Rozdział 14.

774 79 147
                                    

Perspektywa: Dylan. 

Dosłownie przysypiając na kanapie usłyszałem, jak z góry po schodach zbiega dość energicznie Jeff. Uchyliłem delikatnie powiekę i byłem zdumiony, skąd on ma tyle energii, bo szczerze powiedziawszy, ja po trzech mocnych kawach jestem totalnie wyjebany z kapci, a on nie dość, że ma dużo wigoru w sobie, to jeszcze jest ode mnie starszy, co mnie całkowicie zaskakuje. Umówmy się, że to ja powinienem być tak pełen życia, a nie on, a czuję się jak osiemdziesięciolatek, który nie ma siły nawet pójść do kibla. 

To pewnie wszystko przez te piekielne 5G.

Powymyślali jakieś gówno i teraz każdy na tym cierpi.  

- Dobra, dość tego opierdalania się. Mamy do przedyskutowania jeszcze poważne kwestie i musimy to zrobić dzisiaj. - powiedział Jeff, klaszcząc w dłonie, a ja nawet nie ruszyłem się o milimetr z kanapy. Spojrzałem na niego kątem oka i podziw dla jego energii połączonej z chęcią do życia był dla mnie nie do pojęcia. Nie wiem, jak on to zrobił, ale ja też bym się tak chciał cieszyć wszystkim, serio. Chociaż w sumie jak bym był bossem gangu i miał wafli od wszystkiego, to i może bym się wysypiał, był radośniejszy, a przede wszystkim żywszy. Ogólnie, to dobrze, że Derek zaczął z nim rozmawiać, to chociaż mogłem się na pięć minut zdrzemnąć. 

Lepszy rydz, niż nic.

- Kurwa, chłopie, jest prawie pierwsza w nocy, a Ty chcesz o tej godzinie coś analizować? Pochrzaniło Cię? Jestem już zmęczony i nie mam siły na prowadzenie dyskusji. Nie może to poczekać do rana? - spytał się całkowicie poważnie, stukając palcem w tarczę zegarka założonego na ręku, a ja starałem się słuchać, o czym będą gadać, ale na ile mi to wyjdzie, to nie mam pojęcia. Fabio coś tam burknął, że jak Miguel ma problem, to on się sam tym zajmie, bo w tym gangu, to każdy ma ze wszystkim problem i ogólnie, to zaczęli się na siebie wydzierać, a ja korzystając z tego, że jest chwila wolności, zamknąłem oczy. Jedyne, co pragnę w tym momencie, to pójść kurwa spać, ale nie bo przecież wielce szanowny Jeff odpierdala jakiś szajs i każe nam się zająć myśleniem. 

Myśleniem. Myśleniem kurwa o pierwszej w nocy. Kto to widział takie rzeczy ja się pytam?

I na chuj mi był ten gang, Boże. 

A mama mówiła, żebym się uczył i poszedł na studia, to bym jakimś lekarzem może został, albo prawnikiem, ale nieeee, po co, przecież ja zawsze wiedziałem lepiej, więc zostałem zwerbowany do zorganizowanej grupy przestępczej i teraz mam za swoje.

Zachciało się być gangsterem, kurwa.

Ale chociaż stać mnie na nowe BMW z salonu w tym wieku, bo w normalnej pracy, to bym tyrał do śmierci i gówno z tego miał.

- Żebyś kurwa wiedział, bo to jest ważne i należy to omówić TERAZ. - warknął wkurzony Jeff, akcentując to, jak bardzo mamy poważny problem, po czym zaczął się na mnie wydzierać, że mam w tej chwili wstawać i udać się do gabinetu ich starych, bo tam są idealne warunki do prowadzenia tego rodzaju dyskusji. Nie wiem, na chuj, bo przecież równie dobrze można by było porozmawiać tutaj, albo jutro, albo jakkolwiek, ale pewnie Fabio nie chce, aby dzieciaki usłyszały, co ma nam do przekazania.

- Rusz się, bo do rana nie skończymy. - powiedział dość łagodnie Derek, szarpiąc mnie, abym w końcu wstał. Niechętnie to uczyniłem, ale no co ja mogłem na to poradzić? Boss kazał, to trzeba iść i słuchać, chociaż szczerze, to wolałabym iść spać, niż słuchać jego durnego wywodu. Ciekawe czy w ogóle będzie mi to dzisiaj dane. 

Niechętnie i mozolnie wlekłem się z tapczanu, na którym usiadłem, przeciągając się i ziewając. Przetarłem oczy i energicznie podniosłem się, robiąc dziesięć szybkich przysiadów, co z boku mogło by wydawać się przekomiczne. Derek spojrzał się na mnie jak na debila, a ja wyjaśniłem mu, że to tak na pobudzenie i w ogóle. Mężczyzna nie skomentował, więc udaliśmy się do dużego, eleganckiego gabinetu starych Andersonów. 

Moja niania jest gangsterem | Jescott, Dylmas, Derestian & BriamWhere stories live. Discover now