Rozdział XIX

7.3K 213 43
                                    


                Trzęsąc się z zimna, stoję pośrodku starych budynków, po jednej stronie mając sadystycznego psychopatę, natomiast po drugiej odrzucającego oblecha. Bliżej trzymam się tego pierwszego, ponieważ on przynajmniej nie wykonuje dziwnych ruchów ręką, w moim kierunku, przez co, nie jest aż tak natarczywy.

- Gdzie on jest? – pyta zirytowany Ivan, a Samuel śmieje się krótko.

- Pewnie szykuje się na spotkanie z najpiękniejszą. – ostatnie słowo mocno akcentuje. – Swoją drogą nie znam drugiego takiego, który by miał aż tak zryty beret jak on.

- Taa. – odpowiada mu krótko brunet. – Ja też.

Po tych słowach, następuje niezręczna chwila, którą przerywa dopiero głośny warkot silnika. Sztywnieję, nie zwracając już nawet uwagi na otaczający mnie chłód i uważnie zaczynam obserwować dwa czarne auta, którą zatrzymują się, prawie, że kilka centymetrów od nas.

Po chwili z jednego z nich, wysiada, barczysty, łysy mężczyzna, który zamykając za sobą drzwi, zatrzymuje się w dosyć sporej odległości od nas. Zaraz po nim z drugiego auta wysiada osoba, którą już znam, czyli dosyć przystojny blondyn, z tajemniczym błyskiem w oku.

- Masz być dla niego miła. – szepcze mi do ucha Ivan, chwytając mnie mocniej za nadgarstek, przed tym, zanim jego ,,kolega'', zbliża się dostatecznie blisko, aby nas usłyszeć.

- Przeprowadziłeś sobie ochroniarza? – parska w jego stronę brązowooki, który nareszcie zaprzestaje stosować jakichkolwiek ruchów w moją stronę.

- To nie jest ochroniarz Samuelu, tylko bliski znajomy. – mówi do niego bardzo oficjalnie. – Cieszę się, że się zjawiliście. Witaj Carmen. – zwraca się do mnie, po czym łapiąc moją dłoń składa na niej krótki pocałunek.

- Czarujące. – nadal sobie z niego kpi, widząc jego uprzejmość w stosunku do mnie.

- Czarująca w tej chwili jest tylko ta kobieta. – to odpowiadając uśmiecha się szelmowsko w moim kierunku, a ja nie mając pojęcia co z siebie wykrztusić, jedynie stoję w miejscu jak słup soli i przypatruję się całej sytuacji, nie wiedząc nawet co myśleć.

- Powiedz lepiej po co nas tutaj sprowadziłeś. – odzywa się wreszcie mój oprawca, patrząc na niego morderczym wzrokiem.

- A tak. – opanowuje się wreszcie, przestając interesować się moją osobą i wreszcie skupiając swoją uwagę na sytuacji, w której się znaleźliśmy. – Uciekasz przede mną Ivanie, mam rację? – pyta, nadal jak na ironię życzliwie się uśmiechając.

- Zdaje ci się. – zbywa go brunet. – Przecież gdybym przed tobą uciekał, nie byłoby mnie tutaj, prawda?

- Zawsze lubiłeś zgrywać twardziela. – śmieje, się nadal nie tracąc nad sobą panowania. – Ale przechodząc do rzeczy, sprowadziłem Cię tutaj, aby wytłumaczyć Ci raz na zawsze, że przede mną nie ma ucieczki. I choć Cię lubię, w tej sytuacji to przestaje być ważne. Jesteś mi coś winien, pamiętasz? – na te słowa niezrozumiale marszczę brwi, ponieważ na ten temat jakiejś ,,spłaty'', nic nie słyszałam.

- Ale na pewno nie za taką cenę. Drobna przysługa nie równa się z tym czego teraz ode mnie wymagasz. – słuchając tej wymiany zdań, mam coraz większy mętlik w głowie, który z kolejnymi słowami jeszcze bardziej się pogłębia.

- Problem z tym, iż jako prawdziwy przyjaciel, przejmując się moimi uczuciami, powinieneś mi pomóc i ulżyć w moim cierpieniu, prawda Ivanie? – pyta retorycznie. – A tak się składa, że moim jedynym ratunkiem jest właśnie ona. – wskazuje na mnie skinieniem głowy

Na SprzedażWhere stories live. Discover now