Rozdział ósmy

1.8K 84 13
                                    

Samochód nie był ciasny, rozmiarem pasował w sam raz, by pomieścić piątkę śpiących osób. Dzień rozpoczął się już dawno, a światło podgrzewało blachy auta. Wewnątrz było parno, powietrze zatęchło i zmuszało każdego do robienia naprawdę wolnych i płytkich oddechów. Syf w pojeździe był nie do opisania, ale w jeszcze gorszym stanie byliśmy my sami.

Ktoś szarpnął mnie za ramię, zmuszając do pobudki. Ocknęłam się momentalnie i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, ujrzałam przed sobą twarz Miltona. Brunet wyglądał okropnie; oczy miał mocno podkrążone i wciąż lekko czerwone, usta suche i popękane, a włosy roztrzepane.

— Co się dzieje?

Usłyszawszy swój głos, wystraszyłam się. Nie brzmiałam jak ja. Z mojego gardła wyszedł jakiś zachrypnięty, łamiący się dźwięk, a jego wydanie niesamowicie podrażniło mi gardło.

Milton nie odpowiedział, a odsunął się na siedzeniu.

Rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w samochodzie, dokładniej w naszym wypożyczonym vanie. Siedziałam z wygiętymi kończynami na przednim siedzeniu, obok Miltona, który zajmował miejsce kierowcy. Zajrzałam do tyłu i ku mojemu wielkiemu zdumieniu ujrzałam Shanty, Setha i Levina. Byli obudzeni, choć łatwo spostrzegłam, że dopiero od niedawna. Wyglądali okropnie, co kazało mi przypuszczać, że ze mną również nie było najlepiej.

Zamrugałam kilkukrotnie, przecierając oczy wierzchem dłoni. Czułam się paskudnie; moja głowa była bliska eksplozji od bólu, a gardło zostało chyba wyłożone papierem ściernym. Mięśnie totalnie mi zastygły od, jak przypuszczałam, drzemki w samochodzie.

Ale jakim kurwa cudem?!

Byłam totalnie skacowana, wątpiłam nawet, czy kiedykolwiek miałam aż tak obrzydliwego kaca. Mój mózg z trudem rejestrował, co działo się wokół mnie, a trud, jaki musiałam włożyć w skupienie wzroku i umysłu, był nie do opisania.

Jak to się do jasnej cholery stało?!

— Gdzie my jesteśmy? — odezwała się Shanty. Chyba pierwszy raz usłyszałam jej głos, który nie był najczystszym dźwiękiem na Ziemi, co było naprawdę złym znakiem.

— Raczej czemu tu jesteśmy — poprawił ją Seth, rozglądając się zagubionym wzrokiem dookoła.

— Co się tu do kurwy stało?!

Lepiej bym tego nie ujęła, Levin.

Spojrzałam na Miltona, szukając jakichś odpowiedzi. Brunet pokiwał głową na boki, wiedząc dokładnie tyle, ile ja.

Czyli całe nic.

— Prowadziłeś samochód po pijaku? — spytałam go cicho. Nie chciałam nawet udzielić mu reprymendy, chciałam po prostu wiedzieć, co się stało.

— Nie mam zielonego pojęcia — odpowiedział całkiem szczerze. Był bardzo zmieszany, wzrok miał rozbiegany, jakby chciał nim odnaleźć scenariusz ostatniej nocy.

— Spokojnie — powiedziała Shanty. Odwróciłam się w jej kierunku i spojrzałam po innych; każdy był spokojny, więc najwyraźniej jej polecenie nie tyle zostało skierowane do nas, co do niej samej. — Ustalmy plan wydarzeń. Co pamiętacie ze wczorajszej nocy?

— Niewiele — przyznał od razu Seth.

— To dlatego, że byłeś uchlany w trzy dupy — zaśmiał się gorzko Levin. — Dziwię się, że nawet nie zezgonowałeś.

— Nie mamy teraz czasu na żarty, Levin — upomniała go brunetka. — Skupcie się.

Pamiętałam naprawdę niewiele. Choć nie, pamiętałam całkiem sporo, jednak tylko w ograniczonej przestrzeni czasowej. Pamiętałam, że cały wczorajszy dzień spędziliśmy na jeziorze, a wieczorem ponownie spotkaliśmy się z naszymi nowymi znajomymi. Wypiłam kilka piw, trochę wina, i zapewne czegoś jeszcze, co tylko wpadło mi w ręce. Ogromna ilość alkoholu musiała mi odciąć pamięć w pewnym momencie, którego nawet nie zarejestrowałam. Wszystko wyglądało jak typowa impreza, więc dlaczego zamiast zezgonować i leżeć gdzieś w kącie, znajdowałam się obecnie w samochodzie na brzegu lasu?

BAD LOVERSWhere stories live. Discover now