Rozdział XXIV

7.5K 206 61
                                    


          

          Drżącymi dłońmi, odkręcam kurek, a lodowata woda zaczyna lecieć niczym wodospad. Czym prędzej zaczynam myć swoją twarz, nie zwracając uwagi na to, że najprawdopodobniej rozmarzę sobie cały tusz i będę wyglądać jak panda po przejściach.

Co ja najlepszego zrobiłam?

To pytanie kotłuje się w mojej głowie niczym największa katorga. Usta pomimo dokładnego szorowania, nadal mnie pieką, spragnione czegoś, czego już nie mam zamiaru im dać.

Tyle razy śmiałam się z tych wszystkich dziewczyn broniących swoich toksycznych chłopaków, a teraz sama z własnej woli oddałam pocałunek gościowi, który wyrządził mi największą krzywdę psychiczną w moim życiu.

- Jesteś pojebana. - szepczę do odbicia w lustrze, wystarczająco cicho, aby człowiek za drzwiami mnie nie usłyszał. - Totalnie i bezwarunkowo pojebana.

Woda z kranu cieknie nadal, gdy ciamajdowatymi ruchami, zaczynam ściągać z ciebie ubrania, chcąc jak najszybciej ,,oczyścić swoje ciało'', którego dobrowolnie pozwoliłam mu dotknąć. Gdy wreszcie udaje mi się wyswobodzić z tej całej ilości materiału, wskakuję pod prysznic tak szybko, jak jeszcze nigdy.

Ustawiam wodę na najzimniejszą, jaka może być i pozwalam jej swobodnie spływać, aby schłodziła te wszystkie wręcz zagotowane we mnie emocje.

Tkwię tak, mam wrażenie, że wieczność, gdy nagle słyszę, donośne pukanie do drzwi. Przestraszona momentalnie się zakrywam, co jest śmieszne, patrząc choćby na to, że łazienka została przez mnie wcześniej zakluczona.

Niechętnie zakręcam wodę i przez dobrą minutę zbieram w sobie siłę, by w końcu wydusić stłamszone:

- Tak?

Cisza za drzwiami przyspiesza bicie mojego serca, nie jestem jednak w stanie powtórzyć mojego pytania, bojąc się, że mój głos będzie zbyt roztrzęsiony, by zabrzmieć normalnie.

- Nie wzięłaś ze sobą żadnych rzeczy do kąpieli ani do spania. - jego głos powrócił do dawnej barwy obojętności. - Będziesz spała, w tych jeansach?

- Zapomniałam. - przyznaję, przeklinając za to siebie w duchu.

- Otwórz drzwi, to ci je podam. - wydaje polecenie, a ja na nowo czuję ogarniające mnie ciepło, tym razem zażenowania.

- C..Co? Nie. - protestuję zdecydowanie.

- Otwórz kurwa te drzwi albo zrobię to siłą.

Niechętnie wychodzę na zimne kafelki i chwytam ręcznik, który wisi, odkąd tu się pojawiłam. W normalnych okolicznościach, zdecydowanie bym go nie użyła, czując zbyt duże obrzydzenie, tym, iż nie wiem co też wcześniej się z nim działo. Teraz jednak wolę owinąć go wokół swojego ciała i przynajmniej w jakiś sposób poczuć się ,,okryta''.

Upewniając się, że mocno i dokładnie zawiązałam materiał, niepewnie przekręcam klucz, by zobaczyć, jak drzwi otwierają się z dosyć dużą siłą. Mężczyzna, wchodząc, zawiesza na mnie wzrok tylko przez chwilę, by potem rzucić wszystkie moje rzeczy w kąt i wyjść mówiąc:

- Masz kilka minut. Wieczności nie będę czekać.

Gdy znika, opieram głowę o kafelki. Ta ,,relacja'' zdecydowanie staje się coraz bardziej pojebana.

***

          - Wstawaj primadonno, musimy już jechać. - czuję, jak kołdra zostaje ze mnie brutalnie ściągnięta, na co cała się kulę, gdy chłód poranka uderza w moje ciało.

