Rozdział XXVI

8.7K 245 133
                                    


            Z posępnym wzrokiem wpatruję się w swój talerz, czując, że jeśli spróbuję czegokolwiek co się na nim znajduję, nie dam rady wytrzymać i w końcu zwymiotuję, na co mam ochotę odkąd tylko przekroczyliśmy próg tego domostwa. Zupełnie nie podzielam radości Iris, która odkąd tylko zobaczyła swojego ojca, uśmiecha się od ucha do ucha, opowiadając mu wiele anegdot na temat tego co wydarzyło się w życiu jej oraz Joanne. Swoją drogą matka rodzeństwa podobnie jak ja i Ivan milczy, myślami będąc najwidoczniej zupełnie daleko od rozgrywających się tutaj wydarzeń. Pomimo spotkania ze swoim mężem, którego zapewne nie widziała od bardzo dawna, nie można powiedzieć o niej, iż emanuje radością, a wręcz na odwrót.

W moim mniemaniu kobieta wygląda teraz jak ktoś całkowicie zmęczony życiem, co szczerze powiedziawszy nie jest do niej podobne, a przynajmniej nie jest podobne do osoby, na jaką zdążyła wykreować się w moich oczach. Przez jej zachowanie zaczynam czuć się jeszcze gorzej, ponieważ obawiam się, że mogła zauważyć choćby to, jakie napięcie panuje pomiędzy mną, Ivanem, a jego ojcem i zaczęła coś podejrzewać, a jeśli wysnuje swoje wnioski publicznie, najbardziej ucierpię na tym właśnie ja. 

Odkąd wróciliśmy wciąż nie mogę pozbyć się z głowy zdania, które padło w kierunku mojej osoby, gdy znajdowaliśmy się na zewnątrz. Czy Ivan byłby mnie w stanie zabić? Z pewnością tak, ponieważ patrząc na to czym się zajmuje i jak się przy tym zachowuje, takie coś nie powinno sprawiać mu większych problemów. Jednak skupiając uwagę na tym, iż miały pomiędzy nami miejsce sytuacje, które zazwyczaj nie powinny mieć miejsca pomiędzy porywaczem, a jego ofiarą, mogę mieć chociaż cień wątpliwości co do decyzji jaką podejmie brunet i łudzić się, że oszczędzi mój i tak już martwy żywot, znajdując dla mnie jakieś ,,inne zastosowanie''.

Widząc, że przy stole i tak nikt szczególnie nie zaprząta sobie głowy moją osobą, postanawiam zebrać się na odwagę i powiedzieć:

- Jestem zmęczona. Chyba pójdę się już położyć.

I dopiero teraz odrobinę żałuję, że nie zdecydowałam się na dalsze siedzenie w ciszy, ponieważ oczy wszystkich, nawet wyrwanej z letargu Joanne, zwracają się w moim kierunku, a ojciec Ivana zaczyna świdrować mnie na wylot, po raz kolejny, przypominając bardziej bryłę lodu niż człowieka.

- Ależ oczywiście kochanie, masz do tego prawo. - mówi ciepło rudowłosa, poprawiając sobie i tak już starannie ułożone włosy. - Wydaje mi się, że każdy z nas jest dzisiaj odrobinkę wykończony.

Spoglądając w jej kierunku wdzięcznie i za wszelką cenę unikając wzroku jej męża, prędko wstaję od stołu kierując się w stronę schodów, gdy słyszę:

- Pójdę z Carmen. Również nie czuję się najlepiej.

Mocno zaciskam powieki na tą wypowiedź, ponieważ miałam ochotę w ciszy posiedzieć sama, a wychodzi na to, że po raz kolejny jestem skazana na obecność bruneta, wbrew mojej woli.

Czując za plecami jego obecność, powolnie kieruję swoje kroki w kierunku wspólnie dzielonej przez nas sypialni, mając ochotę przez ułamek sekundy skręcić do łazienki. Postanawiam jednak nie być tchórzem i już po chwili znajduję się w pokoju niebieskookiego. W dalszym ciągu ignorując jego obecność, podchodzę w kierunku okna, lekko je uchylając i kierując swoją głowę w stronę gwiazd, mając nadzieję, że chociaż ich widok trochę mnie uspokoi.

On również milczy, stojąc w miejscu, odkąd tylko zamknął za sobą drzwi. Czuję jak wywierca dziurę w moich plecach, jednak nie zamierzam tego komentować, ponieważ przyszłam tutaj po to, aby zaczerpnąć odrobinę spokoju i ciszy i póki tak jest nie zamierzam tego zakłócać, nawet pomimo tego, iż pomiędzy nami panuje dosyć niezręczna atmosfera.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 21, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Na SprzedażWhere stories live. Discover now