Rozdział 21.

536 52 32
                                    

A dzisiaj będzie długo wyczekiwana perspektywa...

Perspektywa: Liam.

Dzisiejszy dzień w budzie bym ocenił następująco: dzień jak co dzień, czyli chujnia po całości. Usiadłem pod salą od biologii i wyjąłem podręcznik, bo dzisiaj mamy mieć jakiś sprawdzian. Nawet nie wiem z czego, bo mnie to szczerze powiedziawszy jebie, no ale chociaż poudaję, że się uczę i może uda mi się ściągnąć na dopuszczalną. W głowie mam poważniejsze problemy, niż zajmowanie się jakimś testem. Jak dostanę kolejną lufę, to świat się nie zawali. Przecież wszystko można poprawić, to po co ta spinka. Szkoda tylko, że Andersonów zawiesili, bo tak to chociaż można było porobić sobie pizdę w szkole, a tak jestem sam.

Eh, co za życie. 

Otworzyłem podręcznik, ale oprócz obrazków nic mnie w nim nie zainteresowało, chociaż przyznam szczerze, że fotografie jakichś układów krążenia, czy czegoś tam też nie należą w kręgu mych zainteresowań i pasji. Stwierdziłem, że może pouczę się z zeszytu, no ale umówmy się, że ja nigdy nic nie notuje, bo wolę w tym czasie pooglądać serial, albo chociaż popisać na Messengerze.

Kurwa, i co teraz?

No dobra Sezamie, trochę przypał, ale jakoś trzeba z tego wybrnąć. 

Zobaczyłem, że nieopodal sali na ławce siedzą trzy kujonki, więc powołując się na swoją niezwykle wysoką aparycję i zabójczo czarujący uśmiech, podejdę do nich i poproszę o zeszyt. Tak też zrobiłem i poszło jak z płatka. Teraz mam kompleksowe notatki, więc zrobię sobie zdjęcia, a potem będę liczył na cud, że jakoś ściągnę, no ale żeby nie było, mam trzy minuty, więc poczytam coś, bo i tak nie mam z kim pisać. Mój czarujący Bercik jest zajęty i mówił, że odpisze jak będzie miał chwilę, więc no kurwa, muszę się pouczyć.

Westchnąłem zirytowany, gdy otworzyłem zeszyt, bo nie rozumiałem kompletnie nic, a nic z tego, co jest tu napisane. To jest po prostu jakaś czarna, złowieszcza magia, czy coś, to brzmi gorzej, niż jakieś klątwy, albo język niemiecki, słowo daję. Nie wiem po cholerę mam się tego uczyć, no ale niech będzie.

- Ja pierdole, po co mi to, Boże, no kto wymyślił taki durny program nauczania. - powiedziałem sam do siebie, zakrywając twarz zeszytem w nadziei, że ta wiedza jakoś mi sama do głowy wejdzie, no ale to na nic. Pech chciał, że niestety facet od biolki musiał już przyjść na zajęcia, a przecież jest minuta przed czasem. Co za nadgorliwy typ. 

- Panie Dunbar, jakiś ma Pan problem do mojego przedmiotu? - zadał pytanie dość surowo, posyłając mi wrogie spojrzenie, a ja zakryłem usta, które wykrzywiłem w grymasie, no bo mam już wystarczająco przejebane na tej biologii, podobnie jak Thomas, bo oboje mamy dość chujowe oceny. Tylko Sebastian się jakoś trzyma, ale on ma za to przypał z babą od geografii, no ale facetka jest dość młoda i widać gołym okiem, że Seba wpadł jej w oko, no ale on jest gejem i jej nie chce, więc ta dziwka się na nim mści za to. Wstrętna, niedoruchana sucz, ale no cóż, takie życie. Scott zaś nie umie w matematykę, więc ja już nie wiem, co jest z nami nie tak, ale no po prostu moim zdaniem ten program ssie pałę, a nie my. My jesteśmy zajebiści i w ogóle, ale że kazali się takiego gówna uczyć, no to już pretensje do rządu, że uczniowie sobie nie radzą. 

- Nie, nie, skądże... - odpowiedziałem i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Nauczyciel posłał mi niezadowalające spojrzenie i kazał mi wejść do klasy. No cóż, mam nadzieję, że jakoś przetrwam ten przedmiot, bo potem już mamy wolne, bo nie ma zajęć. Facetka się rozchorowała, więc odwołali nam literaturę. Myślę, że koło dwunastej powinienem dotrzeć do domu Andersonów, bo muszę zobaczyć, co tam się odpierdala, a ponoć jest gruba akcja, skoro Scott pisze ze starego numeru o drugiej w nocy.

Moja niania jest gangsterem | Jescott, Dylmas, Derestian & BriamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz