Rozdział XXIII

6.7K 213 98
                                    

                Gdy parkujemy przed mocno opustoszałym i starannie ukrytym w gęstwinie drzew motelem, od razu wychodzimy z auta i zaczynamy kierować się, w stronę, niewielkich rozmiarów recepcji. Cały ten widok przywodzi mi na myśl scenę z pewnego horroru, staram się jednak odgonić tę myśl i swoją wybujałą wyobraźnię przekierować na inne tory, by jeszcze bardziej się nie stresować, co przy moim obecnym trybie życia, z pewnością nie wyszłoby mi na dobre.

Nasze kroki echem odbijają się wśród nocnej ciszy,  co jest dla mnie nie do zniesienia, przy moim wytężonym słuchu, który w mojej rodzinie jest chyba dziedziczny, ponieważ odkąd pamiętam, zarówno mama jak i tata, nie mieli z nim nigdy żadnego problemu.

Gdy wreszcie po dosyć długiej moim zdaniem i za bardzo powolnej, przez odrobinę kuśtykającego Ivana, wędrówce popycham drzwi, w całym pomieszczeniu rozlega się charakterystyczny dźwięk, małego, metalowego dzwoneczka, który zwiastując nasze przybycie, wydaje charakterystyczne dzwonienie, znane mi z wielu malutkich sklepików w mojej rodzinnej dzielnicy.

Kiedy stoimy w progu, obserwując opustoszałą recepcję, z drugiego, zdecydowanie mniejszego niż te pomieszczenia, wychodzi niska, pulchna kobieta, która na moje oko, może być około czterdziestki.

- Witaj Ivan. - uśmiecha się w kierunku mojego ,,towarzysza'', a ja zdziwiona unoszę brwi, dyskretnie na niego zerkając. 

- Dzień dobry Bridget. - odpowiada jej siląc się na miły i pogodny ton, który totalnie nie współgra z jego grobową miną. - Wiem, że jest dosyć późno ale mam nadzieję, że znajdziesz jakikolwiek pokój dla dwojga osób.

Po tych słowach następuje cisza, a starsza pani, zaczyna obserwować bruneta, spojrzeniem przenikliwych, brązowych tęczówek, które przypominają mi kubek ciepłej, gorącej czekolady. Jej postawa jest rozluźniona, co sugeruje, że czuje się swobodnie w naszym towarzystwie, więc przynajmniej mój porywacz nie musi przejmować się tym, iż ta może podejrzewać, że pomiędzy nami coś jest nie tak, jak być powinno.

- Dzisiaj nie z siostrą? - Bridget, odzywa się wreszcie, nadal posiadając tą charakterystyczną nutkę pogody ducha, w sposobie mówienia. - Czy to inna, równie piękna krewniaczka? 

Zmieszany mężczyzna, zaczyna drapać się po karku, najwyraźniej nie spodziewając się takiego pytania. Szybko jednak się opanowuje, momentalnie odpowiadając: 

- Nie to moja dziewczyna Carmen. - to mówiąc sili się na delikatny uśmiech. - Iris niestety dzisiaj z nami nie ma. Rozchorowała się i na wycieczkę musieliśmy pojechać tylko we dwoje. 

- Wielka szkoda. - w jej głosie słychać szczery żal. - Uwielbiam tą dziewczynę i chętnie wdałabym się z nią w małą pogawędkę.

- Nie wątpię Bridget. - kwituje niebieskooki.

- No cóż trudno. - ta wzrusza ramionami, po czym otwierając małą szafkę za sobą, sięga po zgrabny, srebrny kluczyk. - Dzisiaj nie mamy zbyt wielu klientów, więc pokój dla dwojga nie będzie żadnym problemem. Proszę. - podaje klucz mi, a ja niepewna tego co mam teraz zrobić, przyjmuję go od niej, ku niezadowoleniu mojego porywacza, które rozpoznaję po szybkim przewróceniu oczami. 

- Wypiszę rachunek na twoje nazwisko Ivanie. - zwraca się do mężczyzny. - A teraz zmykajcie, przecież widzę, że jesteście zmęczeni. - ruchem dłoni, wygania nas z pomieszczenia, więc czym prędzej to robimy, ponownie wychodząc na zewnątrz i od razu spotykając się z zimnym jak lód, nocnym powietrzem. 

- Kiedy wracamy do twojego domu? - pytam, aby przerwać milczenie pomiędzy nami.

- Jeszcze nie doszliśmy do pokoju, a ty już chcesz wracać? - parska, wzrok mając utkwiony martwo przed siebie. - Nie wiem, jakoś po południu. - dodaje, gdy zmieszana nic mu nie odpowiadam.

Na SprzedażWhere stories live. Discover now