Podróż do celu nie była zwiastunem wymarzonego wyjazdu, jednak nie zrażałam się tym. Gdy dotarliśmy na miejsce, dochodziła północ. Dojechalibyśmy szybciej, lecz czym byłyby wakacje bez zbłądzenia, kłótni i stu postojów?
Milton zaparkował pod prowizorycznym garażem, który był przypisany naszemu domkowi, i dopiero po ostatecznym wyłączeniu silnika wszyscy odetchnęli z ulgą. Dobry kwadrans nam zajęło przełożenie wszystkich bagaży z samochodu do budynku, ale gdy w końcu ze wszystkim się uporaliśmy, zaczęliśmy zwiedzanie lokum. Domek miał miejsce do spania dla ośmiu osób, więc z Sidneyem czy bez, nie było różnicy. Ja i Will zajęliśmy jeden pokój na piętrze, a Milton i jego chłopak zamieszkali w sąsiednim. Na przeciwko nas miał być Doug z Lesley, więc ostatecznie wszystko się udało i każdy wydawał się być zadowolony z takiego obrotu spraw.
— Padam z nóg — oznajmił Will, bezwiednie lecąc na nasze łóżko. — A jedyne co robiłem to siedziałem w samochodzie.
— Plus irytowałeś mnie całą drogę — dodałam rozbawiona. — To musiało cię mocno zmęczyć.
Wysokie okna tarasowe prowadziły na wąski, lecz długi balkon, który łączył pokój nasz i chłopaków. Wyszłam na niego, czując jak nocne powietrze dopadła nagie skrawki mojej skóry. Wiatr zawiał mocniej i poruszył liśćmi otaczających nas drzew, a ja wzięłam głęboki oddech, czując się dobrze jak nigdy w otoczeniu natury. Jak cudownie było usłyszeć śpiew ptaków zamiast klaksony stojących w korku samochód oraz poczuć morską bryzę, zamiast miejskie spaliny.
Niebo było nieco zachmurzone, lecz księżyc w kształcie rogalika i tak oświetlał krajobraz. Nasz balkon wychodził w stronę jeziora, które było nieco oddalone, jednak widziałam połyskujące w jego tafli gwiazdy. Byłam bardzo zadowolona z okolicy, szczególnie, że prócz domków letniskowych do wynajęcia, nie było praktycznie nic. Miało to swoje plusy jak i minusy, bo do najbliższego sklepu dzieliła nas ponad mila drogi przez las lub okrężna, dwa razy dłuższa droga samochodem, lecz przynajmniej mogliśmy liczyć na całkowity relaks.
Matulu, gadam jak siedemdziesięciolatka.
— Cholera, prawie nie ma tu zasięgu — mruknął Will, wyciągając w górę rękę z telefonem, jakby to miało mu pomóc w złapaniu zasięgu w środku lasu.
— Wy, bachory, nic tylko w tych telefonach — odparłam gorzko, momentalnie przerażając sama siebie, bo z moich własnych ust wyszły właśnie słowa mojej matki.
Chryste Panie, zaczyna się.
— Wyluzuj, babciu — zaśmiał się chłopak. — Nie tylko w telefonie dziś będę.
Nie miałam zamiaru skupiać się na słowach szatyna, od których aż na dwie mile cuchnęło podtekstem, dlatego też zwyczajnie wystawiłam w jego stronę rękę z wyciągniętym środkowym palcem.
W tym czasie piętro niżej na taras wyszedł Doug z puszką piwa w dłoni i zadarłszy głowę do góry, uśmiechnął się do mnie.
— Co tam, przystojniaku? — rzuciłam zawadiacko, na co chłopak zaśmiał się pod nosem.
— Na stronie tego miejsca czytałem, że przy plaży są prywatne miejsca na ogniska przydzielone do tych domków — poinformował i nagle okno tarasowe pokoju obok się otworzyło, a na zewnątrz wyszedł Sidney.
— Och, hej — przywitał nas zaskoczony, po czym wsunął dłoń z paczką papierosów do kieszeni swoich spodenek. Niezauważalnie parsknęłam śmiechem, bo chłopak chyba nie sądził, że komukolwiek z nas papierosy miałyby przeszkadzać. — Co tam?
— Doug chce, żebyśmy poszli nad jezioro — zrelacjonowałam mu prędko. — Co wy na to?
— Jak dla mnie super pomysł — przyznał, po czym wetknął głowę z powrotem do swojego pokoju, by przekazać wieści Miltonowi. Przy mnie zaś zmaterializował się Will, który wyjrzał przez barierkę balkonu na Douga, a następnie ułożył swój łokieć na moim ramieniu, przypominając mi równocześnie, jak malutkim byłam człowiekiem.
![](https://img.wattpad.com/cover/201010185-288-k623921.jpg)
YOU ARE READING
BAD LOVERS
RomanceMyślałam, że się kochamy, ale chyba nawet tego nie umiemy dobrze robić. *** Po oficjalnym zakończeniu liceum Kate w końcu może odetchnąć i się wyszaleć. A gdzie jest na to lepsze miejsce niż w domku nad jeziorem, z grupą najlepszych przyjaciół i syp...