12. Smakujesz tak cholernie wspaniale.

1.9K 93 93
                                    

Podjeżdżamy pod jedyną znaną mi tutaj dzielnicę. Motor zwalnia, a starsze panie wyglądają za okien, kiedy turkot silnika ich zaciekawia. Trzymam się jeszcze chwilę jego tułowia, kiedy zatrzymuje pojazd do zera, abym mogła zejść.

- Dzięki.

- Za co? - zapytał.

- Za odebranie mnie, odciągnięcie tego chłopaka i za to ostatnie miejsce. - Zdejmowałam kask z głowy. - Mam dalej wymieniać?

- Rozumiem. - Odchylił szybkę swojego kasku. - Nie ma sprawy.

Kierowałam się w stronę drzwi, z dziwnymi myślami, które ogarniały cały mój umysł. Szczerze, nie wiedziałam do końca, na której się skupić, bo wszystkie się między sobą przepychały i nie dawały żadnej górować.

- Madison - krzyknął za mną.

Odwróciłam się, aby ujrzeć jak zdejmuje kask i zaczyna kontynuować.

- Jak długo tu jeszcze zostajesz?

- Do końca miesiąca. - Było mi tu dobrze i żyłam pełnią życia chociaż przez chwile, ale nie mogę tu zostać do końca wakacji. - Czyli jeszcze tydzień.

- Może wyjdziemy gdzieś wieczorem? - Jego pytanie wywarło na moim ciele gęsią skórkę, której się nie spodziewałam, tak samo jak tej propozycji.

- Um, jasne - odpowiedziałam, po chwili ciszy. - napiszę do ciebie. - Z tymi słowami machnęłam mu ręką i weszłam do domu przyjaciółki.

Uderzyłam plecami o drzwi i zamknęłam oczy, głośno oddychając. Gdy je otworzyłam, stała przed mną zadziornie uśmiechnięta blondynka, która była w piżamie, ale nie wyglądająca jakby  wstała przed chwilą, na mocnym kacu. Założone ręce na jej torsie mówiły same za siebie. Pokręciłam głową i ściągnęłam buty wymijając ją. Nie wiem co jest ze mną nie tak. Wracam o siódmej rano, z chłopakiem, którego poznałam dwa tygodnie temu. Pije, co jest kompletnie do mnie nie podobne, ale zauważyłam, że jednak potrzebne. Czuję się lepiej, mogę zapomnieć i się nie przejmować, mogę odpuścić, myśli o tym o czym nie powinnam, albo może o kim...

- Nic nie powiesz? - Usłyszałam zza pleców kiedy wchodziłam do mojego tymczasowego pokoju.

- Nie mam o czym mówić. - Usiadłam na łóżko i podłączyłam telefon do ładowania.

- Chyba żartujesz! - Stanęła opierając się o framugę  drzwi. - Wracasz teraz do domu z Olivierem. Z Olivierem! - podkreśliła osobę, z którą spędziłam noc.

- Odebrał mnie po tym, jak Erick cię zabrał, później pojechaliśmy na małe jedzenie i oglądaliśmy wschód słońca - powiedziałam, gdy się rozbierałam z kurtki, unikając jej wzorku. - nic szczególnego.

- To było bardzo szczególne!

Kazałam jej dać spokój na jakiś czas, bo sama nie wiedziałam jak się czuje, byłam zmęczona, więc też poprosiłam żeby dała mi się przespać, uprzednio pytając czy pogodziła się z chłopakiem. Wiadomość, że się pogodzili, ale nie wiedzą jak sobie poradzić z jedną sprawą z jednej strony mnie uszczęśliwiła, a z drugiej zastanawiała, czy mówi o tej co Olivier.  Gdy mnie zostawiła w pokoju, ustawiłam budzik na dziesiątą i pogrążyłam się w śnie.

Wydzierający się budzik nie umilił mi pobudki. Na ślepo wyłączyłam telefon i przetarłam oczy siadając na łóżku. Boże jestem bardziej zmęczona niż byłam rano. Rozejrzałam się po pokoju, nie wiedząc czego szukam, moje oczy zatrzymały się na różowej desce do jeżdżenia. Kompletnie zapomniałam jak bardzo obie lubiłyśmy na nich jeździć. Dotąd mam bliznę na kolanie, która zrobiła mi się kiedy wywaliłam się zjeżdżając z górki. Pamiętam, jaka przejęta była Rose, gdy straciłam na chwilę przytomność, ja za to byłam bardzo roześmiana, póki nie zwróciłam uwagi na lejąca się krew z moich przetartych kolan. Z wspomnień wyrwało mnie pukanie, nie zdążyłam odpowiedzieć bo drzwi się same otworzyły.

Don't let me dieWhere stories live. Discover now