4.A dla ciebie, Jacob to bratnia dusza?

1.9K 87 90
                                    

Z bitwy w mojej głowie pt. "Co on odpierdala i czy coś do niego czuje" wyrwało mnie pukanie w drzwi kabiny.

-Dajcie mi spokój!- krzyknęłam chowający twarz w ręce.

-Ale Madison...- dziewczęcy głos zaczął coś mówić.

-Zostaw mnie!- przerwałam jej.

-Dyrektor Cię woła...- dokończyła.

Podniosłam głowę, patrząc na zamknięte drzwi kabiny. Nie miałam siły z nikim dyskutować, dlatego syknęłam:

-Pierdole tego dyrektora.

-Dobrze to wiedzieć.- Usłyszałam niski i zmęczony głos. No i po mnie. Otarłam policzki i wstałam odchylając drzwi kabiny.

-Przepraszam Panie dyrektorze. To wybuch emocji...- stałam pośrodku łazienki z spuszczoną głową. Jeszcze brakowało mi zawieszenia. 

-Dziś nie będziemy o tym rozmawiać, dzwoniła twoja mama. 

-Moja mama?- podniosłam wzrok na Pana Walkera, który stał z założonymi rękami na piersi.

-Tak Panno Mckezni, kazała Cię zwolnić i jak najszybciej wrócić do domu.

-Oh. Dziękuje.- byłam zdezorientowana, Amber nie kazałaby mi opuszczać lekcji z byle jakiego powodu. 

Może coś się stało tacie, albo George'owi. Wyszłam od razu z łazienki kiwając głową w stronę urażonego przeze mnie pedagoga. Szybko wyjęłam z szafki książki potrzebne mi na czwartek i ruszyłam w drogę powrotną. Musiałam przejść przez podwórze, na którym był Jacob. Nie wiedziałam w jakim jest teraz nastawieniu, wolałam nie ryzykować nawet patrząc się na niego.

-Gdzie się wybierasz?- usłyszałam zza pleców. Nie odpowiadałam i szłam dalej.-Ej lekcje się nie skończyły.

Nie reagowałam, było mi tak ciężko się powstrzymać od wyżycia się na nim za to jak mnie potraktował. Usłyszałam jak zeskoczył ze stołu, na którym siedział. 

-Nie ignoruj mnie do kurwy!- krzyknął tak mocno, że aż instynktownie się zatrzymałam. Odwróciłam się, zauważyłam, że nie tylko on się na mnie patrzył, chyba wszyscy na placu zwrócili na mnie uwagę, której naprawdę teraz za nic nie pragnęłam.

Widziałam w jego oczach złość, może nawet żądzę? Miał zaciśniętą szczękę.
Nie dałam rady nic powiedzieć, moje zaszklone oczy po prostu się wpatrywały bezczynnie w jego. Gdy zauważył, w jakim jestem stanie, oczy mu złagodniały, wydawały się nagle puste.
Zaraz miałam się rozpłakać, dlatego odwróciłam się raptownie, przyciskając książki do piersi, ruszyłam dalej.

Droga zajęła mi naprawdę może z piętnaście minut, gdzie zazwyczaj idę dwa razy więcej. Nie wiem czy to przez emocje, które wywarł na mnie ten palant, czy przez niewiadomą, która mnie oczekiwała na miejscu.
Stanęłam przed domem, samochody były na miejscu, więc rodzice byli w środku. Chciałam wejść od razu, ale zatrzymał mnie widok odbijającego się w oknie kuchennym, mężczyzny w średnim wieku, który ubrany był w elegancki, czarny garnitur. O co tu może chodzić? Naprawdę nie przychodziło mi nic do głowy.

Po uspokojeniu się otworzyłam drzwi. Tata opierał się o blat gryząc paznokcie, robi tak tylko, gdy jest naprawdę zdenerwowany.
Mama rozmawiała z tym facetem. 

-O co chodzi? Gdzie jest George? - stałam ciągle w drzwiach, nie odważyłam się wejść dalej. Najciemniejsze scenariusze chodziły mi po głowie.

-Jest na górze, nic mu nie jest.- rzucił tata przesuwając się do mnie. Przytulił mnie, był naprawdę rozdrażniony, ale bezradny.- Pamiętaj, że ja tego nie chciałem i dalej nie chce.- pocałował mnie w czoło.

Don't let me dieWhere stories live. Discover now