Rozdział 5.

911 97 192
                                    

Perspektywa: Thomas.

- Stało się coś? - zapytał po chwili, a ja wyrwałem się z letargu, gdy wpatrywałem się w jego oczy jakiś czas, jak w najpiękniejszy obraz. Chłopak uśmiechnął się beztrosko i od razu mogłem stwierdzić, że ma wesołe usposobienie. Chuj tam, że nawet go nie znam. Na pierwszy rzut oka właśnie taki wydaje się być, nieprzejmujący się niczym, wesoły oraz pogodny, ponieważ nawet w takiej kryzysowej sytuacji, jak ta, z jego buzi nie schodził uśmiech. 

Ideał.

To jest po prostu ideał.

- Nie... To znaczy tak. - powiedziałem odruchowo, ale po chwili zmieniłem zdanie i postanowiłem, że opowiem to, co się odjebało w moim domu nieznajomemu chłopakowi i być może on mi pomoże. Nieważne, że ja go w ogóle nie znam, ale skoro rodzice się na nas wypięli, to muszę gdzieś szukać pomocy, a że ten boski chłopak sam się na mnie napatoczył, no to już jego wina i ma problem, bo tak łatwo się mnie nie pozbędzie. Fabio Fiut zabrał mi telefon, Scotta związał, a Sebastian to nie wiadomo nawet, czy żyje, bo po nim ani śladu. Muszę ich ratować, jak na dobrego braciszka przystało. 

- Co się stało? Opowiesz mi o tym? - odpowiedział radośnie, przeczesując swoje bujne i rozczochrane włosy. Podziwiam go za to, że potrafi tak bez skrępowania się szczerzyć, gdy człowiek przeżywa kryzys, chociaż w sumie, to on nawet nie wie, co się stało, więc można mu to wybaczyć. Czułem, że robi mi się gorąco, bo od jakiegoś czasu podobali mi się tacy pewni siebie szatyni, jak on. Przy nim zaczynałem tracić głowę, nie potrafiąc złożyć nawet najprostszego zdania, ale nic na to nie poradzę, że chłopak tak na mnie działa. 

Boski, po prostu zesłany przez Boga specjalnie dla mnie.

Muszę przestać oglądać babskie komedie romantyczne, bo mi już odbija. 

- Oj, wiesz co, nie wiem, czy to dobry pomysł. - rzekłem, nie wiedząc, co mi strzeliło do łba, bo zachowuje się w tym momencie jak jakiś niedojebany umysłowo. Zacząłem się niespokojnie kręcić w miejscu, co chwilę zerkając na nasz dom, a moje serce trochę przyśpieszyło ze stresu, bo ja wciąż nie wiem, co się dzieje ze Scottem. 

- Dlaczego? - spytał, po czym zmieszał się i przybrał pozę myśliciela. - No tak, nie znamy się w sumie, to nic dziwnego, że nie chcesz mi zaufać. To może tak. Ja się przedstawię na początek, a potem Ty i dalej będziemy myśleć, co zrobić w tej sytuacji? - zaproponował nieznajomy, a ja ucieszyłem się, że pozna jego imię. 

- Okej, może tak być. - przystałem na jego propozycję. Myślę, że gdyby zaproponował mi randkę, albo chociaż spotkanie zapoznawcze, to bym bez skrępowania nie odmówił. 

- No więc ja nazywam się Sti... ekhem, znaczy Dylan. - powiedział, jak by symulując kaszel? Nie wiem, może on naprawdę się zachłysnął z wrażenia. No nic, nie ważne. Nie miałem zamiaru tego wybitnie analizować, bo byłem oczarowanym tym, że nieznajomy stał się teraz moim znajomym. Wiem o nim jedynie tyle, że ma na imię Dylan i jego imię świetnie pasuje do mojego, dlatego stwierdzam, że byłaby z nas idealna para. 

- Jestem Thomas. - odparłem z dumą w głosie, bo chciałem wydać się być pewną siebie osobą i jakoś oczarować nieznajomego, choć nawet nie wiem, czy on gustuje w chłopcach, czy woli dziewczynki. Mam jednak nadzieję, że się z nim umówię na randkę. Będę musiał wykombinować, jak zdobyć od niego numer telefonu. 

- Tommy... Bardzo ładnie imię. Podoba mi się. - rzekł, a ja prawie padłem na zawał, gdy posłał mi boski uśmiech, a fakt, że podoba mu się moje imię, doprowadzał mnie do euforii. Zatracony w nieziemsko przystojnym Dylanie, przypomniałem sobie, że miałem wykonać misję ratunkową, a moi bracia są w niebezpieczeństwie. 

Moja niania jest gangsterem | Jescott, Dylmas, Derestian & BriamWhere stories live. Discover now