Poprzedniego brunet zadecydował, że oboje będziemy spać na łóżku, abym czasem mu nie ,,spierdoliła'', jak to ujął. Na szczęście podczas snu żadne z nas nie zbliżyło się do siebie zbytnio, przez co można było uniknąć kolejnej żenującej sytuacji.

W milczeniu, siadam, pocierając swoje ramiona. Przez chwilę, patrząc się w podłogę, staram się powrócić do rzeczywistości i gdy w końcu mi się to udaje prędko, chwytam za wcześniej przygotowane ubrania na szafce nocnej i kosmetyczkę, i prędko kieruję się do łazienki, by jak najdłużej pozostać w samotności.

Kiedy jednak muszę już wyjść, po zrobieniu wszystkich porannych czynności i wyszykowaniu się, mogę zastać niebieskookiego, czekającego z grobową miną przy drzwiach.

- Bierz swoją walizkę i chodź. - popycha w moim kierunku przedmiot, a mi cudem udaje się go złapać przed upadkiem.

W normalnych okolicznościach zapewne, bym mu jakoś odpysknęła, teraz jednak nie mam na to zbytniej odwagi.

Po drodze wstępujemy jeszcze do recepcji, by oddać klucz od pokoju, gdzie mężczyzna wymienia parę, sztucznie miłych z jego strony słów, z jak zwykle uśmiechniętą Bridget. Nie trwa to jednak zbyt długo i już po kilkunastu minutach, możemy znaleźć się w aucie, kierując się zapewne do domu bruneta. Przez całą trasę otacza nas grobowa cisza, zakłócana jedynie, dźwiękiem przejeżdżających obok nas, nielicznych pojazdów.

W połowie trasy zaczyna mi burczeć w brzuchu, niestety zarówno on jak i ja nie komentujemy tego incydentu, więc zdaję sobie sprawę, że najprawdopodobniej pierwszy posiłek od prawie dwóch dni, zjem dopiero w domu Ivana.

- Masz się mało odzywać. - mówi ozięble po pewnym czasie, a ja spoglądam w jego kierunku niezrozumiale.

- O co chodzi? - pytam speszona. - Masz na myśli to, co wczoraj zaszło pomiędzy nami?

- Nie idiotko. - parska wrednie. - Masz się mało odzywać, jak już dojedziemy na miejsce, bo ktoś może sobie tego nie życzyć.

Marszczę na te słowa brwi, wolę jednak nie zadawać mu już więcej pytać, w obawie o jego reakcję.

Gdy wjeżdżamy na posesję rodzinną niebieskookiego, parkuje on auto w garażu, po czym widocznie niezadowolony opiera głowę o kierownicę. Ja natomiast obserwuję całe to zjawisko w milczeniu, udając, że mnie tu praktycznie nie ma. Zdążyłam zauważyć, że dosyć często zdarza się mu coś takiego, więc można powiedzieć, że już lekko do tego przywykłam.

- Przed wejściem do domu, musimy iść na tyły ogrodu. - mówi wreszcie, obracając się w moim kierunku.

- A..Ale po co? - teraz już czuję, jak moje serce lekko przyspiesza.

- Zobaczysz. Radzę ci tylko pamiętać, że masz się mało odzywać. Ja wszystko załatwię.

- Nie zrobisz mi krzywdy? - pytam, niczym przestraszone zwierzę przysuwając się bliżej drzwi.

- Nie. Ja przynajmniej nie mam zamiaru. Ale kto inny może już go mieć. - po tych słowach, wychodzi, trzaskając drzwiami, a ja pomimo tego, że nie mam ochoty iść za nim, na trzęsących nogach muszę to uczynić, czując, iż ta decyzja, niekoniecznie skończy się dla mnie dobrze.

***

Krótki, ale taki właśnie miał być. Sądzę, że to, czego potem się dowiemy, zasługuje na osobny rozdział.

Postaram się właśnie, aby na następny rozdział też nie było trzeba czekać jakoś długo.

A jak na razie pozostaje mi tylko życzyć wszystkim, którzy chodzą jeszcze do szkoły udanego ostatniego miesiąca wakacji. ;*

Na SprzedażWhere stories live. Discover now