Rozdział II

15.8K 369 72
                                    


         Waląc z całej siły i kopiąc w klapę bagażnika, coraz bardziej zalewam się łzami, do tego czując, iż zaczyna mi już brakować powietrza. Wcześniej próbowałam zadzwonić z telefonu po pomoc, jednak ten rozładował się doszczętnie, więc w tym momencie jest całkowicie bezużyteczny.

W pewnej chwili samochód wjeżdża na niezbyt równą drogę, przez co zaczynam podskakiwać i obijać się o wszystkie strony ciasnego pomieszczenia.

Nadal, krzycząc, wreszcie czuję, jak ten zwalnia, a następnie całkowicie się zatrzymuje.

Po chwili słyszę trzask ze strony drzwi kierowcy, na co mimowolnie ogarnia mnie jeszcze większa panika.

Gdy bagażnik otwiera się, a mnie oślepia białe i rażące światło latarki, potrzebuję kilku sekund, aby wszystko ogarnąć.

Przede mną stoi mój oprawca, którego mina wskazuje że wcale nie jest zadowolony.

- Przestań się wreszcie tak drzeć, suko! - wrzeszczy, a ja podskakuję, próbując po raz kolejny nie wybuchnąć płaczem.

Dopiero teraz mogę spostrzec, jak on wygląda. Przeraźliwie niebieskie tęczówki są wbite prosto we mnie, mocno zarysowana szczęka wyraźnie zaciśnięta, a rozwiane brązowe włosy delikatnie opadają mu na czoło. Ponadto jego mięśnie, mocno odznaczające się spod materiału bluzy, są wyraźnie napięte, przez co mimowolnie się wzdrygam. Trzeba przyznać, iż jest on diabelsko przystojny, ale to w tym momencie najmniej mnie obchodzi.

- P... Proszę. - mówię po chwili. - J... Ja nie chcę, ja mam klaustrofobię. - jestem tak roztrzęsiona, że nawet nie potrafię złożyć w miarę spójnego zdania.

Po moich słowach na jego twarzy pojawia się szyderczy uśmieszek, który mrozi mi krew w żyłach. Wolnym ruchem sięga do tylnej kieszeni spodni, a ja obserwując każdy jego ruch, cała sztywnieję, kiedy mam okazję zobaczyć imponujących rozmiarów nóż.

Wybałuszając oczy, kulę się, podciągając kolana pod brodę jednak ten, drugą, wolną ręką, wydziera mnie z bagażnika i zmusza do stanięcia na własnych nogach, aby następnie wbić we mnie swoje obrzydliwe spojrzenie.

Gdy próbuję odwrócić głowę, mocno szarpie moim podbródkiem, na co nie hamując już kolejnych łez, pozwalam, aby zaczęły one strumieniami spływać po moich policzkach, podbródku, by następnie zacząć plamić bluzkę, a także buty, raz moje, raz jego.

- Gówno mnie obchodzi, czy masz jakąś zajebaną klaustrofobię. - z jego twarzy nadal nie schodzi ten szyderczy uśmiech. - Masz się mnie słuchać i robić to, co Ci każę albo inaczej gorzko tego pożałujesz. Chyba nie chcesz, aby taka ładna buźka została oszpecona, co? - po tych słowach, przykłada zimny nóż do mojego policzka, a ja będąc w zbyt wielkim szoku, by cokolwiek mu odpowiedzieć, jedynie, chcę odsunąć swoją twarz od ostrza, jednak coś w wyrazie jego twarzy podpowiada mi, aby tego nie robić.

- Odpowiedz. - dociska nóż, a ja wydając z siebie pisk, modlę się, aby nie rozciął mi skóry.

- Nie. - szepczę.

- Co nie? - unosi jedną brew.

- Nie chcę. - odpowiadam, nie mogąc nic więcej z siebie wydusić.

- Jak widać inteligencja, nie jest twoją mocną stroną. - prycha, a ja spuszczam swoją głowę w dół. - Pakuj się. - wskazuje głową w kierunku bagażnika.

Nie mam pojęcia co w tym momencie we mnie wstępuje, lecz sądzę, że to właśnie klaustrofobia i stalowa nuta w jego głosie, karze mi zacząć uciekać.

Pędem puszczam się w stronę lasu, koło którego mężczyzna zapakował.

- Ty dziwko! - słyszę, po czym zaczyna biec za mną.

          Uciekając po drodze, zahaczam o gałąź jakiegoś drzewa, przy okazji rozcinając sobie kawałek bluzy oraz skórę na ramieniu, lecz w tamtym momencie ignoruję piekący ból i postanawiam dalej biec przed siebie byle tylko zgubić swojego oprawcę.

Niestety w tych ciemnościach nie zauważyłam, konara drzewa, które leży przewrócone dosłownie naprzeciwko mnie.

Upadam, rozdzierając sobie kolana, a także dłonie i wydając z siebie wrzask, spostrzegłam nad sobą jego sylwetkę.

Lekko zasapany, z wściekłością kopie w mój brzuch, a ja łapiąc się w tamto miejsce, wyję żałośnie.

Mocno ciągnie mnie za ramię, na moje nieszczęście te rozcięte i wlecze do samochodu, by następnie z wściekłością, wrzucić mnie do bagażnika.

Przed jego zamknięciem mówi:

- Jeśli dalej będziesz tak robić to zajebię Cię, jak psa dziwko. - trzaska klapą, a ja zaczynam łkać.

Nie w taki sposób wyobrażałam sobie tegoroczne wakacje...

Na SprzedażWhere stories live. Discover now