Rozdział XXV

4.9K 158 22
                                    

               Kierując się we wcześniej wspomniane, przez Ivana ,,tyły ogrodu'', staram się nie zwracać uwagi na jego ponurą i posępną twarz, która zdecydowanie nie wróży nic dobrego. Jednocześnie nie mogę się też nadziwić tym, jaka ta posesja jest duża. Wcześniej, gdy nie miałam okazji wszystkiego dokładnie zobaczyć, wyobrażałam ją sobie raczej, jako jedną z tych przeciętnych, dużą, ale niezbyt dużą, należącą do bogatej rodziny, ale nie aż tak bogatej. Jednak teraz, przemierzając praktycznie całą jej długość, w myślach kpię sobie, że to co brunet nazywa tyłami ogrodu, w rzeczywistości mogłoby posłużyć, za średnich rozmiarów park rozrywki.

- Długo jeszcze? - mówię bardziej sama do siebie, ale jednocześnie wysilam ton mojego głosu na tyle, aby mężczyzna idący obok mnie, go usłyszał.

- Uwierz lepiej dla Ciebie, żeby ta droga trwała w nieskończoność. - odpowiada mi równie cicho, co jest do niego dosyć niepodobne.

- A to niby dlaczego?

Nie doczekuję się niestety odpowiedzi, bo nagle przystajemy i przez chwilę muszę wytężyć wzrok, aby cokolwiek dostrzec, ponieważ w tej części ,,ogrodu'', przypomina ona już bardziej las, który jest na tyle gęsty, by nie przepuszczać zbyt wiele promieni słonecznych, a to skutkuje tym, iż jest tu nadzwyczaj ciemno.

- Przyszliśmy tu żeby pooglądać drzewa? - odzywam się już, odrobinę głośniej niż poprzednio, gdyż po dokładnym zbadaniu terenu nie znajduję na nim nic co byłoby warte uwagi, a przede wszystkim drogi jaką tutaj przebyliśmy.

- Zamknij psyk. - cedzi mężczyzna, a ja przewracam oczyma i już mam mu coś odpowiadać, gdy nagle spostrzegam jak spomiędzy drzew wyłania się jakaś męska sylwetka, na co odrobinę się peszę i robię gwałtowny krok do tyłu, przez co staję niebieskookiemu na bucie, jednak ten w owej chwili zupełnie to igoruje.

- Proszę, proszę. - jegomość coraz bardziej zbliżając się w naszą stronę, robi powolne, niemal kocie ruchy, przez co czuję się tak, jakbyśmy co najmniej byli dwoma kawałkami mięsa, na które pragnie zapolować. - Nigdy nie słyszałem, żeby jakaś kobieta się tak do ciebie zwracała Ivanie.

Dyskretnie zerkam na bok, aby zobaczyć reakcję mężczyzny na te słowa, jednak z szokiem zauważam że ten jedynie spuszcza głowę w dół, niczym posłuszny, mały chłopczyk, zupełnie się nie broniąc, nie obrażając mnie, ani nie robiąc nic ratującego swoją godność, co byłoby dokładnie w jego stylu.

- Tym bardziej, że jest to kobieta, której miałeś się pozbyć szybko, a przywiozłeś ją do swojego rodzinnego domu, robiąc czy tym niemałe zamieszanie. - tym razem i ja zerkam na ziemię, czując, że od tego mężczyzny z pewnością nie emanują żadne pozytywne zamiary, co do mojej osoby.

- To też twój rodzinny dom, tato. - przemawia wreszcie Ivan, a ja w szoku wybałuszam oczy.

Tato? Ten jeszcze gorzej ponury niż on facet, który z całą pewnością wie jakie relacje wiążą mnie z brunetem, jest jego ojcem? Jestem pewna, że gdyby nie twarda ziemia pod moimi nogami i sytuacja, w jakiej się się znajduję, byłabym w stanie teraz wydrzeć się na cały głos, upadając na ziemię. Staram się jednak stać twardo, wzrok mając utrzymany nisko, aby czasem nie spotkać się teraz ze świdrującym mnie spojrzeniem któregokolwiek z nich.

- Jestem w nim tak rzadko, że w sumie nie czuję do niego jakiegoś szczególnego przywiązania. - mogę się założyć, że mówiąc rodziciel Ivana wzrusza ramionami.

- A powinieneś. Iris praktycznie nie wie jak wyglądasz. Mama też z pewnością za tobą tęskni. - po spiętym tonie głosu chłopaka, jestem w stanie wyczuć jak bardzo się stresuje wypowiadając te słowa.

Na SprzedażUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum