3.Jesteś popierdolony, Jacob!

2.3K 90 76
                                    

Pod sam koniec lekcji drzwi uchyliły się, a do klasy wszedł Jacob. Podniosłam głowę z nad książki tylko, gdy  usłyszałam ten ochrypniętym głos. W czarnych przetartych jeansach i szarej slimowej bluzce usiadł w ostatniej ławce, rzucając plecak pod nogi biurka. Skanowałam go od dołu do góry, dlatego na samym końcu zauważyłam podbite zielone oko i rozwalone na każdą stronę włosy.

Obserwowałam go przez resztę lekcji, mam nadzieje, że chociaż wyglądało to dyskretnie. Leżał przez większość czasu na ławce, chowający twarz w rękach. Może wpadł w jakieś tarapaty? A może ma jakieś nie legalne interesy? Moje przemyślenia rozwiał dzwonek na przerwę. Zaczęłam się pakować, gdy nagle Jacob wyparował z klasy z hukiem, każdy rozejrzał się po sobie.

Otrząsnęli się i wyszli normalnie z klasy, wiedzą że nie ma co się mu przeciwstawiać ani go bardziej drażnić. Moja ciekawość sięgnęła zenitu i musiałam się dowiedzieć o co chodzi. Podbiegłam do niego, a przyznam, że kondycję mam bardzo słabą, więc zmęczyłam się po kilku metrach. Kierował się na przystanek, a ja i tak szłam w to samo miejsce, więc już zaczęłam podtrzymywać mu kroków.

-Co ty chcesz?- warknął, spoglądając na dół, bo górował nad mną chyba z dwadzieścia centymetrów.

-Co ci się stało?-zapytałam zwijając rękawy bluzki.

-Nie powinno cię to interesować.-syknął. Naprawdę nie potrafiłam wyczuć jego emocji.

-Wszystko okej?- kontynuowałam swoje śledztwo nie zważając na jego reakcje.
Nie odpowiedział. Jak doszliśmy na przystanku, stanął w lekkim rozkroku, jedną rękę włożył do kieszenie spodni, a drugą przeczesał włosy.

Naprawdę wyglądało to seksownie. O czym ja myślę Boże!

Autobus podjechał, a on wsiadł pierwszy. Nie wiem od kiedy stałam się taka odważna ale uznałam, że dalej muszę się dowiedzieć co się dzieje. Podeszłam do niego, a on siedział jak zwykle rozłożony na dwa miejsca i z opartym łokciem o ramę okna, podtrzymując dłonią głowę.

-Mógłbyś?-pokazałam ręka na jego nogi. Przeleciał wzrokiem po miejscach w autobusie, tylko moje było wolne.

- Wróć na swoje miejsce.- wyjął telefon z kieszeni i zaczął suwać palcem po ekranie. W tym samym czasie weszła do środka jakaś pierwszoklasistka, która zajęła moje miejsce.

-Jak widzisz wszystko jest już zajęte, a ja stać nie dam rady. Posuń się.- podniósł zielone oczy znad telefonu na dziewczynę, przez którą musiałam z nim usiąść tak czy inaczej. Wrócił znowu do przeglądania telefonu, a ja czekałam aż ulegnie. Ale w końcu zsunął nogi, wystarczająco na tyle, żebym mogła usiąść obok.

-Jacob ja...

-Daj mi spokój!- przerwał mi, słychać było nutę gniewu w jego głosie. Widziałam, że chce odpalić muzykę na komórce, więc złapałam za jego kciuk suwający po ekranie.

-Chciałam tylko powiedzieć... ja nie chce ingerować w twoje sprawy, ale możesz ze mną pogadać-puściłam jego palec, a on od razu spojrzał na mnie i parsknął śmiechem.

-Jesteś żałosna, żałosna McKenzie.- zazwyczaj nie przejmuje się takimi komentarzami, ale muszę przyznać, że coś ukuło mnie w środku.-zaprosiłem cię raz na imprezę, a ty uważasz się za moją przyjaciółkę? Nie lubiłem cię i dalej nie lubię.-poczułam dziwne uczucie upokorzenia.

Don't let me dieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora