Rozdział XIV

8.2K 209 28
                                    


                - Carmen, Ivan na pewno, na to wchodzimy! – da się słyszeć radosny ton Iris, kiedy parkujemy przed wesołym miasteczkiem.

Droga do obecnego miejsca pobytu minęła nam bardzo szybko, jednak to nie rozpędziło moich natarczywych myśli, karzących mi rozmyślać nad tym czego też mogła chcieć od Ivana jego mama. Wcześniej próbowałam wyczytać coś z mimiki twarzy bruneta, od razu po tym jak wyszli z domu, nie udało mi się jednak zauważyć nic, co mogłoby choćby nasunąć temat ich rozmowy. Głowiąc się więc i słuchając co jakiś czas komentarzy kłócącego się rodzeństwa przez całą trasę, wpatrywałam się w milczeniu w szybę , nie komentując nawet sporadycznie znajdującej się na moim kolanie ręki bruneta, ponieważ jak mniemałam się domyślać, było to potrzebne do udawania zdrowej i normalnej pary.

Nie mogłam jednak pominąć tego, że nie tylko ja milczałam. Mama Ivana, od momentu wejścia do auta, aż do teraz nie wykrztusiła ani słowa, siedząc w podobnej pozycji do mnie i głęboko nad czymś rozmyślając. Czując coraz większy niepokój, związany z tym, iż zrobiłam coś nie tak i teraz zostanę za to zapewne ukarana, wysiadłam delikatnie, powłócząc nogami i obserwując jak rodzeństwo wzajemnie sobie dokucza.

W normalnych okolicznościach, zapewne ta scena wydałaby mi się nawet urocza, jednak w zaistniałej sytuacji, urocza mogła być tylko Iris.

- Zabawni są, prawda? – podskakuję, gdy słyszę za sobą czyiś głos, szybko jednak się opanowuję, gdy uświadamiam sobie, że to tylko Joanne.

- Z pewnością. – odpowiadam nieśmiało, ukradkiem spoglądając na jej dosyć ładną jak na swój wiek, eteryczną urodę. Spostrzegając, że kobieta, nie ma prawie żadnej zmarszczki, w myślach gratuluję jej młodszej córce genów.

- Odkąd pamiętam zawsze lubili się tak przegadywać. – jej usta rozciągają się w uśmiechu. – Co i tak nie zmienia faktu, że Ivan zawsze był w stosunku do niej bardzo opiekuńczy.

Znając tego człowieka kilka dni wcześniej, zapewne wyśmiałabym kogoś, gdyby nazwał go ,,opiekuńczym'', jednak teraz kiedy zauważyłam jak zachowuje się w stosunku do swojej rodziny, jestem w stanie uwierzyć, że przynajmniej co do najbliższych, jest zdolny zachować, przejawy normalnego, człowieczego zachowania.

- Zapewne każdy brat, stara się tak troszczyć o swoją małą, młodszą siostrzyczkę. – mówię, spoglądając na czubki swoich butów.

- Mówisz z własnych doświadczeń?– pyta, wydając się wyraźnie zaciekawiona.

- Och. – śmieję się delikatnie, nie kryjąc lekkiego zachmurzenia. – Jestem jedynaczką.

- Naprawdę? – kobieta unosi jedną brew, przez co nabieram przekonania, że w ich rodzinie, ten zwyczaj się dziedziczy. – Twoi rodzice nigdy nie planowali, drugiego dziecka?

Rudowłosa trafiając w mój czuły punkt, przywołuje dosyć niemiłe wspomnienia, które na ułamek sekundy, wywołują lekkie szklenie się moich oczu.

 Nie wiedząc co odpowiedzieć, zostaję uratowana, przez niebieskookiego, który wreszcie odrywając swoją uwagę od siostry, skupia się na nas, cofając swoją osobę o kilka kroków wstecz.

- Dlaczego zwolniłyście? – spoglądając na mnie, posyła mi pytające spojrzenie, a ja kręcąc delikatnie głową, niezauważalnie, ścieram jedną łzę, która samotnie spłynęła po moim policzku.

- Tak się wygłupialiście, że razem z Carmen wolałyśmy wam nie przeszkadzać i sobie na spokojnie porozmawiać. - odpowiada zadziornie, na co jej syn posyła jej ,,poważną'' minę.

Na SprzedażWhere stories live. Discover now