Rozdział 7.

865 96 146
                                    

Perspektywa: Sebastian. 

Znudzony jaraniem zioła na dachu postanowiłem, że z powrotem wrócę do swojego pokoju i pójdę pograć na kompie w jakąś strzelankę. Cieszyłem się, że patent z wychodzeniem przez okno się udaje, bo ani starzy, ani nikt inny się nie kapnął, że w ten sposób bardzo często uciekam z chaty, gdy dostaję szlaban, albo chcę uniknąć zbędnych pytań ze strony domowników. Mój pokój jest położony akurat w tej lepszej części domu, z tyłu, gdzie nawet nie będzie mnie widać od strony ulicy, bo dach nie jest stromy. Można po nim kawałek przejść lub usiąść i spokojnie zapalić, a potem po grubej gałęzi dostać się do pnia drzewa i z łatwością z niego zeskoczyć. Ponadto rodzice nie są zwolennikami jarania maryśki, więc tym bardziej ten ratuje mi życie.

Teraz ich nie ma, więc chuja mi mogą zrobić.

Kiedy już wszedłem z powrotem do pomieszczenia, to coś mi tutaj ewidentnie nie pasowało. Drzwi od mojego pokoju były otwarte na oścież, a nie przypominam sobie, abym je zostawiał uchylone. Ktoś tutaj ewidentnie musiał być, bo same by się przecież nie roztworzyły. Pomyślałem, że być może któryś z braci do mnie wpadł i mnie nie zastał, ewentualnie był to ten pojebany opiekun. Dobrze, że nikt nie wie o tym, że często wypierdalam z domu tym oknem, nawet moi bracia. Wolę, aby to pozostało moją słodką tajemnicą. 

Czułem się jakoś dziwnie zaniepokojony, więc postanowiłem, że sprawdzę, czy u braci wszystko jest okej. Wyszedłem z pokoju, po cichu rozglądając się dookoła, bo miałem jakoś obawy, co do tego palanta, który ma się nami opiekować. Na początku nie przejmowałem się nim, no bo co taki wojskowy typ może nam zrobić, ale w sumie tacy niepozorni są najgorsi. Miałem naprawdę złe przeczucia, a rzadko kiedy je miewam. 

Wszedłem do pokoju Thomasa po cichu, ale nie zastałem go tam, więc czym prędzej skierowałem się do lokum Scotta, ale jego również tam nie było. Ścisnął mi się trochę żołądek ze stresu, bo to dziwne, że nie ma ich u siebie. Scott praktycznie ciągle robi coś na laptopie, a Thomas wisi na telefonie, więc nie wierzę w cuda, że poszli na zdrowy spacerek. Kiedy wyszedłem z powrotem na korytarz, postanowiłem wsłuchać się w dziwne dźwięki dobiegające z dołu. 

Kurwa, co to jest?

Duchy?

A może jakiś dziwny byt szaleje w salonie?

Podszedłem do balustrady schodowej i wychyliłem się, ale na dole nic nie widziałem, bo salon z kuchnią zaczynały się niestety głębiej. Widoczność z tej perspektywy była marna, można by nawet powiedzieć, że zerowa. Zmrużyłem oczy, jak by coś miało mi to pomóc i próbowałem przenalizować, co się tam dzieje. Co jakiś czas do moich uszu dobiegał dźwięk walenia w drzwi, a także jakieś burczenie, warczenie, ciężko mi to określić, zwłaszcza że się trochę zjarałem i nie miałem pewności, czy to wszystko jest prawdziwe, lecz ostrożności nigdy za wiele.

Kurwa, to serio mogą być duchy.

Nigdy nie wiadomo, czy nasza chałupa nie stoi na pradawnym, indiańskim cmentarzysku.

Jakieś burczydło znajduje się na dole, a w dodatku słuchać pukanie do drzwi, a to nigdy nie wróży dobrze.

Ja pierdole, a co jak moich braci porwały jakieś dziwne byty?!

Zacząłem powoli schodzić w dół, bojąc się czegoś, czego tak naprawdę pewnie nie ma. Sam już nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim sądzić, ale w horrorach, to wszystko też się tak zaczyna. Główny bohater zostaje sam, a jego przyjaciele, rodzina zostają porwani, a potem wymordowani. Ja już znam te tricki tych wszystkich zjaw. Zatrzymałem się na chwilę, po czym pierdolnąłem się w łeb ręką, bo od tego zielska zaczyna mi odwalać. Mimo wszystko odczuwałem niepokój, że niewidzialne byty penetrują nasz dom, ale w pewnym momencie gwałtownie się po raz kolejny zatrzymałem, gdy usłyszałem jakieś kroki, a po chwili czyjś głos.

Moja niania jest gangsterem | Jescott, Dylmas, Derestian & BriamWhere stories live. Discover now