Rozdział VIII

11.7K 273 23
                                    

         - Wstawaj. - czuję szturchnięcie w ramię, więc wydając z siebie niezadowolony pomruk, lekko przecieram sobie oczy, po czym otwieram je, od razu zauważając, że na zewnątrz zrobiło się już ciemno.

Poprawiając się na siedzeniu, ściągam koszulkę w dół, spostrzegając, że podczas mojej wcale nie tak krótkiej drzemki, podwinęła mi się do samego pępka, po czym wygładzając włosy, spoglądam w kierunku mężczyzny, który z obojętnym i zmęczonym wyrazem twarzy, w milczeniu obserwuje moje poczynania.

- Wysiadamy. - mówi, kiedy wreszcie zaprzestaję jakichkolwiek czynności i spoglądam na niego w milczeniu.

- Gdzie? - pomimo starań, nie umiem powstrzymać nuty paniki, jaka brzmi w moim głosie.

- Niedaleko tutaj jest mała knajpka, w której można coś zjeść. - wyjaśnia, a kiedy widzi mój niezrozumiały wzrok, wzdycha:

- Nie wiem jak ty, ale ja jestem nieco głodny, więc jak masz zamiar tak siedzieć i się tutaj gapić to rób to sobie sama. - ostatnie słowa wypowiada już nieco ostrzej.

Śmieję się prawie niesłyszalnie, na co brunet unosi jedną brew, co zdecydowanie jest jego największym tikiem nerwowym.

- Wiesz przez kilka dni, prawie głodowałam, a jeść dawałeś mi tylko wtedy, kiedy miałeś odpowiedni humor, więc nie dziw się, że jestem teraz w lekkim szoku. Do tego jesteś w miarę miły, a to również nie zdarza się zbyt często. - zauważam, na co on wyraźnie poirytowany odwraca się do mnie bokiem, sięgając ręką w stronę schowka.

Otwiera go, a następnie szybkim i zwinnym ruchem wyjmuje paczkę papierosów, z której wysuwa dwie nikotynowe bomby.

- Chcesz? - podsuwa mi pod nos jedną z nich, na co ja zdegustowana kręcę głową przecząco. - Twoja strata. - wzrusza ramionami, po czym chowa paczkę do kieszeni, wygrzebując z niej po chwili szmaragdowo-zieloną zapalniczkę, którą podpala kolejną dawkę trucizny, mającą zaraz trafić do jego płuc.

- Nie jestem miły, tylko zmęczony, a jeżeli tak bardzo przeszkadza Ci to, że chcę kupić coś do jedzenia nam oboju, mogę posilić tylko siebie. - dmucha dymem prosto w moją twarz, a ja zaczynając się krztusić, spoglądam na niego z nienawiścią.

- Nie przeszkadza mi jedzenie, chociaż towarzystwo mogłabym mieć trochę lepsze. - odpyskowuję, doskonale zdając sobie sprawę, że mogę zapłacić za to sporą cenę.

- Stul pysk. - rzuca, ale w jego słowach nawet nie czuć złości.

- Otworzyłbyś przynajmniej okno, bo zaraz się tu udusimy. - pouczam go, a ten prychając, otwiera drzwi od swojej strony, po czym wychodząc, odparowuje:

- Nie udusimy, bo wysiadamy, aby coś szybko zjeść, a potem dalej ruszyć w drogę.

Nie odpowiadając mu, niechętnie i dosyć leniwie unoszę dłoń, w stronę klamki, naciskając na nią i już po chwili wdychając świeże, nocne powietrze, które bucha w moją twarz. Pocieram odrobinę ramiona, kiedy odczuwam zimno, spotykające się z moim ciepłym ciałem. Lekko się trzęsąc, wstaję na równe nogi, cichutko zatrzaskując za sobą drzwi.

- Masz. - obok mojego ucha rozlega się poddenerwowany ton, więc podskakując, już mam wydać z siebie pisk, kiedy duża, męska dłoń przykrywa moje usta.

- Cicho idiotko. - warczy, po chwili odsuwając się i zdejmując ze swoich ramion czarną, zapinaną, letnią kurtkę, którą rzuca mi ją prosto w twarz.

Czując się dosyć niezręcznie, trzymam materiał przez chwilę w dłoniach, po czym z ociąganiem, zakładam go na swoje nagie ramiona, od razu wyczuwając jego intensywny zapach. Spoglądam w kierunku niebieskookiego, który teraz pozostał w samym podkoszulku, mocno opinającym jego wyćwiczone ciało.

- A tobie nie będzie zimno? - pytam niepewnie, na co w odpowiedzi słyszę krótki śmiech.

- Nie, nie będzie. - odpowiada, by następnie włączyć w swoim telefonie latarkę, która zaczyna nam oświetlać ciemną i mroczną ścieżkę.

Zaczyna kroczyć dosyć szybkim krokiem, a ja starając się za nim nadążać, niemal biegnę, nie przeszkadza mi to jednak, ponieważ już od dosyć dawna nie miałam okazji, znajdować się na zewnątrz, więc taki spacerek dobrze działa na moje zdrowie.

Mijamy wiele drzew, krzewów i obalonych konarów, aż wreszcie wychodzimy na asfaltową ścieżkę, przed którą mężczyzna przystaje, na co ja nie spodziewając się tego, wpadam na jego plecy, prawie przewracając nas oboje.

