Całość zapowiadała się na wesołe wakacje grupki przyjaciół z lat osiemdziesiątych.

BAD LOVERSWhere stories live. Discover now