5. Rozkojarzony Huncwot

266 44 59
                                    

No, może nie jest już rano, ale z nudów dodaje dzisiaj aż DWA rozdziały! Enjoy! :)

⤝°♦°⤞⤝°♦°⤞⤝°♦°⤞⤝°♦°⤞


W niedzielne popołudnie Remus zbierał się już do wyjścia ze szpitala, mimo, że Madame Pomfrey nie była do tego przekonana. Rana na plecach wilkołaka okazała się wyjątkowo głęboka i trudna w leczeniu. Mało tego, Lupin pierwszy raz od dawna odczuwał, że miał gorączkę. Mimo wszystko, chciał to zignorować, bo coś bardzo nie dawało mu spokoju.

Wciąż nie wiedział, jakim cudem źle obliczył datę pełni księżyca. Czym prędzej pragnął dostać się do swojego dormitorium i sprawdzić wszystkie notatki w celu znalezienia błędu. Niestety nie miał tyle galeonów, by zaopatrzyć się w kalendarz faz księżyca. Takie zakupy mogłyby się wydać komuś bardzo podejrzane. Z drugiej strony, nie chciał też prosić o cokolwiek dyrektora. On i tak już wiele zrobił, by mu pomóc.

Wieczorem, gdy wszystkie zeszyty, zapiski i notatki miał podsumowane, wciąż twierdził, że w jego obliczeniach było wszystko w porządku. Zatem, dlaczego wyszło inaczej, niż powinno? Głowił się wciąż nad tym, nie słuchając komentarzy innych huncwotów, którzy pomagali mu zmienić opatrunek na plecach.

⤝°♦°⤞

W sali od eliksirów ustawione były dokładnie cztery stanowiska, przy których przygotowywała się właśnie taka sama liczba gryfonów z piątego roku. Poniedziałkowy egzamin praktyczny pora było zacząć.

Remus niedaleko siebie dostrzegł doskonale skupioną Evans, która już układała wszystkie przedmioty w sobie znanej kolejności. Czarodziej przełknął ślinę, bo niestety eliksiry nie były jego dobrą stroną, co trudno było powiedzieć o gryfonce obok. Lily była jedną z najlepszych warzycielek na ich roczniku. Śmiało można było też powiedzieć, że lepszy od niej był tylko Severus Snape.

Po kilku minutach do sali w lochach weszła sprężystym krokiem Gryzelda Marchbanks. Sędziwa z wyglądu egzaminatorka z Ministerstwa była jednak pełna energii. Przebiegła czujnym wzrokiem po czterech uczniach i upewniwszy się, że każdy jest przygotowany, powiedziała:

— Witam na egzaminie praktycznym z Eliksirów w ramach zaliczenia Standardowych Umiejętności Magicznych. Dzisiaj zajmiemy się warzeniem Eliksiru Spokoju.

Remus szybko zajrzał do głowy, starając przypomnieć sobie wszystkie składniki i formułę przygotowania tego wywaru. Naiwnie liczył, że na egzaminie trafi im się do zrobienia baza pod Eliksir Wielosokowy, który rano trzeba było opisać na egzaminie teoretycznym. Niestety z teorii był o wiele lepszy niż z praktyki. Szczególnie jeśli chodziło o nieszczęsne eliksiry.

Ku jego uldze, ocenił, że jednak pamiętał dużo z receptury na Eliksir Spokoju. Nie chcąc tracić więcej czasu, wlał do kociołka odpowiednią ilość wody. Następnie zaczął ścierać na pył kamień księżycowy. Praca nie szła mu najgorzej i wykorzystał moment, by spojrzeć w lewo, gdzie nad swoim parującym kociołkiem pochylała się skupiona Lily.

Przyznał, że wyglądała jak prawdziwa Mistrzyni i wcale by się nie zdziwił, gdyby w przyszłości zdobyła ten tytuł. Od kilku dni gryzły go wyrzuty sumienia, że na nią nakrzyczał. Wyciągnęła do niego pomocną dłoń, a on ją odrzucił. Nigdy nie mieli dobrej relacji, ani jakiejkolwiek na dobrą sprawę. Remus jednak nie chciał, by myślała o nim jeszcze gorzej. Tym bardziej, że i tak nienawidziła huncwotów.

Lupin zapatrzył się na rudowłosą dłuższą chwilę, przez co wykonał w kociołku o jedno zamieszanie za dużo. Różowa ciecz zabulgotała z pretensją i kilka kropel wystrzeliło na dłoń wilkołaka. Chłopak syknął, gdyż eliksir był już bardzo gorący. Nie patrząc już na Lily, z rozkojarzeniem dodał sproszkowane kolce jeżozwierza i znów zaczął mieszanie według odpowiednich wytycznych. Trzy obroty zgodnie ze wskazówkami zegara, potem trzy na odwrót.

Pochylił się nad kociołkiem, a gdy nie ujrzał wciąż upragnionej turkusowej barwy, przeklął pod nosem i zaczął się zastanawiać, co było nie tak. Po sprawdzeniu temperatury i dodanych składników, nagle go oświeciło. Szaleńczo zaczął się rozglądać po swoim stanowisku. Gdzie jest ten cholery syrop?!

Nagle usłyszał jakiś dźwięk za plecami. Na szczęście wszystkie kociołki głośno bulgotały, więc Marchbanks nic nie usłyszała.

— Psst! Lupin! — szepnęła Lily, nachylając się lekko ku gryfonowi. Najwidoczniej zauważyła, że coś było mocno nie tak. Remus spojrzał na nią, marszcząc brwii. — Syrop z ciemiernika — zasugerowała, pokazując na kociołek.

— Nie mam go w wyposażeniu — szepnął gorączkowo, czując, że już pocił się na całym czole.

Gryfonka wyprostowała się w konsternacji. Pomyślała chwilę, obserwując swoje biurko, po czym oddzieliła połowę swojego syropu do innego naczynia. Gdy egzaminatorka pochyliła się nad jakimiś papierami, Lily szybko podała Remusowi fiolkę, nieopatrznie muskając jego zimną skórę. Czarodziej momentalnie poczuł, że napięcie elektryczne przeskoczyło między ich palcami i szybko cofnął dłoń. Podziękował Lily krótkim uśmiechem, po czym natychmiast odwrócił speszony wzrok.

Mimo starań, było już jednak za późno na jakąkolwiek interwencję. Z lupinowego kociołka zaczęła wydobywać się grafitowa para, która szybko zmieniła się w nieprzyjemnie pachnący dym. Lupin przetarł piekące już oczy i zobaczył, że Marchbanks właśnie podchodziła do jego stanowiska z poważną miną.

— Niestety, panie Lupin. Przegapił pan dodanie syropu z ciemiernika i pański eliksir jest bezużyteczny. Proszę zabrać swoje rzeczy i opuścić pracownię — powiedziała bez emocji.

Lupin wytrzeszczył miodowe oczy na egzaminatorkę. Nie mógł w to uwierzyć! Co prawda, wiedział, że nie miał szans na Wybitny z Eliksirów, ale jednak pozostawała mu nadzieja, że chociaż uda się oddać skończoną pracę. Przez chwilę kłócił się ze starszą czarownicą. Miał nadzieję na kolejne podejście. Jego wysiłki jednak spełzły na niczym.

Przed wyjściem z klasy spojrzał jeszcze przelotnie na Lily, która posłała mu smutny, choć pokrzepiający uśmiech. 

Nad Przepaścią [ Lupin x Evans ] ✓Where stories live. Discover now