- Słuchaj. - zwraca się do mnie, nawet nie komentując mojej niezdarności. - Za niedługo znajdziemy się w barze, w którym zapewne będzie kilku ludzi, więc ostrzegam, żeby nie przyszło Ci do głowy odwalić czegoś głupiego, bo gorzko tego pożałujesz, zrozumiano? - po ostatnim słowie unosi mój podróbek do góry, tak aby nasze spojrzenia się skrzyżowały. - Jeśli będziesz wystarczająco grzeczna i posłuszna tam w środku, postaram się zachowywać w stosunku do Ciebie tak jak dzisiaj, czyli bez żadnych popychań i użycia siły, okej? - przez chwilę mam wrażenie, że zwraca się do mnie jak do małego dziecka.

- Co mi z tego, jak i tak potem sprzedasz mnie do jakiegoś burdelu, gdzie każdy będzie traktował mnie byle jak? - pytam, a w moich oczach zaczynają zbierać się łzy, więc opanowuję się lekko, starając się po raz kolejny przed nim nie rozkleić.

- Coś za coś, co nie? - rzuca. - Wolisz być teraz też traktowana jak szmata, czy jak normalny człowiek? - pyta, a ja nadal patrząc mu w oczy, pozwalam, aby mój głos, stał się odrobinę bardziej łamliwy, ponieważ już nad nim nie panuję:

- A..Ale ja nie chcę. Tak samo, jak każdy mam jakieś plany, marzenia, rodzinę, przyszłość. - całkowicie się rozklejam, lecz nadal nie odrywam swojego spojrzenia od niego. - Ty mi to wszystko odbierasz, bo chcesz zarobić trochę pieniędzy i całkowicie nie obchodzi Cię czy mnie tam zabiją, zgwałcą czy nawet zakatują, bo dostaniesz swoją gotówkę i będziesz miał problem z głowy prawda? Wiem, że zapewne ten mój monolog nie zrobił na tobie żadnego wrażenia tak jak i wszystkie poprzednie, ale po prostu muszę Ci powiedzieć, jak się czuję, żebyś przynajmniej jako starzec uświadomił sobie jakie grzechy popełniłeś i to nie tylko w stosunku do mnie. - ocieram swoją twarz, rękawem, nawet nie przejmując się tym, iż mam na sobie jego bluzę.

- Coś jeszcze masz do powiedzenia? - zagaduje takim głosem, jakby moja rozpacz w żadnym stopniu na niego nie wpłynęła.

- W sumie to tak. - staram się wyglądać dosyć poważnie, lecz nie mam pojęcia jak, wygląda finałowy efekt. - Nie sprawię Ci żadnych problemów, bo wiem, że nie zabijesz mnie, co teraz byłoby dla mnie najlepszym rozwiązaniem, tylko sprawisz, że będę cierpiała tak jak tamta dziewczyna, którą zgwałciłeś w łazience, prawda? - jego wyraz twarzy pozostaje taki sam, więc kontynuuję:

- Mam tylko nadzieję, że za to całą krzywdę, którą wyrządziłeś tym wszystkim dziewczynom i zamierzasz mi, usmażysz się w piekle razem z tym twoim obleśnym kolegą.

Po tych słowach on pierwszy odrywa swój wzrok od mojej twarzy, rozglądając się dookoła, po czym głośno wzdychając, odzywa się:

- Wiesz, że za to wszystko, co teraz powiedziałaś, powinnaś zostać ukarana?

- To mnie uderz, najwyżej się popłaczę. - z moich ust wydobywa się śmiech i z przerażeniem spostrzegam, że jest on nieco dziwny, jakby paniczny.

- Nie mam zamiaru. - wzdycha, po czym łapiąc mnie za dłoń, delikatnie ciągnie mnie w stronę baru, który znajduje się teraz w zasięgu mojego wzroku.

Gdy już jesteśmy na mini parkingu przed wejściem, nagle jego telefon zaczyna dzwonić, więc niecierpliwie wyjmując go, odbiera połączenie, zaczynając po cichu prowadzić niezrozumiałą dla mnie rozmowę.

Odchodzę kilka kroków w kierunku czarnego Audi, kiedy czuję dotyk na ramieniu. Odwracam się szybko, a kiedy spostrzegam tę znajomą twarz, moje serce na moment przymiera.

- Carmen?! - brązowe oczy Clary wpatrują się we mnie z niedowierzaniem. - Wszyscy Cię szukają, gdzie ty się podziewałaś?! - potrząsa moją osobą, przytulając mnie do siebie, a ja w szoku ledwie odwzajemniam jej uścisk.

I w tym momencie zerkam w kierunku mojego porywacza, który kilkanaście metrów dalej, w szoku wpatruje się w moją osobę.

I właśnie kiedy widzę, w jaki sposób na mnie patrzy, przekonuje mnie, że wpadłam w niemałe tarapaty...

***

Będąc z wami szczera, mam wrażenie, że to opowiadanie jest strasznie dziecinne i beznadziejne, bez jakiejkolwiek głębi, którą mają książki, zazwyczaj przez mnie czytane, więc właśnie to jest jednym z powodów dla których rozdziały pojawiają się tak rzadko, ale też ostatnio dopadła mnie blokada twórcza, z którą jako tako staram się uporać. Dajcie znać, czy się wam to podoba i czy to kontynuować, bo przez chwilę miałam nawet ochotę usunąć całą tą opowieść i zacząć wszystko od początku.

Buziaki i do następnego ;* 

Na SprzedażWhere stories live. Discover now